(kocięce czasy)
- Wujku, opowiesz nam coś jeszcze? - poprosiła Orzeszka, spoglądając na niego błagalnie. Jesionowy Wicher westchnął, po czym odpowiedział ze smutkiem w głosie: - Niestety już muszę wracać. Ale nie martwcie się, na pewno jeszcze kiedyś będzie okazja! - oznajmił i wyszedł z kociarni.
( magiczny przeskok do teraz )
Calico wstała, przeciągając się. Zamierzała ten dzień spędzić leniwie, bo mentorka dała jej wolne. Wyszła z legowiska i skierowała się w stronę stosu ze zwierzyną. Wzięła do pyska piszczkę, a po chwili chwyciła też drugą, chcąc zanieść ją Jabłkowej Łapie. Przyjaciel spał jeszcze, odpoczywając po poprzednim treningu. Podłożyła mu pod łapy jedzenie, a ten otworzył jedno oko i zamruczał z zadowoleniem. Wyszła na zewnątrz, ruszając w stronę rzeki. Pomimo braku lekcji chciała złapać trochę ryb dla klanu. Droga minęła jej w ciszy, czasem przerywana tylko śpiewem ptaków. Usiadła na brzegu wpatrując się w lśniącą taflę. Pod powierzchnią wody pływały pstrągi i karpie. Po ostatniej tragedii nie miała ochoty polować na ryby które jedzą koty, a więc wybrała te drugie. Powoli weszła do rzeki, nie chcąc położyć zwierzyny. Poczekała aż coś do niej podpłynie, i nabiła ofiarę na pazur. Po dłuższej chwili miała już stosik ryb.
- Tyle mi chyba starczy... - pomyślała, i z trudem wzięła zdobycze do pyska. Skierowała się w stronę obozu, łapiąc promienie jesiennego słońca. Gdy dotarła tam, rzuciła jedzenie na stos. Ruszyła w las, oddając się marzeniom.
- Co tak naprawdę do niego czuję? To jest dziwne, bo niby miłość okazuje się rodzinie, ale tak do innego kota? - rozmyślała, przymykając oczy. Czuła chłodny, przyjemny wiatr na ciele. Liście latały w powietrzu, przybierając barwę pomarańczu i czerwieni.
- Auu... - usłyszała syk. Otworzyła oczy, spoglądając na się Jesionowego Wichra.
- Och, przepraszam wujku. Co powiesz na spacer? - przeprosiła i spytała go. W oczach miała te same iskierki, jak gdy wujek opowiadał jej historie jak była kocięciem.
<Jesionowy Wichrze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz