*przed śmiercią Pójdźki*
Był w stanie dużo znieść, żeby tylko nie pójść na zgromadzenie. Oglądanie go ze wszystkich stron przez medyczki (z których jedna uśmiechała się przy tym z mściwą satysfakcją), traktowanie jak fascynujący obiekt, którego nie trzeba pytać o zdanie. Ale gdy okazało się, że to wszystko na marne i każą mu iść na zgromadzenie tak czy siak, a na dodatek każą mu siedzieć w legowisku medyczek (z którym nie miał najlepszych wspomnień)... Pałę goryczy przegiął Potrójna Łapa, rzucając mu na odchodne:
- Nim jednak tu wrócisz to umyj się w rzece, bo śmierdzisz.
Medyczka zachichotała pod nosem i wtedy kocur nie wytrzymał. Uśmiechnął się do nich sarkastycznie i wyszedł z legowiska.
O nie, nie miał zamiaru tam wracać. I niech no tylko wymyśli, jak się zrewanżować temu cholernemu szczeniakowi.
- Ta, jasne - mruknął słodkim tonem i wyszedł z legowiska. Do zgromadzenia została jeszcze chwila, więc poszedł prosto do dzieci. I tak zmarnował już mnóstwo czasu.
Chory, jasne. Zatopił się w myślach. Był pewien, że jego Państwo mówili coś o tym, że właśnie dzięki wyglądowi jest taki niezwykły. Pewnie miał go po…
Rodzicach. Westchnął. Nawet nie pamiętał, jak wyglądali.
Przyspieszył kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w żłobku.
Przy pierwszej nadarzającej się okazji, po prostu zszedł z kamienia, na którym siedzieli liderzy i czmychnął z powrotem do obozu. Dzisiejsza noc była wyjątkowo piękna, wprost idealna, żeby patrzeć w Gwiazdy. Już widział te roziskrzone spojrzenia Wróbelka i Skowronek, gdy pokaże im, jak odnaleźć właściwy kierunek dzięki Polaris.
Nie pozwoli, żeby coś zniszczyło mu plany.
<Trójko? Zrobisz time skip czy kończymy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz