Kotka segregowała swoją kupkę ziół, przyglądając się uważnie każdemu listkowi, czy czasem nie oblepiły go mole czy też nie przegniły. Co prawda były ususzone, jednakże wolała się upewnić. Do powrotu Wschodu musiała jeszcze zaczepić kilka pęków ziół o wijące się gałązki jeżyny a zdjąć te, które już swoje odsiedziały. Owieczka przymknęła ślepka, uważnie nasłuchując wołania na zewnątrz, które z każdym uderzeniem serca cichło, jakby Jabłko odpuszczał sobie wytarganie swojego ucznia na dzisiejszy trening. Wiedziała jednak, że go znajdzie prędzej czy później, nie był przecież mysim móżdżkiem.
— Co dalej, Owieczko?
Kotka zastanowiła się chwilę. Jej uwagę zwróciła sucha trawa leżąca niemalże na samym końcu legowiska medyków. Strzepnęła uchem, przypominając sobie, że miała jeszcze wymienić legowiska dla pacjentów. Tamte były stare i zużyte, dlatego trzeba było uwić nowe a tamte wyrzucić.
— Umiesz wić gniazda?
Miauknęła spokojnie, zaś Orzełek wlepił w nią swoje ślepia. Ostrożnie skinął jej głową, grzebiąc łapą dziurę w piachu. Koteczka wstała, kierując się do trawy, wzięła tyle, ile zdołała w mordkę, po czym położyła ją pod łapy koledze
— Ja wyniosę stare legowiska a ty możesz już zacząć robić nowe. Tam masz jeszcze gałązki, no i te pióra, które przyniosłeś. Tylko nie dawaj liści, zbyt szybko gniją — mówiąc to, skinęła głową w stronę kolejnych rzeczy przygotowanych specjalnie do tego. Oboje zabrali się zaraz do pracy.
* * *
Od czasu fatalnego porodu Gąski, śmierci jej kociąt oraz samobójstwa Szakłaka, ciekawość Owieczki zmalała. Nie bardzo miała już ochotę zadręczać swojego mentora pytaniami. Widziała, że cała ta sprawa męczy też jego samego. Doszło nawet do tego, że wiecznie roześmiany medyk chodził ze skwaszoną miną. Na jego nieciekawy humor nałożyło się również odejście Leszcza z ich społeczności.— Jakbyś lepiej je wyszkolił, to by do tego nie doszło! — calico skuliła uszy, czując poczucie winy. Złość Leszczyny była uzasadniona, jednakże nie miała pojęcia, dlatego wyładowuje się akurat na nich. Przecież gdyby mogli coś zrobić, to by zrobili. Zacisnęła powieki jeszcze mocniej, udając, że nadal śpi.
— Jeśli wiesz jak przetoczyć krew to proszę bardzo, podziel się tym! Straciła jej zbyt wiele! Co mieliśmy zrobić? — pierwszy raz słyszała jak Wschód krzyczy. Zawsze miał tyle pokładów cierpliwości, jednakże względem nieprzyjemnych przytyków kocicy, musiała mu się ona skończyć. Matka Brzoskwinki prychnęła, machając wściekle ogonem i wychodząc. Dopiero wtedy Owieczka odważyła się otworzyć oczy, przy czym posłała mentorowi pytające spojrzenie.
— T-to nic — miauknął kocur, wypuszczając z siebie powietrze — Przejdzie jej — uśmiechnął się pod nosem. Zaraz jednak jego wąsy drgnęły, gdy w wejściu pojawił się syn Szyszki. Uszy Owieczki natychmiast stały się czujniejsze
— Witaj Orzełku — rudzielec dosłownie w kilka uderzeń serca ponownie stał się pogodnym śmieszkiem, jakim był zazwyczaj. Jego uczennica wstała, przeciągając się i podreptała w kierunku swojego kolegi.
— Potrzebujesz czegoś? Czy coś się stało? — miauknęła, powtarzając słowa nauczyciela, które opuszczały jego pysk ilekroć ktoś ich odwiedzał.
— Witaj Orzełku — rudzielec dosłownie w kilka uderzeń serca ponownie stał się pogodnym śmieszkiem, jakim był zazwyczaj. Jego uczennica wstała, przeciągając się i podreptała w kierunku swojego kolegi.
— Potrzebujesz czegoś? Czy coś się stało? — miauknęła, powtarzając słowa nauczyciela, które opuszczały jego pysk ilekroć ktoś ich odwiedzał.
< Orzełku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz