- P...przepraszam - rozpoznał przyciszony głos Miedzianej Iskry.
Albo ledwo przed momentem otwarte oczy go zwodziły, albo kotka… płakała?
- Nic się nie stało - odparł bez cienia złośliwości, odsuwając się trochę. Powinien przenieść się w głąb legowiska, to już druga osoba, która na niego wpadła… Strząsnął łbem, jakby próbując wyrzucić z pamięci tamto spotkanie.
Nigdy nie sądził, że zobaczy wiecznie radosną Miedź (właśnie przypomniał sobie, że jest jedną z tych, którym zawdzięcza życie i przed oczami mignęły mu wszystkie ich poprzednie spotkania. Miał nadzieję, że nie zauważyła jego zażenowania) w takim stanie. Chociaż po tym, co ostatnio się stało…
- Nigdy nie wiadomo, kto będzie następny - wyrwało mu się pod nosem. Oczy bicolorki zrobiły się szersze. Lisia mać, usłyszała!
- Nie, przepraszam! - Próbował ją uspokoić, gdy zalała się kolejną falą łez. - Ja naprawdę nie chciałem! - Nie opierała się, gdy spróbował ją przytulić. Szlochała, mocząc jego futro, a on patrzył gdzieś ponad jej płową głową, powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
- Nie chciałem… - Chociaż, czy naprawdę nie chciał? Przecież tak właśnie było i im szybciej wszyscy to zrozumieją, tym łatwiej się z tym pogodzą.
A on w końcu wyrzuci z siebie pustkę, pożerającą go od środka jak pasożyt.
- Dla-dlaczeg-o - wykrztusiła z siebie, wyrywając go z zadumy. - Dlaczego oni? Naw… - Zaczekał cierpliwie, aż kotka odzyska oddech. - Nawet nie zdążyłam się… się pożegnać - dokończyła szeptem i ukryła pyszczek w jego futrze. Drzała, wylewając cały nagromadzony żal, niepewność i frustrację. - Dlaczego?!
- Nie wiem - odparł. Tylko tyle mógł jej powiedzieć, bo nie był pewien niczego więcej. Nie chciał mówić jej o depczącej mu po piętach śmierci, chociaż wiedział, że powinien. On też powinien pozbyć się wszystkich emocji plątających mu umysł, sprawiających, że czuł się jak złapany we wnyki. Z każdym uderzeniem serca coraz bardziej świadomy nadchodzącego nieuchronnego.
Schował łeb w jej miękkim futrze i pozwolił sobie na łzy.
Gdy się obudził, Złoty Wilk już chował się za horyzontem. Delikatnie odsunął od siebie bicolorkę i wyszedł, przyglądając się światu skąpanemu w złocie i różu. Chłonął go całym sobą, drżąc pod chłodnymi podmuchami. Jakby to był ostatni raz. Nigdy nic nie wiadomo.
<Miedź? :3 Ale by mieli jazdy, jakby ich Cętka zauważyła xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz