― Pogięło cię? ― warknął Sokół. Ani trochę nie podobał mu się pomysł spania na granicy wrogiego klanu. Przecież Klan Lisa trzymał sojusz z Klanem Klifu… I Sokół nie miał pojęcia, co Brzoskwiniowa Gwiazda sobie pomyśli, gdy znajdzie na swoim terytorium dwójkę wrogich kotów. Przypuszczał, że nic dobrego.
― Ciebie złamało ― rzucił Barwinkowa Łapa. Przymknął oczy i położył się na trawie, odwracając się bokiem do srebrnego wojownika.
― Taak, Brzoskwiniowa Gwiazda na pewno uzna, że zrobiliśmy sobie miły, gościnny wypad na ich terytorium, żeby pozdrowić ją od Czereśni i Lisiej Gwiazdy. Może mi jeszcze powiesz, jak mam ich przywitać, zanim obedrą nas ze skóry?
Barwinkowa Łapa w odpowiedzi machnął tylko czarnym ogonem i pogrążył się we śnie. Sokół przywarł do ziemi kilka długości lisa dalej i zakrył uszy obiema łapami, nie chcąc słyszeć głośnego chrapania towarzysza. Młody warczał jak potwór Dwunożnych.
Modlił się w duszy o to, by powieki zakrył mu sen. Ale spanie na terytorium obcego klanu nie należało do najłatwiejszych wyzwań w jego życiu. Miał wrażenie, że zaraz zza rogu wyskoczy na niego wojownik Klanu Burzy i zrobi z niego wronią strawę.
Z daleka usłyszał jakieś szmery. Wysilił wzrok i dostrzegł trzy kocie sylwetki, przemierzające wolno terytorium Klanu Burzy. Podążające w ich stronę.
Patrol? O tej porze?, zastanawiał się.
Nie było czasu na rozważania.
― Wstawaj, Barwinkowa Łapo!
― J-jeszcze m-momencik, Księżycowy P-Pyle…
Potrząsnął uczniem mocniej. Za trzecim razem próba się powiodła i Barwinek uchylił oczy na wystarczającą wielkość, aby wychwycić przerażony pysk Sokoła. Zrozumieli się bez słów. Kocur rzucił tylko nieme: „w nogi!” i rozpoczęli kolejną tego dnia szaleńczą ucieczkę. Gdzie? Żaden z nich nie wiedział. Byle ten przeklęty patrol ich nie dorwał.
<Barwinkowa Łapo? Nadal na obrzeżach terytorium Klanu Burzy c;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz