ciąg dalszy nastąpił
Tuliła pyszczek do ciepłego, kremowego futra. Czując obecność Pszczółki, na chwilę poczuła się lepiej. To trwało jednak kilka uderzeń serca, potem powrócił widok wojny. Członkowie Klanu Nocy, atakujący bezlitośnie jej pobratymców. Była pewna, że nigdy nie zapomni widoku zakrwawionych, martwych ciał. A wszystko wydarzyło się tak szybko. Najbardziej bolał fakt, że oprócz domu, o który przecież tyle się starali, utracili również część członków klanu, uprowadzonych przez wrogów. Wbiła pazury w ziemię. Obawiała się o nich. Pszczółka jakby wyczuwając o czym myśli, liznęła ją w czubek głowy. Łzy ponownie zapełniły oczy czarnej kotki. Nigdy już nie zobaczy swojego jedynego, ukochanego brata. Nawet nie mieli okazji się pożegnać. Tęsknota za Brzózką raniła ją, nie sądziła, że w jednej chwili można poczuć się takim samotnym i smutnym.
— Poszukam Bazylii. Będziemy p-potrzebowały teraz ziół, na wszelki wypadek. — miauknęła Pszczółka, odsuwając się o krok, by wzrokiem poszukać swojej uczennicy.
— Lepiej się nie oddalajcie. Nocniaki mogły ruszyć naszym tropem. — mruknęła Szyszka, lustrując współczującym wzrokiem kremową kotkę, która jedynie skinęła głową. — Będziemy potrzebować mnóstwo sił.
Matka Żurawia powoli pokiwała głową, zgadzając się ze słowami czarnej kotki. Miała zamiar od razu ruszyć na poszukiwania swojej uczennicy. Odeszła parę kroków, nim zatrzymał ją ogon wojowniczki. Spojrzała w dalej smutne ślipia młodszej.
— Pszczółko? — poczekała, upewniając się, że kremowa ją słucha. — Czy... c-czy Brzózka bardzo cierpiał?
Kotka zamknęła oczy, zapewne przypominając sobie widok topiącego się białego. Kocura, do którego czuła uczucia i musiała spoglądać, jak desperacko walczy o życie. Była pewna, że nigdy tego nie zapomni. Brzózka wiedział w tamtym momencie, że tak zakończy się jego droga w tym wielkim, niebezpiecznym świecie.
— Nie. Był bardzo odważny, aż do ostatniej chwili. — miauknęła vanka w odpowiedzi.
Szyszka westchnęła cicho, nie kryjąc swojej malutkiej ulgi, że przynajmniej jego śmierć, mimo iż nie była spokojna, odbyła się bez bólu. Otworzyła pysk, gotowa zadać kolejne pytanie, a potem przejść się po grupie dla upewnienia, że wszyscy są w miarę dobrej formie, kiedy szelest w pobliskich krzewach, zwrócił jej uwagę. Czujnie zastrzygła uszami, wyczulając wszystkie zmysły. Nie dotarł do niej zapach Klanu Nocy, wolała jednak zachować ostrożność. Z nieufnością spoglądała na kocura, z wysoko uniesionym ogonem, jakby nie bał się potencjalnego zagrożenia.
— Nie. Był bardzo odważny, aż do ostatniej chwili. — miauknęła vanka w odpowiedzi.
Szyszka westchnęła cicho, nie kryjąc swojej malutkiej ulgi, że przynajmniej jego śmierć, mimo iż nie była spokojna, odbyła się bez bólu. Otworzyła pysk, gotowa zadać kolejne pytanie, a potem przejść się po grupie dla upewnienia, że wszyscy są w miarę dobrej formie, kiedy szelest w pobliskich krzewach, zwrócił jej uwagę. Czujnie zastrzygła uszami, wyczulając wszystkie zmysły. Nie dotarł do niej zapach Klanu Nocy, wolała jednak zachować ostrożność. Z nieufnością spoglądała na kocura, z wysoko uniesionym ogonem, jakby nie bał się potencjalnego zagrożenia.
— No, kto tu dowodzi? — miauknął z nutką ciekawości w głosie.
Woń przywiodła jej na myśl samotnika. Mogła się jednak mylić, chociaż kocur nie wyglądał na pieszczocha, a po zapachu było cokolwiek trudniej wychwycić. Kontem oka dostrzegła, jak Pszczółka jeży sierść i wystawia pazury, gotowa bronić swojego potomstwa i ocalałych. Dała jej znać ogonem, by nie atakowała. Nie warto zaczynać kolejnej bójki. Przynajmniej teraz.
— Zależy, czy pyta przyjaciel czy wróg. — miauknęła czarnulka. Najważniejszymi informacjami, jak śmierć ich lidera, Horyzonta i zastępczyni, Puchu, postanowiła nie dzielić się z kocurem, dopóki nie pozna jego zamiarów. Drgnęła na myśl, że będzie musiała o wszystkim powiedzieć ocalałym. Chociaż może Pszczółka ją wyprzedzi. Tak byłoby łatwiej. — Nazywam się Szyszka. Z kim mam przyjemność?
Przyglądając się nieznajomemu, starała się dostrzec, czy kiedyś miała z nim do czynienia. W głębi duszy liczyła, że okaże się bardziej sprzymierzeńcem. Spojrzała na Myszołowa, który podszedł do niej, jeżąc ze zirytowaniem sierść, zachowując również ostrożność. Postanowiła na razie pochopnie nie oceniać, czekając na odpowiedz kocura i w razie potrzeby, wolała zostać z nim na tym gruncie, niż prowadzić go do chwilowego obozu.
Woń przywiodła jej na myśl samotnika. Mogła się jednak mylić, chociaż kocur nie wyglądał na pieszczocha, a po zapachu było cokolwiek trudniej wychwycić. Kontem oka dostrzegła, jak Pszczółka jeży sierść i wystawia pazury, gotowa bronić swojego potomstwa i ocalałych. Dała jej znać ogonem, by nie atakowała. Nie warto zaczynać kolejnej bójki. Przynajmniej teraz.
— Zależy, czy pyta przyjaciel czy wróg. — miauknęła czarnulka. Najważniejszymi informacjami, jak śmierć ich lidera, Horyzonta i zastępczyni, Puchu, postanowiła nie dzielić się z kocurem, dopóki nie pozna jego zamiarów. Drgnęła na myśl, że będzie musiała o wszystkim powiedzieć ocalałym. Chociaż może Pszczółka ją wyprzedzi. Tak byłoby łatwiej. — Nazywam się Szyszka. Z kim mam przyjemność?
Przyglądając się nieznajomemu, starała się dostrzec, czy kiedyś miała z nim do czynienia. W głębi duszy liczyła, że okaże się bardziej sprzymierzeńcem. Spojrzała na Myszołowa, który podszedł do niej, jeżąc ze zirytowaniem sierść, zachowując również ostrożność. Postanowiła na razie pochopnie nie oceniać, czekając na odpowiedz kocura i w razie potrzeby, wolała zostać z nim na tym gruncie, niż prowadzić go do chwilowego obozu.
<Janowcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz