Syn Żywicznej Mordki uważał, że skoro tak "świetnie" wyszło mu polowanie, to walka będzie już łatwiutkim piórkiem, które wpada do żłobka, prosto pod łapki spragnionych zabawy kociaków. Liliowy wyjrzał zza łapy Barwinkowego Podmuchu, z zainteresowaniem śledząc ruch pobliskich krzewów. Tajna kryjówka, mająca pozostać tajemnicą, stała się nagle miejscem ogromnej przygody. Poruszył wesoło ogonkiem. Będzie się działo.
- Też będę walczył! - oznajmił kocurek zbyt głośno.
- Siedź cicho! - ostrzegawczy głos wojownika, dotarł na kilka uderzeń serca do kociaka.
Szczawik zjeżył sierść.
- A właśnie, że będę gadał! Dużo! O sobie! Bo jestem super! I co, łyso ci, gru... - nie zdążył jednak dokończyć.
Rude stworzenie, mogące pochwalić się gęstą sierścią, wysunęło się z krzewów. Poruszał pyskiem dokładnie tak, jakby węszył w poszukiwaniu woni. Ostrzegawczo wysunięte pazury, oraz sprytne ślepia, kryjące w sobie czysty głód, nie wróżyły niczego dobrego. Lis odwrócił się w ich stronę. Utkwił spojrzenie w Barwinkowym Podmuchu. Liliowy kocurek zauważył, jak czarny zaczyna jeżyć sierść. Ujrzał jego wysunięte pazury, a do jego uszek momentalnie dotarło syknięcie. Kociak do końca dalej nie zorientował się w sytuacji. Słyszał od mamusi wiele opowieści o lisach, zawsze stanowiły zagrożenie. Czy zatem wrócą cało z obozu? Z dziwną fascynacją przyglądał się stworzeniu. Nie budziło w nim strachu, chociaż pewnie powinno. Stanowił niebezpieczeństwo dla Klanu Klifu.
Obserwował jak lis powoli kroczy w ich stronę, warcząc pod nosem, wyraźnie zadowolony z pozycji w jakiej znalazła się dwójka kotów. Szczawik spojrzał na chwilę na pobratymca, czekając aż Barwinkowy Podmuch wykona jakikolwiek ruch. Postanowił, że pomoże mu walczyć, nawet jeśli jego pazurki, były jeszcze malusie. Coraz lepiej się bawił na ich misji. Uśmiechnął się szeroko, zanim syknął na intruza.
- Dajesz, Barwinkowy Podmuchu, skop mu dupę! - krzyknął z entuzjazmem maluch, przypominając sobie z trudem imię towarzysza. - Walnij go w pysk! Spuść mu łomot!
Lis warknął. Był już dość blisko, by dojrzeć z łatwością jego silną szczękę. Barwinkowy Podmuch, jak przystało na wojownika, był już gotowy stoczyć z nim walkę. A przynajmniej spróbować zyskać na czasie. Syknął bojowo, nim doskoczył do rudzielca, przejeżdżając prędko łapą po jego boku. Lis pisnął, obracając pysk tak, by chwycić czarnego za jedną z tylnych łap, kłapiąc szczękami. Barwinek zdołał szybko odskoczyć, wybijając się z tylnych łap, prosto na bok stworzenia. Wbił w niego ostre pazury, zębami chwytając za skórę, mocno ją ciągnąć, żeby zadać mu ból.
Szczawik przebierał łapkami w miejscu, śledząc to ruch jednego, to ruch drugiego, świetnie się bawić. Fajnie było tak obserwować pojedynek, zapewne na długo ten zapadnie w jego pamięci. Był też pod wrażeniem technik walki, wyćwiczonych przez wojownika.
- Bijesz go! Jeszcze! Mocniej! Ugryź! Podrap! - piszczał podekscytowany. To było jeszcze lepsze, niż zabawa z rodzeństwem.
Szczawik jednak długo nie cieszył się obserwacją. Lis wyraźnie miał ochotę na kawałek świeżego mięsa, natomiast Barwinkowi coraz ciężej było uskakiwać przed jego łapskami. Wojownik syknął kolejny raz, zanim pognał do Szczawika, łapiąc go pośpiesznie za skórę na karku. Kocurek zwisając, czuł się naprawdę niekomfortowo. Jego uwagę przyciągnęło jednak szybko drzewo, na które wspiął się kocur. Liliowy kocurek został położony na grubej gałęzi, gdy tylko czarnemu udało się wspiąć. W dole lis warczał, czujnie na nich spoglądając, jakby oczekiwał momentu, w którym spadną. Z tej wysokości, Szczawikowi zdawało się, że widzi pół lasu.
- Pokazałbym mu, gdzie jego miejsce. - miauknął kociak, garbiąc się, żeby lepiej utrzymać równowagę. - Nie chce tutaj siedzieć, chce powalczyć, złoić mu skórę!
<Barwinku kochany?>
Najlepszy doping jaki widziałam xX
OdpowiedzUsuń