Rano
Poranek w Klanie Nocy był bardziej pracowity niż w trakcie poprzedniej pory roku. Na zewnątrz było coraz cieplej, a co za tym idzie koty, które wcześniej najchętniej kisiły swoje zadki w ciepłych legowiskach, teraz nagle zaczęły wyściubiać nosy poza swoje miejsca zamieszkania. Jak przystało na dobre lato, mianowano nowych uczniów i rozpoczęto uzupełnianie zapasów pożywienia na większą skalę. Smaczna zwierzyna wypełniała stos i żołądki klanowiczów, którzy po księżycach zimna i głodu kręcili się po obozie jak pchły potrzebujące swoich futrzaków. Tradycyjnie musiała być jednostka nie do końca najszczęśliwsza. Dryfująca Łapa wiedziała doskonale, że narzekania było niewłaściwe i nietaktowne. W końcu co mają powiedzieć koty o futrze dłuższym niż te jeno? Wolała po prostu to zignorować, okazując swoją hipokryzję. Schował pysk za ogonem, ale po chwili smagnęło nim ziemię zirytowane. Do tego stopnia, że aż zabolało.
“Ukrop! Rany czy musi być aż tak upalnie!” warknęła w myślach.
Czyjeś cielsko zasłoniło mu wizję topiącego się w obrzydliwym blasku świata. Cieszyło ją to, więc ułożyło pysk wygodnie na łapach, nie zamierzając nawet podnieść pyska w stronę towarzysza. Zamruczał krótko, śmiejąc się, lecz poczuł szturchnięcie w ramię. Zmusiło go to w końcu to krzywego, lecz wyglądającego na szczery uśmiechu.
— Ach! Witaj — miauknął na powitanie kocurowi, którego imienia zupełnie zapomniał, przewracając się na grzbiet, eksponując w ten sposób swój jak zwykle zaokrąglony brzuszek. — Czy coś się stało? — dodało, patrząc na kocura, który zdawał się odrobinę zdziwiony ekscentrycznym zachowaniem Gałęzatki.
— Rozpromieniony Skowronek — odparł, odsuwając się nieznacznie od niebieskiego.
— Ochhh! A czego chce? Czyżby znowu trening? — zachichotało, chowając pysk za łapami. — Możesz mu powiedzieć, że mnie tu nie ma! Albo, że śpię. Wszystko jedno! — zawołała radośnie, ponownie przymykając irytujące świecące w promieniach słońca złote oczy.
Odpowiedziała mu tylko cisza, a następnie niewyraźne w jeno umyśle kroki. Jego móżdżek zdążył już odpłynąć hen daleko w morze głupoty i rozbawienia. Było to zawsze skuteczne, gdy głowę po raz kolejny zasnuwały jeno nieciekawe i nie do końca przyjazne obrazu. Zdawało mu się, że był to sen na jawie. Czuło, że spada. Bez końca i bez początku zapadał się w głębokiej dziurze. Zdążył stracić poczucie czasu, gdy poczuło szturchnięcie.
— Patrol mysi móżdżku. Już. Jeśli nie pojawisz się za chwilę przy wyjściu z obozu, przysięgam, że naskarżę na ciebie Mandarynkowej Gwieździe — mruknął Skowronek, coraz bardziej zirytowany wybrykami swojego ucznia. — Jesteś leniwy. Wszystko robisz zbyt wolno. Do tego ta ironia, której ciągle używasz! Martwego kota być wyprowadził spod ziemi, gdyby któryś to usłyszał — dodał, nerwowo smagając ziemię końcówka ogona. — Ja się nie denerwuję, ale posiadanie ucznia takiego jak ty…to istna katorga — dodał Skowronek.
— No co ty nie powiesz. Też bym nie chciała mieć takiego ucznia jak ja — mruknął, podnosząc się z legowiska z szerokim uśmieszkiem na pyszczku.
Rozpromieniony Skowronek stał z boku, przez moment uważnie obserwując mimikę młodego kocura. Jego oczy wyrażały ignorancję. Albo po prostu pustkę. Raz, gdy Dryfująca Łapa pozwolił sobie na opowiedzenie czegoś o sobie, Skowronek dowiedział się… paru rzeczy. Ta pustka jeno pożerała.
— Po prostu trochę przystopuj — podsumował kremowy. — Konwaliowa Łapa i jego mentor czekają. Zdaje mi się, że Zmierzchająca Fala zamierza nauczyć swojego ucznia podstaw obrony. Chyba że chcą po prostu wyjdą na polowanie… Ciężko stwierdzić, tego z nimi nie uzgodniłem — podrapał się pazurem lekko po brodzie w zastanowieniu i pokierował się ku wyjściu. Zaraz za nim jak rzep przy ogonie snuł się niebieski kot, który wyglądał jak gwóźdź przybity do trumny, czy też jak nie do końca mroczny książe półkrwi. A przynajmniej takie by było skojarzenie Gałęzatki, gdyby cokolwiek wiedziała o trumnach czy serii o Harrym Potterze.
— Wybaczcie, że musieliście czekać — miauknął Skowronek, z powrotem szeroko się uśmiechając, tak jak na niego przystało.
Dryfująca Łapa kiwnął za to tylko głową i polizała się po łapie.
— Przepraszam za spóźnienie — miauknął przeciągle złotooki, gdy poczuł, jak łapa Skowronka ustała na tej jeno. Usłyszał z boku cichy śmiech, ale postanowiło to zignorować.
— Czyli wszyscy gotowi. Możemy iść — miauknął cicho dymny.
***
Jakoś w trakcie drogi do Brzozowego Zagajnika Dryfująca Łapa zaczął powoli i cicho się wycofywać w stronę liliowego ucznia.
— Hej — miauknęła cicho z łagodnym uśmiechem na pyszczku. — Ty jesteś… Konwaliowa Łapa, prawda? — dodał po chwili, wbijając wzrok w śmieszne białe kreski pod oczami kocura. — Ten biały. Jest zabawnie rozłożony. Słyszałem różne plotki o tobie. To prawda, że zjadasz kociaki, czy raczej to tylko wymysł tych, którzy nienawidzą niebieskookich? — zapytało bez owijania w bawełnę ze znacznie przyjaźniejszym wyrazem pyszczka niż przy ich poprzednim dzisiejszym spotkaniu.
<Konwaliowa Łapo?>
[724 słowa]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz