Spojrzała na Klonika. Rzeczywiście, gdy uczyło się od zawsze walki, miało się całkiem niezłe zdolności. Dlatego też młodszemu kocurkowi udawało się ją pokonać. Coś raz po raz robiła źle, za każdym razem lądowała na glebie. Teraz akurat mogli sobie zrobić chwilę przerwy. Jak zawsze, rudy zaczął gorączkowo wylizywać sierść, by nie został nawet pyłek brudu. Ona tam niezbyt musiała o to dbać, wystarczyło się otrzepać i powierzchownie była czysta. Więc powoli wstała z pozycji leżącej do której doprowadził ją syn Madzi, po czym poczłapała do mentorki. Drugi poszedł do swojej, czyli łysej Golec. Przed nią całe szczęście była normalna Uszatka. Ciekawe jak to by było, gdyby musiała mieć innego, bardziej dziwnego mentora.
- Uszatko! Co mam zrobić by go pokonać?- błagalnie wytrzeszczyła oczy w oczekiwaniu na jakieś rady. Czarno-biała uśmiechnęła się.
- Po pierwsze, gdy atakujesz, nie patrz się w miejsce, gdzie wykonasz ruch. Możesz nawet w drugą stronę, by przeciwnik był przygotowany na co innego. Po drugie, zdołaj zwalić go z nóg. Lekko pociągnij za nogę, dzięki temu straci równowagę. Musisz być szybka.
- Jestem zwinna. Uda mi się?
- To w zależności. Wykorzystaj też inne techniki, kilku cię już nauczyłam. A podstawą jest po prostu unieść łapy na wysokość pyska, by po prostu zaatakować uszy. Niestety nie możesz być w tej pozycji zbyt długo, bo będziesz miała osłonięty brzuch.
Brzoskwinka kiwnęła głową ze zrozumieniem. Szybko, przemyślanie… Trudnie. Nauka walki była wyczerpująca. O wiele bardziej lubiła polowanie, ale to była równie ważne. Musiała umieć chronić rodzinę przed niebezpieczeństwem. Była tak serio tylko uczniem, lecz zawsze pomoc się przyda. Dlatego stanęła na środku małej polanki w pozycji bojowej czekając na atak. Cętkowany zastrzygł uchem. Nie spodziewał się szybkiego powrotu? No niestety, nie mógł się dalej myć. Biedak.
On ustawił się przed nią, mrużąc oczy. No przerwała mu. A teraz musiał się użerać ze starą, niedouczoną terminatorką. Naprawdę było jej żal Klonika. Bardzo żal. On za niedługo pewnie zostanie wojownikiem. Więc… Musieli w końcu zacząć. Im wcześniej tym lepiej. Przeniosła wzrok na jego lewy bark. Tak jak mówiła Uszatka, patrzeć na co innego. Spięła nogi do skoku… I wylądowała na jego plecach. Zdezorientowany odwrócił łeb, a ona zamachnęła się łapą. Przetoczyli się na plecy. Niestety ona była u spodu. Kopnęła go mocno w podbrzusze. Z cichym jękiem wylądował trochę dalej. Miała szczęście, była starsza i silniejsza. Teraz go pokona. Skoczyła z powrotem bliżej niego. Tamten zaatakował ją w bok. Syknęła po czym uniosła przednie łapy. Oboje przez chwilę mocowali się, po czym młodszy stracił równowagę. Uśmiechnęła się lekko, po czym przycisnęła go do ziemi. Dopiero po chwili uwolniła go z ucisku.
- Wszystko dobrze?- spytała. Chyba nic mu nie zrobiła?
- Tak. Ale zrobimy rewanż?
- Dobrze dobrze. I z powrotem zabrudzę ci to futerko.
- Nie! Nawet nie próbuj!
- Spokojnie, będę uważać skoro tak chcesz.
Wróciła do mentorki, która z radosnym wyrazem pyska pogratulowała jej.
- Brawo, dobrze ci poszło.
- Dziękuję. A teraz wracamy do obozu?
- Dokładnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz