Jabłkowa Łapa zaginął! Ta wieść wstrząsnęła całym klanem, najbardziej przyjaciółmi kocurka. Aroniowa Gwiazda zadecydował o patrolach poszukiwawczych. Jesionowy Wicher był pełen niepokoju, zwłaszcza że znaleziono ciało jego matki. Wszyscy przez to byli bardziej zaniepokojeni, bo wychodziło na to, że po ich terenie włóczył się pies.
Pierwszy dzień nie przyniósł żadnych wieści. Wojownicy starali się wpaść na trop ucznia, jednakże on jakby wyparował z powierzchni ziemi! Deszcz również nie pomagał. Przez to, że ostatniej nocy padało, wiele tropów zostało zatartych.
Drugi dzień również nie przyniósł efektów. Zaczęto miauczeć, że pewnie zginął. Aronia jednak jak przystało na lidera, chciał dowodów jego śmierci, dlatego poszukiwania trwały dalej.
Trzeciego dnia wyszedł wcześnie, aby zbadać ostatni rejon ich terytorium. Możliwe, że kocurek zaszył się na jakimś drzewie i nie mógł zejść. Myśl, że znajdzie jego ciało była zbyt straszna. Jednak klucząc pośród drzew coraz bardziej przekonywał się o tym, że możliwe, że to koniec i nigdy Jabłkowa Łapa się nie odnajdzie.
Nagle usłyszał szmer. Ktoś biegł. Słyszał jego szybki oddech. Uderzenie było niespodziewane. Padł na ziemię, turlając się ze swoim przeciwnikiem po ziemi. Kiedy się zatrzymali, obcy odskoczył, a wzrok Jesionowego Wichru spoczął na znajomej sierści. To nie żaden obcy... To...
- Jabłkowa Łapo! - zawołał kocur, a sierść pointa opadła. Jesionowy Wicher wpatrywał się w ucznia z zaskoczeniem. - Nie było cię przez trzy dni, byliśmy pewni, że nie żyjesz!
Liliowy skulił się i zadrżał spazmatycznie. Jego niebieskie oczy natychmiast wypełniły się łzami.
- Ja… - wydusił, dygocąc. - P-przepraszam.
Widząc panikę i przerażenie w całym ciele kocurka, podszedł do niego i przytulił go do swojej sierści. Jakie okropieństwa musiał przeżyć! Gdzie był? Co jadł? Pewnie był głodny! Postanowił jednak nie dopytywać go o szczegóły. Musiał go zabrać do obozu i powiadomić Aroniową Gwiazdę, że ten się odnalazł.
- Wszyscy się o ciebie martwili. Już spokojnie. Jesteś bezpieczny. - miauknął do niego.
Popchnął go nosem, po czym udali się w drogę do domu.
Uczeń jeszcze nadal drżał i był spanikowany, ale szedł za nim krok w krok, rozglądając się po otoczeniu z niepokojem.
- Spokojnie. Obronię cię - zapewnił, aby dodać mu otuchy.
Jabłkowa Łapa tylko pokiwał głową.
Do obozu dotarli wraz z patrolem, który spotkali po drodze. Borsuczy Warkot oczywiście musiał wciąć swoje uwagi, że nareszcie nie będą musieli szukać wiatru w polu. Zignorował wojownika mając nadzieję, że i Jabłuszko go zignoruję.
Kiedy dotarli do obozu, radość i ulga nie miała granic. Wieczorem Jesionowy Wicher przyszedł do legowiska uczniów z dorodną rybą. Położył ją przed Jabłkową Łapą, siadając obok.
- W porządku? - zapytał. - Opowiesz co tam się stało?
<Jabłkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz