Każdy dzień był niczym rutyna. Raport, obchód, polowanie, rozwiązywanie problemów innych, unikanie go przez Brzoskwiniową Bryzę, jak i resztę dzieci. Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego nie znaleziono winnego tych plotek! Czuł jakby władza sprawiła, że stracił wszystko. Odkąd tylko został liderem, wszystko zaczęło się psuć. Relację z rodziną, ciągłe kłótnie. A on... On naprawdę się starał! Chciał dla nich jak najlepiej. Dbał o bezpieczeństwo klanu i mimo obowiązków był w stanie je przełożyć dla bliskich. A oni? Oni go opuścili. Życie straciło już ten smak, który odczuwał za młodu. Jedynie miał ochotę, aby to wszystko się skończyło. Nic dziwnego, że Aroniowa Gwiazda wpadał na różne niebezpieczne rzeczy i tracił życie za życiem. Zaczął rozumieć, dlaczego kocur nie przykładał wagi do swojego bezpieczeństwa. To... przerastało. Ta odpowiedzialność. Każdy oczekiwał po liderze czegoś innego. Samotność wśród klanowiczów była na porządku dziennym. Jedynie oparcie miał w swojej zastępczyni, która musiała przy nim trwać, niezależnie od tego czy chciała czy nie. A może i ona... ona była przeciwko niemu? Może to tylko ukrywała? Nie... Zawsze wydawało mu się, że jest z nim szczera. Nie znaczyło to jednak, że mógłby z nią być. Nie zdradziłby swojej partnerki, niezależnie od tego co ona myśli. Na dodatek Zbożowy Kłos wolała kotki od kocurów. Czemu kiedyś to wszystko było takie prostsze?
- Jesionową Gwiazdo? - zawołał niepewnie czyjś głos.
Wstał ociężale i zbliżył się do wyjścia, wychylając łeb na zewnątrz.
- Tak, o co chodzi?
- C-chciałabym porozmawiać - odparła calico.
- Dobrze. Puszyste Futro, możesz odejść - polecił wojowniczce - Chodź do środka - zwrócił się już do Orzecha.
Wrócił na swoje miejsce i poczekał, aż ta znajdzie się w środku.
Kotka wskoczyła do dziupli, przysiadając w półmroku.
- A więc, co się stało? - zapytał lider.
- No... skończyłam budować wały, nadeszła już Pora Nagich Drzew... czy mogłabym zakończyć swoją pracę? - palnęła na koniec.
Skończyła? Przydałoby się to sprawdzić. Nie to, że jej nie wierzył. Pracowała wiele księżyców. Widział ile to ją kosztowało. Miał nadzieję, że zrozumiała swoje zachowanie. Mimo to... tak dla pozorów powinien to sprawdzić. Jeszcze Borsuczy Warkot się przyczepi, że zniósł jej karę, bez upewnienia się do tego, czy ta nie kłamie.
- Dobrze. Chodźmy się przejść. Zobaczę jak tam twe dzieło - miauknął, wyskakując z dziupli i kierując kroki w stronę brzegu rzeki.
***
Przeszli dookoła wyspy, a on podziwiał trud jaki kotka włożyła w swoją budowlę. Był... zadowolony z rezultatów. Już nie powinno im grozić zalanie. Wrócili do dziupli w drzewie i tam ogłosił przed kotką swoją decyzję.
- Możesz wrócić do pełnienia obowiązków wojownika. To koniec twojej kary. Mam nadzieję, że nauczyłaś się, aby nie zabijać nawet z poważnym powodem, członków wrogiego klanu. Zanim jednak wyjdziesz, obiecaj mi jedno. Aby to się już więcej nie powtórzyło. Inaczej nie skończy się tylko na wałach.
<Orzech?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz