- Jak będziecie się tak wlec, to nigdy tam nie dojdziemy - powiedziała Spopielona Paproć, która była cała sucha - Nie ma aż tak dużo śniegu.
- Bardzo śmieszne - odparłam - ja mam krótsze nóżki, a biedny Nagietek jest cały mokry.
Nagle Trzcinowa Łapa nastąpiła na gałązkę, która szybko pękła z trzaskiem. Podskoczyła z piskiem, rzucając się do ucieczki. Wbiegała we mnie, a ja wylądowałam na śniegu. Spopielona Paproć i Dzika Łapa podśmiewali się z nas, a ja leżałam cała mokra, moje futerko było całe w białym puchu. Wydawałam z siebie dźwięki niezadowolenia
- Ojej, przepraszam - powiedziała, zawstydzona Trzcina.
- Nic się nie stało, w końcu to tylko śnieg, okropny, parszywy, zimny śnieg.
Tego nie można tak zostawić. Ciocia Spopielona, nie będzie się bezkarnie ze mnie śmiać. Powoli wstałam, a następnie szybko wbiegłam w niebieską kotkę, która chwilę przeturlawszy się wstała i spojrzała na mnie poważnie. Po chwili uśmiechnęła się i popchawszy mnie łapką znowu na śnieg, przewróciła również Nagietka. Wyglądał jak niezadowolona kupa rudego futra.
Nagle przyszedł do nas Iglasty Krzew. Co tu się dzieje?
- Przygasająca łapo jesteś cała mokra - powiedział, przestraszony, zlizując śnieg z mojego futerka - jeszcze dostaniesz zielonego kaszlu, wracajmy do obozu.
- Tato, ale ja bardzo dobrze się czuje - próbowałam przekonywać, ale on już popychał mnie w kierunku obozu.
- Na pewno wszystko dobrze? - spytał troskliwie - Pewnie bardzo ci zimno.
Po wejściu do obozu od razu pobiegł po Turkawie Skrzydło.
<Turkawie Skrzydło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz