Obserwowała rozgrywającą się obecnie scenę oczami pełnymi przerażenia oraz niedowierzania. Barani Łeb nowym zastępcą? To chyba jakieś żarty! Przecież arlekin zupełnie nie znał się na rozkazywaniu i koteczka była przekonana, że ktokolwiek inny poradziłby sobie lepiej niż wredny brat Koziej Nóżki. Rozglądnęła się dookoła, a jej wzrok zawiesił się chwilę dłużej na zgrabnej sylwetce Liliowej Sadzawki; szylkretka na pewno byłaby w przyszłości świetną liderką. Sama wizja masywnego kremowego stojącego na miejscu Lisa sprawiła, że calico skrzywiła się z niesmakiem i prychnęła pod nosem. Skierowała wzrok na swojego mentora w chwili, w której zeskoczył ze starego konara, a następnie przepchnął się pewnym krokiem przez tłum kotów w stronę córy Rosomaka. Zdziwiona złotooka niezauważalnie drgnęła, gdy rdzawy przystanął kilka długości mysiego ogona od niej.
— A ty pracuj dalej, masz zadatki na przyszłą liderkę — wychrypiał tajemniczym głosem, który nie zdradzał żadnych emocji.
Świeżo mianowana wojowniczka przeżyła wewnętrzny zawał, gdy do jej uszu dotarły słowa pręgowanego kocura. Ona głową całego klanu? Czy to naprawdę się dzieje?
— To byłby wielki zaszczyt — wymruczała głosem pełnym zachwytu i rozmarzenia, zerkając na syna Konwaliowej Rzeki, który ziewnął przeciągle. Wielkie, ostre kły zalśniły krwiożerczym blaskiem, gdy wyszczerzył się do niej oraz warkną z wyraźną pogardą.
— Oczywiście, że byłby. Musisz jednak uważać na te ścierwa z Klanu Nocy, by nie skończyć jak biedna Cyprysowy Gąszcz, której wybebeszone flaki cuchnęły na kilka długości lisa.
Czuła, jak niedawno zjedzony wróbel próbuje znów wyfrunąć i rozprostować swe skrzydła w przestworzach. Od niemalże samego początku treningu rudzielec wpajał jej nienawiść do klanu Żwirowej Gwiazdy, więc gdy tylko ktoś o nim wspominał, wybuchała furią i nieokiełznaną złością. Nastroszyła niebieskie futerko na karku oraz wysunęła pazurki, przeklinając w duchu wszystkich Nocnych, którzy przyszli jej na myśl.
— Obiecuję, że jeśli tylko któryś z tych pchlarzy napatoczy mi się pod łapy, nie odejdzie bez kilku ładnych blizn — splunęła na ziemię, machając chaotycznie ogonem na wszystkie z strony, gdy lider udał się bez słowa do swojego legowiska.
~*~
Chociaż minęło już naprawdę wiele księżyców od pamiętnej rozmowy z rudym mentorem kocicy, jego słowa nadal pobrzmiewały w głowie Berberysowej Bryzy. Powiedzieć, że na to wspomnienie napawała ją ogromna duma, to za o wiele za mało. Kotka miała ochotę skakać z radości, jednak tego nie robiła, bo wiedziała, że dorosłej wojowniczce tak nie wypada. W takich momentach pozwala sobie jedynie na szeroki uśmiech, sam wpływający na pyszczek i pełne szczęścia westchnięcie skierowane w stronę nieba.
Jednakże przez ostatnie wschody słońca inna sprawa zaprzątała jej umysł; o co chodziło z tymi wszystkimi kataklizmami, które nachodziły klany? Może gwiezdni postanowili ukarać ich za zachowanie na ostatnich zgromadzeniach? Pomimo lekkiej obawy przed, tym co postanowiła zrobić, niedające spokoju narastające napięcie przewyższyło wszelkie inne strachy. W końcu, gdy została wyznaczona na patrol z Lisią Gwiazdą na czele, doskoczyła do boku lidera i zapytała.
— Lisia Gwiazdo? — miauknęła, a kocur obdarzył ją pytającym spojrzeniem orzechowych oczu. — Jak myślisz, czy te wszystkie nieszczęścia w klanach są zesłane przez Klan Gwiazdy za karę? I czy nas też któreś z nich spotka?
<Lisia Gwiazdo? Przepraszam, że tak długo ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz