*przed śmiercią Sokoła*
Dzień przeminął wyjątkowo spokojnie, bez żadnych zakłóceń i problemów. Życie w Owocowym Lesie płynęło swoim rytmem. Szyszka spędziła ten czas z Leszczynką, zacieśniając jeszcze bardziej ich więź. Wieczorem, gdy już kładła się spać, przyszła do niej córka. Od razu czarnulka porzuciła chęć zapadnięcia do krainy snów. Nawet jeśli rano będzie musiała wcześnie spać, nigdy by nie odmówiła spędzenia czasu ze swoim kociakiem. Starała się często przebywać ze swoim potomstwem, służyć im radą, wsparciem, ale przede wszystkim zapewniać im bezpieczeństwo i miłość. Liczyła, że to dostrzegali. Byli jej jedynymi pociechami i chciała dla nich jak najlepiej.
Wbiła wzrok w Płomykówkę. Uczennica spoglądała na nią żółtymi oczami.
- Mamo, co ty planujesz? - zapytała przekręcając głowę.
Szyszkę zdziwiło jej pytanie. Nic nie planowała. Czarnulka usiadła, owijając ogon wokół łap. Na jej pysku lśnił uśmiech, który z resztą prawie nigdy nie opuszczał liderki.
- Nic nie planuje, kochanie. Skąd ci przyszło takie pytanie do głowy?
- Tak jakoś. Ostatnio spędzasz z nami dużo czasu. - stwierdziła córka.
Szyszka poruszyła wąsami z rozbawieniem.
- Ponieważ jesteście moimi kociakami i was bardzo kocham, tym samym nie chce was zaniedbywać. - wstała na równe łapy, dość szybko podchodząc do kotki. Przyciągnęła ją do siebie ogonem i przytuliła.
Wyglądały jak dwie krople wody. Charakterem, wyglądem i zamiłowaniem do wspinaczki, Płomykówka przypominała Szyszkę.
Uczennica mruknęła pod nosem. Wtuliła się w futro matki. Obie trwały długo w uścisku, zanim musiała wygonić Płomykówkę do spania. Wcześniej jednak upewniła się, że kotka zjadła kolację. Instynkt macierzyński nigdy jej nie opuści. I bardzo dobrze.
***
Szyszka wyciągnęła długie łapy przed siebie, szybko się przeciągając, zanim zeszła z drzewa. Na niebo pomału wkradało się słońce, racząc swoimi promieniami Owocowy Las. Ciekawe jaką pogodę przyniesie ze sobą dzień. Liczyła, że będzie słonecznie. Wtedy zwierzyna opuści kryjówki, ale również będzie można dzielić się językami na polowanie. Czarna kotka miała zamiar wybrać się gdzieś z Sokołem i Leszczyną. Oni jednak jeszcze spali, a Szyszka nie miała serca ich budzić. Zwłaszcza, że było bardzo wcześnie.
- Mamo? Już wstałaś?
Szyszka zastrzygła uszami na głos córki. Odwróciła pyszczek i posłała uśmiech Płomykówce, właśnie schodzącej z niższej gałęzi. Cierpliwie poczekała na czarnulkę, która w ciągu kilku uderzeń serca znalazła się na ziemi i podeszła do matki. Przywódczyni na powitanie liznęła ją po łebku.
- Tak, właśnie miałam wybrać się na drobne bieganie. Tak dla zdrowia i wyładowania energii. Masz ochotę? Będzie fajnie. Może nawet mnie prześcigniesz o długość wąsów. - mrugnęła do córki porozumiewawczo. Łapy już paliły starszą kotkę, żeby tylko opuścić obóz i urządzić drobny wyścig.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz