Zamarł, kiedy Iskra przeleciała na pobliską gałąź. Jego serce niemalże przestało bić, poczuł przypływ gorąca. Kilka długości ogona za nim czaiła się wielka, kosmata Panika i szykowała się, aby na niego skoczyć.
― Złaź stamtąd natychmiast! ― warknął autentycznie przerażony, zagłębiając pazury w miękkiej glebie ― Słyszysz mnie? Złaź!
Iskra w odpowiedzi zaśmiała się, machnęła puchatym ogonem – i niczym wiewiórka przefrunęła na jeszcze wyższą gałąź. Zbladł.
Podszedł do pnia drzewa i stanął na tylnych łapach. W myślach klął się za to, że w ogóle ją tu przyprowadził. Jeśli tak się zachowywała, to nie powinna w ogóle opuszczać żłobka.
― A może teraz ty spróbujesz? ― wrzasnęła z dołu Iskra, uczepiając się zwinnie niemalże najwyższej gałęzi. Znowu poczuł, że jest mu gorąco.
Podniósł głowę.
― Nie! Mówiłem, żebyś zlazła! ― darł się. Już nawet nie obchodziło go to, że była młodsza i że teoretycznie powinien być łagodniejszy. Jeśli spadnie i będzie musiał przynosić jej zwłoki klanowi, nie będzie to miało już najmniejszego znaczenia.
Przez dłuższą chwilę z rezygnacją opierał się o drzewo i nie zwracał uwagę na cudaczenie Iskry. Tylko regularne trzeszczenie gałęzi przyprawiało go o dreszcze. A jeśli przy którymś skoku konar nie wytrzyma…? Po kilkudziesięciu uderzeniach serca uznał, że dość już tego cyrku, wstał i – z pyskiem skierowanym ku górze – zawołał:
― Wystarczy ci już?!
Iskra skuliła się na gałęzi i pokiwała skwapliwie łepetyną.
― To zejdź ― powiedział już nieco spokojniejszym głosem. Bardzo mądra decyzja.
― Tylko Sokole… Ja nie wiem, czy dam radę…
― Weszłaś, to i zejdziesz.
― Ale tu jest wysoko! ― pisnęła Iskra dramatycznym głosem.
Zadrżał. No nic, skończyło się tak, jak się spodziewał. Będzie musiał po nią wejść, ale co potem? Koty nie mają w zwyczaju chodzić po drzewach. Coś wymyślę, pocieszył się w duchu. Podszedł do drzewa i oparł się o nie przednimi łapami, wpatrując się tępo przed siebie. Pierwszy skok, drugi. Jeszcze nie spadł…? Zacisnął mocniej powieki tylko po to, by uderzenie serca później je otworzyć i zdać sobie sprawę, że znajduje się na najniższej gałęzi. Zacisnął żeby. Trzeci, czwarty skok. Przy piątym udało mu się zrównać z Iskrą. Wbił pazury mocniej w chropowatą korę drzewa i spuścił wzrok w dół. Natychmiast tego pożałował.
Starając się uciszyć głośno bijące serce, jakimś cudem sprowadził ją na ziemię.
Miał już sprawdzać, czy jest cała, gdy dostrzegł figlarny błysk w jej żółtych oczach.
― No i nie było chyba tak strasznie, prawda Sokole?
― Nie było…
― No wiesz, mi by się tam nic nie stało… Chciałam tylko zobaczyć, czy byś wszedł tak wysoko jak ja.
<Iskro? Wyszło trochę dramatycznie. Przeżył zawał, pokonał lęk wysokości, co jeszcze? xd>
Uwielbiam sposób, w jaki przedstawiasz Iskrę, czasami mam wrażenie, że nawet lepiej niż ja xD
OdpowiedzUsuń