Szyszka odsunęła się nieznacznie i wbiła wzrok w ścianę nory. Pytanie Sokoła nie tyle ją zaskoczyło, co dało do myślenia. Chciała dobrać słowa jak najwłaściwiej. Po kilku uderzeniach serca, w całkowitej ciszy, otworzyła pyszczek, gotowa do udzielenia odpowiedzi.
― Nie wiem, ale w i e r z ę. Wiara to nie wiedza, Sokole.
Czy te słowa wystarczyły? A nawet gdyby usatysfakcjonowały wojownika, to co by zrobił pózniej? Czarna kotka nie była pewna, czy tak nagle zacząłby wierzyć, że istnieje jakieś życie po śmierci.
Kocur skinął głową, wyrywając ją z zamyśleń.
― Wiesz co, Szyszko? ― uśmiechnął się i przysunął nieco bliżej. ― Może pójdziemy na spacer i pooglądamy zachód słońca? A przy okazji… opowiesz mi troszeczkę, odrobinkę o tym twoim Klanie Gwiazdy?
Spojrzała od razu w jego kierunku. Propozycja trochę ją zdziwiła, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Spacer zawsze brzmiał dobrze, a jeszcze w towarzystwie przyjaciela, mógłby być pełen przygód. Nie wspominając już o rozmowach.
― Jasne. ― miauknęła kotka z uśmiechem. Zamierzała podnieść się z miejsca, od razu kierując ku wyjściu. Pewnie by tak zrobiła, gdyby nie jeden szczególik. Momentalnie pokręciła głową. ― Jeszcze nie czas, żebyś opuścił legowisko medyczek. Potrzebujesz odpoczynku. Nie wiem, czy w takiej sytuacji, wędrówka jest dobrym pomysłem.
W jej głosie zabrzmiało zmartwienie i chociaż kocur zaprzeczył, oraz dodał, że czuję się już dużo lepiej, kotka nie chciała ryzykować. Zamiast tego, znalazła wygodniejszą pozycję, chcąc powrócić do przesłuchiwań. Znajomy głos Muchy, zmusił czarnulkę do westchnięcia. Widocznie szykował się patrol. Wstała na równe łapy, rzucając w stronę wojownika przepraszające spojrzenie.
― Wygląda na to, że muszę już iść. ― pochyliła się, trącając nosem czubek jego głowy. ― Do zobaczenia.
Machnęła ogonem na pożegnanie, zanim opuściła legowisko. Mucha czekała już na nią przed wyjściem, z wesołym uśmiechem unoszącym się na pysku, jeszcze zanim Szyszka zgodziła się wybrać na obchód.
*time skip*
Nie mogła spać.
Poczucie braku bezpieczeństwa, strachu, smutku, połączone z głodem, sprawiło, że nie potrafiła zmrużyć oczu. Każdy skrawek jej ciała, błagał o odpoczynek. Ignorowała wszystko, co działo się wokół niej. Czarne futerko było już suche, ale łapy wciąż poplamione przez błoto. Szyszka leniwie śledziła, poruszające się po ich chwilowym obozie koty. Niektóre wybierały się zobaczyć, czy można wrócić do obozu, a jeszcze inne zapolować. Wojowniczka nie miała ochoty ani na to, ani na tamto. Postanowiła podnieść się z miejsca, truchtem zmierzając głębiej w terytorium.
Nikt jej nie widział. Wszyscy zajmowali się teraz klanem, o co nie miała pretensji. Tragedia jaką była
powódź, nastąpiła nieoczekiwanie. Myślenie o zalanych terenach, śmierciach wielu kotów, braku wystarczającej ilości pożywienia, sprawiło, że przyspieszyła. Upatrzyła dla siebie płaski kamień, na którym usiadła, ze wzrokiem skierowanym prosto na bagnistą wodę. Jej tafla powoli falowała. Oświetlana przez zachodzące słońce, wyglądała naprawdę magicznie. Szyszka zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Może jeśli pomyśli o czymś pozytywnym okaże się, że to wszystko nie miało miejsca?
― Też nie możesz zasnąć?
Kotka nie odwróciła głowy. Jedynie zastrzygła uszami, od razu rozpoznając głos. Zapach napłynął z większą intensywnością, gdy Sokół usiadł obok niej, także wpatrzony w wodę.
― Pamiętasz, że miałam opowiedzieć ci kiedyś więcej o Klanie Gwiazdy?
Widziała w oczach swojego przyjaciela ogromny smutek, połączony z tęsknotą i żalem. Szyszka przybliżyła się trochę bliżej, ocierając swoją sierścią, o te jego. Miała nadzieję, że ten gest pokaże, że zawsze może na nią liczyć. Nie chciała zadawać mu pytań w stylu "jak się czujesz?", bo domyślała się jak. Tylko mysi móżdżek, nie czułby w tej chwili empatii. Kocur stracił swojego ojca. Miał prawo przeżyć po nim żałobę.
Temat Klanu Gwiazdy, w tej chwili wydawał jej się jeszcze bliższy. Czy Krogulec polował teraz z wojowniczymi przodkami? Czy też trafił do miejsca, gdzie nigdy nie dane było postawić łapy żadnemu kotu?
― Klan Gwiazdy to nasi przodkowie. Koty, które odeszły z tego świata, gotowe polować na Srebrnej Skórze. Spoglądają na nas, opiekują się, dbają by nasz los okazywał się łaskawy. ― miauknęła. Spojrzenie utkwiła w zachodzie, podziwiając, jak zmieniają się kolory na niebie. Z pomarańczowego, robiło się coraz ciemniejsze. Lśniły już nawet na nim pierwsze gwiazdy. ― Zsyłają sny medykom i podobno, mogą nawet ofiarować przywódcy dziewięć żywotów. Gdy dobry kot odejdzie, staję się jednym z gwiezdnych, a pamięć o nim nigdy nie przeminie.
Poczuła napływające do oczu łzy, więc szybko zamrugała, odpędzając je. Cokolwiek się miało wydarzyć, jakiekolwiek wyzwanie ich czekało, Szyszka była pewna, że wierząc, zawsze odnajdzie spokój.
<Sokole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz