Jak zwykle spędził większość czasu na nauce właściwości wszelkich medykamentów, a następnie pomagał swojemu mentorowi przy leczeniu niektórych kotów. Po wszystkim był w stanie sam sobie przyznać, że się trochę zmęczył. Ziewnął przeciągle, a z jego brzucha wydobyło się ciche burczenie, czym zwrócił uwagę Firletkowego Płatka.
- Idź coś zjeść - poleciła stanowczym głosem. - Póki co nie ma nic do roboty, więc czas na odpoczynek - dodała natychmiastowo kotka, a on nawet nie zamierzał się sprzeciwiać. Wysunął się z legowiska, biorąc głęboki wdech i wciągając do płuc świeże powietrze. Po tak długim czasie siedzenia w ciemniejszym miejscu, promienie słońca uciążliwie atakowały jego ślepia. Spuścił wzrok i zawiesił go na stosie ze zwierzyną. Lekko się oblizał, czując, jak bardzo doskwiera mu głód. Powolnym krokiem udał się w stronę posiłku. Naprawdę podziwiał wszystkich wojowników za ich pracę. Doskonale wiedział, że sam nigdy nie byłby w stanie zabić, chociażby małą mysz. Niektórzy z nich prócz polowań i patrolowania terenów, mieli jeszcze uczniów do wytrenowania, a z nimi z pewnością jest dużo roboty. Każdy w klanie miał ważną rolę do spełnienia, a van cieszył się, że mógł chociaż przydać w przyszłości jako medyk. Przynajmniej jest jedna rzecz, w której radził sobie dobrze.
Spostrzegł niewielkiego drozda z boku sterty. Wydawał mu się idealnym posiłkiem, więc żwawszym krokiem ruszył w jego kierunku. Ledwo co schylił głowę, a coś go odepchnęło. Łeb go zabolał, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku, którym by to potwierdził. Nie miał w zwyczaju syczeć na prawo i lewo, toteż ze spokojem spojrzał na jasną kotkę. Wyglądała na spanikowaną.
- Przepraszam-m. - Usłyszał cichy pisk z jej strony. - Napraw-dę-ę przepraszam-am, weź-ź tego-o ptaka-a. Wezmę-ę inne-ego ptaka-a czy-y zwi-erzyn-e.
- Nic się nie stało, byłaś pierwsza - odparł łagodnie, pacając łapą drozda w stronę niebieskookiej.
- J-j-jestem k-kocurem - poprawiła go z niepewnością, kuląc się. Bluszczowi momentalnie zrobiło się głupio. Kojarzył tego osobnika, ale nigdy z nim nie rozmawiał, więc nie zwrócił uwagi na płeć.
- Przepraszam - wyrzucił od razu. Nie zamierzał nawet tłumaczyć swojej pomyłki, bo tylko bardziej by namieszał. - Jednak tak jak już mówiłem, byłeś... pierwszy, więc zjedz go - polecił, wracając do pierwszego tematu. Ponownie spojrzał na stertę i wziął z niej wróbla. Point wpatrywał się swojego drozda przez dłuższą chwilę, po czym wziął go do pyska.
Liliowy rozejrzał się po otoczeniu i dostrzegł opustoszałe miejsce przy drzewie, niedaleko nich.
- Może zjemy razem? - zaproponował przyjaźnie, chcąc pokazać, że pomimo popełnionego wcześniej błędu, jest dobrym osobnikiem. Ten w odpowiedzi pokiwał mu jedynie głową. Ruszyli we wskazane miejsce, gdzie najpierw spokojnie zaczęli jeść. Uczeń medyka wiedział, że jeśli to on nie zagada, to spędzą tę chwilę w dosyć niezręcznej ciszy.
- Jak masz na imię? - spytał wprost. Z pewnością widział go już parę razy, ale nie bardzo pamiętał, czy kiedykolwiek słyszał, jak się nazywa.
- M-mleczowy P-płatek - wydukał.
- Ja jestem Bluszczowa Łapa - miauknął od razu. Chciał jakoś rozluźnić atmosferę. Nie wiedział, czy kocur zawsze jest taki skrępowany, czy to z jego powodu jest zestresowany. Patrząc na niego, skojarzył pewne fakty – Jesteś bratem Fałszywej Łapy? – zapytał. Ten tylko pokiwał łbem, niemalże niezauważalnie się uśmiechając. – Jesteście do siebie… podobni – stwierdził. – No, ale tak poza tym, jak ci się żyje jako wojownik?
