Oh. Trzy, tak banalnie krótkie i z pozoru proste słowa uderzyły w nią z siłą morskiej fali rozbijającej się o skalisty brzeg. Przeszyły ją całą, na wylot, jakby ktoś nabił na nią trzy zaostrzone, niekończące się i nieuniknione gałęzie. Nie mogła od nich uciec w żaden sposób. Także się bała. Ciekawe, czy jeszcze bardziej od swojego kochanego partnera? Zawsze starała się nie myśleć o śmierci i unikać jej tematów, wykurzyć ją ze swojej głowy właśnie z tego jednego powodu. Z powodu strachu.
– Ja… Ja też – przyznała w końcu, piskliwie, spuszczając jakby ze skruchą głowę – Ale… W Klanie Gwiazdy powinno być... Miło, prawda? Zobacz, teraz ciągle narzekamy na bolące stawy i kości albo… Albo inne ważne lub nie pierdółki, a tam już nam nic nie będzie doskwierać. I… I spotkamy rodzinę i przyjaciół – i natychmiast duże, czyste łzy zebrały się w kącikach jej błękitnych, nagle jakichś takich przygaszonych oczu.
Pociągnęła nosem, dwa strumyki żałosnych, słonych łez zaczęły najpierw z wolna, później coraz szybciej płynąć jej po puchatych policzkach, a ona nie potrafiła już spokojnie wypuścić powietrza z płuc, tym samym coraz bardziej się zapowietrzając. Zupełnie jak wtedy, gdy bardzo usilnie próbujesz powstrzymać płacz. Skuliła się w przygnębiony kłębek futra.
– Nie chcę, boję się, tak strasznie się bo-boję. Nie jestem go… Goto-waaa…
Zatopiła swój nos w rzadkim futrze liliowego, coraz bardziej popadając w panikę. Proszę bardzo, przeorana już przez życie staruszka maże się jak kocię. Ciągle starała się uspokoić, zawstydzona i zażenowana swoim zachowaniem. Słowa, którymi jeszcze przed chwilą chciała uspokoić Igiełkę, nie pomagały jej samej. Jakby sama w nie wcale nie wierzyła. Miała być teraz oparciem dla swojego partnera, a okazało się, że musi być zupełnie na odwrót.
– B-bo… Klan… Klan Gwiazdy nas przyjmie, praw-prawda?
Jak śmiała wątpić?
Znowu pociągnęła smętnie swoim małym, dwukolorowym noskiem, łapczywie biorąc ciężki, urywany oddech.
<Igła, patrz, baba ci ryczy>
Miedź, nie rycz, bo ja też będę ;-;
OdpowiedzUsuń