*gdy Cis była jeszcze kociakiem*
— Niet chcisz si bawić? — zapytał się jej, Deszczyk.
Cis właściwie sama nie wiedziała, czemu uznał, że nie jest chętna na zabawę. To, przecież oczywiste, że była! Nie przepuściłaby żadnej, nawet najmniejszej okazji na zabawę!
— Po pjostu majo spałam Desciku. — wyrzuciła z siebie na jednym wdechu srebrna kotka, uśmiechając się lekko w stronę swojego kolegi.
Cis nie chciało się czekać, aż rudy kocurek odpowie, więc biegiem ruszyła w stronę źródła głosu Wilczka.
— Dalej wojownicy! — wrzeszczał złoty kocurek. — Atakujmy kota!
Kotka nie myśląc dużo, słuchała odgłosów zabawy, od czasu do czasu pacając łapką Śnieżny Puch. Cis czuła się niekomfortowo, udając atak na karmicielkę, która nie była jej matką, ale cóż, za dużo zrobić nie mogła, więc po prostu próbowała się bawić tak jak zwykle.
***
Cisowa Łapa myślała, że jako uczennica dalej będzie rozmawiać ze swoimi dawnymi kolegami ze żłobka. Ta, jasne. Najpierw oddaliła się od praktycznie wszystkich kociaków, woląc zajmować się swoimi własnymi, wewnętrznymi problemami niż tymi z zewnątrz. Tak czy siak, z nikim poza Pokrzywową Łapą, nigdy nie była blisko. Ot, kompani do wspólnej zabawy.
Życie trwało w miarę spokojnie, rozdzierane jedynie przez treningi i słowa Płonącej Waśni wciąż tlące się w głowie Cisowej Łapy, czasami przygasały, a czasami jeszcze wzbierały na sile, nieprzyjemnie szumiąc w głowie. Srebrnej chciało się już nimi wymiotować, ale i to lepsze było od tragedii, która brutalnie nadeszła spędzając sen z powiek. Co prawda nadarzyła się ona troszeczkę przed rozpoczęciem treningu, ale dalej bolało. Wilcza Łapa zmarł. Pierwszy z jej rówieśników zmarł, a wszystkie wspomnienia i wspólne zabawy, musiały zostać przełożone do historii. Już nigdy z nim nie porozmawia. To strasznie bolało Cisową Łapą. Dopiero, wtedy zdała sobie sprawę, jak kruche jest życie, że nawet starając się, może skończyć jak on. Umierając. Odchodząc do Klanu Gwiazdy. Przestając oddychać.
Zaczęła się tego bać, a panika narastająca przed każdą następną sytuacją tylko rosła z każdym dniem. Był czas, kiedy w Cisowej Łapie rodził się strach, nawet przed oddechem. Na szczęście po kilkunastu dniach odszedł w niepamięć. Teraz kocica mogła odetchnąć z ulgą i pozytywnie wspominać złotego kocura.
Pewnego dnia, zaraz po treningu wybrała się po obiad. Podchodząc do stosu, poczuła zapach Deszczowej Łapy, przez co szybko wzięła piszczkę i podeszła do niego.
— Cześć Deszczowa Łapo. — przywitała się, lekko pochylając głowę w stronę ucznia medyka. — Jak idzie twój trening? Opowiesz mi coś o tym, jak to jest być medykiem? Wiesz, zastanawiałam się, co teraz robi Wilcza Łapa. Potrójny Krok mówił coś więcej o tym?
<Deszczyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz