Las... był dziwnym miejscem. Było cicho. Niekiedy odezwał się trel jakichś ptaków. Jednak jego uszy słyszały to, jak coś oddalonego, cichego, delikatnego. W mieście zawsze było głośno. Nawet w nocy. Potwory warkotały, Wyprostowani się darli, a tutaj? Tak jakby przeszedł przez bramę do innego świata. A może to on nie żył?
Nie... Burczenie w brzuchu sprawiło, że uwierzył w to, że żyję. W zaświatach pewnie nie było się głodnym. Właściwie to co było po śmierci? Nigdy nad tym nie myślał. Nawet nie miał odwagi zapytać rodziców. Czy Kukułka wierzyła w coś? A ojciec? Nornica? Czy w dzieciństwie ktoś im to wyjawił?
Zawęszył wyczuwając wiele nieznanych zapachów. Nie śmierdziało tu tak jak w domu. Żadnego dymu i smrodu. Powietrze jakby było czystsze. Niesamowite... Mama miała rację, żeby lepiej tutaj się udał, a nie wrócił do miasta. Tego pragnął. Takiego spokoju...
Usłyszał chrobotanie. To mysz jadła jakieś ziarenko. Szybko zabił ją i przełknął. Głód zaspokojony. Mógł iść dalej.
Wędrował powoli, śpiąc na drzewach. Było to nawet wygodne. Nie chciał mościć się na ziemi, ponieważ nie znał tutejszych mieszkańców. Obudzenie się w pysku jakiegoś stwora, nie było tym czego pragnął. A na drzewie czuł jakiś gram bezpieczeństwa.
Pogoda też była dla niego łaskawa. Kiedy suszyło go w gardle, mógł z łatwością zlizać wodę z liści roślin po porannym deszczu. Nadal nie mógł uwierzyć, że był wolny. Mógł iść gdzie chciał. No i szedł! Nikt na niego nie krzyczał, nie bił, nie decydował za niego. Był pierwszy raz spokojny i szczęśliwy.
Droga jednak się skończyła, kiedy natrafił na ogrodzenie Wyprostowanych. Było czymś znajomym, co przypominało mu dawne życie. Co tu jednak robiło? Czyżby dotarł do kolejnego miasta? Ale, że w lesie? A może to tu... za tą bramą mieszkały klanowe koty? Ale dlaczego? Zawęszył i wyczuł rzeczywiście obce zapachy.
Przeskoczenie ogrodzenia nie stanowiło dla niego problemu. Zrobił to z łatwością. Ile razy musiał pokonywać tego typu siatki?
Po drugiej stronie był uważniejszy. Ostrożnie stąpał, rozglądając się za najmniejszym ruchem. Rzeczywiście musiały być tutaj koty! Ale czy go przypadkiem nie odpędzą? Nie znał ich. Nie wiedział jak traktują obcych. A może działali na tej samej zasadzie, co samotnicy z miasta? Dlatego też wolał zachować czujność.
To oczywiście opłaciło mu się, bo usłyszał czyjś głos, który nakazywał mu się nie ruszać.
- Nie ruszaj się! Czego tu szukasz? - Zza krzaka wyszła czarna kotka, która swoje lata pewnie miała już za sobą. Zaraz za nią wynurzyła się kolejna klanowiczka o rudym ubarwieniu futra.
- Ja... - Zamknął pysk.
Nie miał pojęcia co w takiej sytuacji zrobić. Wyglądały na złe, ale jeszcze się na niego nie rzuciły. Może była szansa, aby nie rozlała się krew?
- Ja szukam klanowych kotów. Zobaczyłem ogrodzenie Wyprostowanych... Pomyślałem, że... Znaczy... - plątał mu się język. - Nie chcę walczyć. Naprawdę. Szukam tylko spokojnego miejsca do życia...
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz