Spędzał ten czas z Brzoskwiniową Bryzą, gdy do jego uszu dobiegły czyjeś wrzaski. Wołali go? Szybko się podniósł z zaniepokojonym wyrazem pyska, kiedy to zdyszany, wkurzony i zaniepokojony, stanął przed nim Kasztanowy Dół.
- Aroniowa Gwiazda... Oni... go zabili! Szybko!
Co takiego? Poczuł jak coś w nim pęka. Nie. To się nie działo naprawdę. Niemożliwe, aby kocur, który był dla niego wzorem do naśladowania został zabity!
Szybko wybiegł z obozu za wojownikiem, który zaprowadził go na granicę z Klanem Klifu. Byli już tam zdenerwowani klifiacy, którzy machali zirytowani ogonami, przekrzykując się z patrolem nocniaków.
- Cisza! Co tu się dzieję?! - warknął w stronę kotów.
Od razu podniósł się większy harmider. No i jak tu czegoś się dowiedzieć. Gdzie był Aronia? Szybko przekroczył granicę, przez co kilka klifiaków zasyczało wrogo, strosząc sierść.
- Gdzie jest nasz lider?! - warknął w ich stronę coraz bardziej zirytowany i zaniepokojony o dobro przyjaciela.
- Tam! - Wskazał Borsuczy Warkot, nie spuszczając wzroku z klifiaków.
Szybko wyłapał biało-czarną sierść, leżącą nieco dalej na terenach wroga. Nie patrząc na wrogie spojrzenia i krzyki, pomknął do Aronii. Wyciekała z niego krew, strugi krwi. Już nieco zaschła, ale jedno było pewne. Ich lider stracił swoje ostatnie życie. Poczuł jak wstępuję w niego gniew. Zabili go. TE cholerne klifiaki zabili go! Nie miał pojęcia co robił na ich terenie, może spotykał się znów z tym Łabędzim Pluskiem? Czyżby go zdradził i wprowadził w zasadzkę? Zjeżył sierść. Nie było go już. Oznaczało to, że teraz on był liderem.
Zawołał patrol, który wychwycił tą zbrodnię. Koty podeszły do niego, prychając i sycząc na klifiaków, którzy wyglądali równie wściekle co oni.
- Prowadźcie do Berberysowej Gwiazdy! - rzucił do nich.
Wojownicy obcego klanu spojrzeli po sobie, po czym jeden z nich zaproponował to zrobić, jeżeli Jesionowy Wicher pójdzie sam. I co? Żeby go też zabili? Zaśmiał mu się w pysk i kazał to zrobić, bo inaczej pogadają.
Tak się więc złożyło, że czekoladowy ruszył z trzema swoimi przybocznymi do Berberysowej Gwiazdy. Dziwiło go to, że nie szli nad klif. Czyżby polowała?
Kazano im zaczekać, co już było wystarczającym powodem do zdenerwowania. Nie miał zamiaru czekać na nią wieczności! Chciał ją tu i teraz!
Stanął, czując coraz bardziej, jak złość rozlewa się po jego ciele. Ogon jego bił na boki, a pazury raz wysuwały, a raz chowały. Miał nadzieję, że ma na to jakieś usprawiedliwienie.
Liderka po chwili czekania, wynurzyła się zza krzaków i stanęła przed czwórką nocniaków.
- Czego?
Czego? Czego? Jego sierść bardziej się zjeżyła.
- Dlaczego nasz lider leży martwy na waszych terenach?! - zaczął próbując uspokoić gniew.
Nie chciał się rzucać na kotkę, a bardzo go kusiło. Od dawna wiedział, że Klan Klifu to masa problemów. Nie dość, że zabili mu rodziców, porwali rodzeństwo, to jeszcze zamordowali Aroniową Gwiazdę! Jego nienawiść w tym momencie osiągnęła szczyt możliwości.
- To ja bym chciała o tym wiedzieć... - zaczęła coś miauczeć bez sensu, że go tak już znaleźli.
Akurat! Nie wierzył im. Banda kłamliwych sukinkotów!
- Nie kłam! Myślałem, że odkąd zmarł wasz chory psychicznie lider, to się uspokoicie, ale widzę, że swój do swego ciągnie! - Lisia Gwiazda raczej normalnego kota by na swoją prawą rękę nie wziął. Berberysowa Gwiazda była cichą wodą, która właśnie pokazała swoje pazurki. Nie pozwoli, aby jego klan znów cierpiał. Nie dopuści na bezkarne mordowanie i kradzież kociąt. Nie może to się powtórzyć.
Słysząc uwagę o Lisiej Gwieździe w Berberys coś wstąpiło. Zaczęła wrzeszczeć na nich, tak jakby to oni byli winni całej sytuacji, wychwalając tego psychola.
Sam nawet nie wiedział, w którym momencie sam zaczął krzyczeć na kotkę.
Zbożowy Kłos złapała go nawet za sierść, aby ten jej nie zamordował na oczach wszystkich.
- Skoro tak, to wojna! - wrzasnęła, machając wściekle ogonem. - Za cztery wschody słońca na polanie!
- Proszę bardzo! Zapłacisz za to! - syknął, po czym wyrwał się z uścisku swoich wojowników i ruszył po ciało Aroniowej Gwiazdy.
***
Ciągnął Aronię w stronę wyspy. Jego ciało było ciężkie, ale nie narzekał. W obozie wszyscy złożyli mu hołd. Uczcili pamięć lidera kilkoma uderzeniami ciszy. Nie mógł płakać. Chociaż bardzo tego chciał. Tyle już wylał w życiu łez, że po prostu chyba się skończyły. Pewnie nawet wujek nie chciałby tego. Musiał pokazać siłę. Teraz on będzie przewodzić klanowi. Płacz był dla słabych.
Złapał głęboki oddech, po czym wskoczył na miejsce przemówień. Musiał powiadomić klan o decyzji jaka zapadła.
- Dzisiaj straciliśmy naszego lidera. Zamordowali go klifiaccy wojownicy. Berberysowa Gwiazda wypowiedziała nam wojnę. Za cztery wschody słońca, rozpocznie się ona na polanie. Przygotujcie się do tego czasu. Moim zastępcą zostanie Zbożowy Kłos. Gdy się ściemni wybieram się po życia z Mglistym Snem. Wezmę też na wyprawę kilku uczniów. To ogłoszę wieczorem. To na tyle. - miauknął po czym zeskoczył na ziemię. Podszedł do ciała kocura, którego pamiętał od urodzenia, który był dla niego niczym ojciec i brat.
- Żegnaj. Mam nadzieję, że uda mi się pomścić twoją śmierć. - powiedział do jego ducha.
Resztę dnia spędził, czuwając nad jego grobem.
uwu wujek dumny bardzo
OdpowiedzUsuń