*Jakiś półksiężyc temu*
Znowu wyszły razem z Turkawim Skrzydłem po nowe zioła, dopóki jeszcze cokolwiek można było znaleźć. Kocice skrupulatnie przeszukiwały poszycie lasu, aby wyłapać wzrokiem i węchem nawet najmniejsze lecznicze roślinki.
- A podbiał? - zapytała Miedziana Iskra, znajdując roślinę o tej właśnie nazwie.
- Możemy wziąć - odparła krótko medyczka.
Wojowniczka zerwała kilka liści i pobiegła za swoją towarzyszką, która już oddalała się w poszukiwaniu innych ziół. Przez dłuższy czas kocice nie znalazły nic więcej. Na ich drodze było jednak coś, co przykuło uwagę Miedzi.
- Zobacz, turkawie pióro! - zawołała wesoło, podskakując w stronę znaleziska.
- Jestem Turkawie Skrzydło, zapomniałaś? - zażartowała medyczka, kierując się za Miedzianą.
- Nie, pióro! O, a nawet dwa!
Kotki przez chwilę przyglądały się dwóm piórom. Oba były rudawo-rdzawe, z wąską, czarną otoczką.
- Skąd wiesz, że to turkawie? - zapytała Turkawka.
- A, tam gdzie kiedyś mieszkałam, widziałam te ptaki. Miały dokładnie takie same upierzenie.
- Nigdy nie widziałam tu takich.
- Ja też nie. Weźmy je! - miauknęła wesoło.
Turkawie Skrzydło zgodziła się na tę propozycję. Miedź zadowolona chwyciła piórka i obie ruszyły do domu.
Gdy wróciły, posegregowały znalezione medykamenty, a pióra odłożyły na lepiej ukrytym miejscu. Tak, aby nikt ich przypadkiem nie postanowił przywłaszczyć.
- Cześć T... - chciała się przywitać, ale zauważając w jakim stanie jest jej kochana Turkawka, głos ugrzązł jej w gardle - Turkawko-o...?
W jednej chwili Miedzianej Iskrze zrobiło się tak słabo, że miała wrażenie, że to ją zaraz będzie trzeba ratować. Nogi stały się niczym z waty, ledwo utrzymywały ciężar wojowniczki.
- Turkawko! - zawyła, przypadając do boku kocicy, a w jej oczach stanęły łzy.
- O-odsuń się, bo się zarazisz... - miauknęła cicho medyczka, odganiając przyjaciółkę łapą.
- Turkawko...
Starsza kocica posłała młodszej zmęczony uśmiech.
- Lepiej już idź - miauknęła stanowczo - proszę - dodała po kilku uderzeniach serca, zanosząc się kaszlem.
Miedziana nie chciała spierać się z przyjaciółką, ale nie chciała też jej zostawiać w takiej chwili. Posłusznie jednak wykonała próśbę kocicy. Z jej oczu obficie lały się łzy, ale nie przejmowała się wzrokiem innych klanowiczów. Skierowała się do legowiska wojowników, a następnie opadła ciężko na swoje posłanie.
Nie, to nie może być prawda. To wszystko to jakiś głupi żart.
Nasze życie to żart.
I w jednym momencie zaniosła się niekontrolowanym, szaleńczym śmiechem.
- Możemy wziąć - odparła krótko medyczka.
Wojowniczka zerwała kilka liści i pobiegła za swoją towarzyszką, która już oddalała się w poszukiwaniu innych ziół. Przez dłuższy czas kocice nie znalazły nic więcej. Na ich drodze było jednak coś, co przykuło uwagę Miedzi.
- Zobacz, turkawie pióro! - zawołała wesoło, podskakując w stronę znaleziska.
- Jestem Turkawie Skrzydło, zapomniałaś? - zażartowała medyczka, kierując się za Miedzianą.
- Nie, pióro! O, a nawet dwa!
Kotki przez chwilę przyglądały się dwóm piórom. Oba były rudawo-rdzawe, z wąską, czarną otoczką.
- Skąd wiesz, że to turkawie? - zapytała Turkawka.
- A, tam gdzie kiedyś mieszkałam, widziałam te ptaki. Miały dokładnie takie same upierzenie.
- Nigdy nie widziałam tu takich.
- Ja też nie. Weźmy je! - miauknęła wesoło.
Turkawie Skrzydło zgodziła się na tę propozycję. Miedź zadowolona chwyciła piórka i obie ruszyły do domu.
Gdy wróciły, posegregowały znalezione medykamenty, a pióra odłożyły na lepiej ukrytym miejscu. Tak, aby nikt ich przypadkiem nie postanowił przywłaszczyć.
***
- Cześć T... - chciała się przywitać, ale zauważając w jakim stanie jest jej kochana Turkawka, głos ugrzązł jej w gardle - Turkawko-o...?
W jednej chwili Miedzianej Iskrze zrobiło się tak słabo, że miała wrażenie, że to ją zaraz będzie trzeba ratować. Nogi stały się niczym z waty, ledwo utrzymywały ciężar wojowniczki.
- Turkawko! - zawyła, przypadając do boku kocicy, a w jej oczach stanęły łzy.
- O-odsuń się, bo się zarazisz... - miauknęła cicho medyczka, odganiając przyjaciółkę łapą.
- Turkawko...
Starsza kocica posłała młodszej zmęczony uśmiech.
- Lepiej już idź - miauknęła stanowczo - proszę - dodała po kilku uderzeniach serca, zanosząc się kaszlem.
Miedziana nie chciała spierać się z przyjaciółką, ale nie chciała też jej zostawiać w takiej chwili. Posłusznie jednak wykonała próśbę kocicy. Z jej oczu obficie lały się łzy, ale nie przejmowała się wzrokiem innych klanowiczów. Skierowała się do legowiska wojowników, a następnie opadła ciężko na swoje posłanie.
Nie, to nie może być prawda. To wszystko to jakiś głupi żart.
Nasze życie to żart.
I w jednym momencie zaniosła się niekontrolowanym, szaleńczym śmiechem.
Następna do klanu szaleńczo śmiejących się w reakcji na całe zło tego świata... xD
OdpowiedzUsuń