To było pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy, by mieć jakikolwiek temat do rozmów. Bluszcz chciał pokazać, że nie jest dla niego zagrożeniem, więc starał się rozpocząć rozmowę dosyć uniwersalnym tematem.
- Idź coś zjeść - poleciła stanowczym głosem. - Póki co nie ma nic do roboty, więc czas na odpoczynek - dodała natychmiastowo kotka, a on nawet nie zamierzał się sprzeciwiać. Wysunął się z legowiska, biorąc głęboki wdech i wciągając do płuc świeże powietrze. Po tak długim czasie siedzenia w ciemniejszym miejscu, promienie słońca uciążliwie atakowały jego ślepia. Spuścił wzrok i zawiesił go na stosie ze zwierzyną. Lekko się oblizał, czując, jak bardzo doskwiera mu głód. Powolnym krokiem udał się w stronę posiłku. Naprawdę podziwiał wszystkich wojowników za ich pracę. Doskonale wiedział, że sam nigdy nie byłby w stanie zabić, chociażby małą mysz. Niektórzy z nich prócz polowań i patrolowania terenów, mieli jeszcze uczniów do wytrenowania, a z nimi z pewnością jest dużo roboty. Każdy w klanie miał ważną rolę do spełnienia, a van cieszył się, że mógł chociaż przydać w przyszłości jako medyk. Przynajmniej jest jedna rzecz, w której radził sobie dobrze.
Spostrzegł niewielkiego drozda z boku sterty. Wydawał mu się idealnym posiłkiem, więc żwawszym krokiem ruszył w jego kierunku. Ledwo co schylił głowę, a coś go odepchnęło. Łeb go zabolał, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku, którym by to potwierdził. Nie miał w zwyczaju syczeć na prawo i lewo, toteż ze spokojem spojrzał na jasną kotkę. Wyglądała na spanikowaną.
- Przepraszam-m. - Usłyszał cichy pisk z jej strony. - Napraw-dę-ę przepraszam-am, weź-ź tego-o ptaka-a. Wezmę-ę inne-ego ptaka-a czy-y zwi-erzyn-e.
- Nic się nie stało, byłaś pierwsza - odparł łagodnie, pacając łapą drozda w stronę niebieskookiej.
- J-j-jestem k-kocurem - poprawiła go z niepewnością, kuląc się. Bluszczowi momentalnie zrobiło się głupio. Kojarzył tego osobnika, ale nigdy z nim nie rozmawiał, więc nie zwrócił uwagi na płeć.
- Przepraszam - wyrzucił od razu. Nie zamierzał nawet tłumaczyć swojej pomyłki, bo tylko bardziej by namieszał. - Jednak tak jak już mówiłem, byłeś... pierwszy, więc zjedz go - polecił, wracając do pierwszego tematu. Ponownie spojrzał na stertę i wziął z niej wróbla. Point wpatrywał się swojego drozda przez dłuższą chwilę, po czym wziął go do pyska.
Liliowy rozejrzał się po otoczeniu i dostrzegł opustoszałe miejsce przy drzewie, niedaleko nich.
- Może zjemy razem? - zaproponował przyjaźnie, chcąc pokazać, że pomimo popełnionego wcześniej błędu, jest dobrym osobnikiem. Ten w odpowiedzi pokiwał mu jedynie głową. Ruszyli we wskazane miejsce, gdzie najpierw spokojnie zaczęli jeść. Uczeń medyka wiedział, że jeśli to on nie zagada, to spędzą tę chwilę w dosyć niezręcznej ciszy.
- Jak masz na imię? - spytał wprost. Z pewnością widział go już parę razy, ale nie bardzo pamiętał, czy kiedykolwiek słyszał, jak się nazywa.
- M-mleczowy P-płatek - wydukał.
- Ja jestem Bluszczowa Łapa - miauknął od razu. Chciał jakoś rozluźnić atmosferę. Nie wiedział, czy kocur zawsze jest taki skrępowany, czy to z jego powodu jest zestresowany. Patrząc na niego, skojarzył pewne fakty – Jesteś bratem Fałszywej Łapy? – zapytał. Ten tylko pokiwał łbem, niemalże niezauważalnie się uśmiechając. – Jesteście do siebie… podobni – stwierdził. – No, ale tak poza tym, jak ci się żyje jako wojownik?
To było pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy, by mieć jakikolwiek temat do rozmów. Bluszcz chciał pokazać, że nie jest dla niego zagrożeniem, więc starał się rozpocząć rozmowę dosyć uniwersalnym tematem.
<Mleczny Płatku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz