przed wojną
Szyszka wlepiła łagodne spojrzenie w rudego kocurka. Drżał, jakby jej dotyk go brzydził, próbując panować nad swoim gniewem. Wydała się takim zachowaniem lekko zdziwiona, jednak nie zniechęciło jej to, do dalszego zajmowania się synem Muszelki.
— Jak śmiesz dotykać moje ciało bez mej zgody? — miauknął wrogim tonem.
Nie cofnęła się nawet o krok. Agresja kocurka wydawała się być mniejsza od tej, którą przejawiał Czermień. Nie zmieniało to faktu, że dalej było to niemiłe, gdy ją udrapał. Może miał jakieś problemy, o których nikomu nie powiedział? Opiekunka numer jeden w Klanie Lisa, zamruczała łagodnie, próbując dać Szkarłatowi do zrozumienia, że nie ma złych zamiarów. Młodszy jednak dalej się nie uspokajał.
— To jest okazywanie czułości, maluszku.
— Nie nazywaj mnie tak, lisi bobku! — syknął kocurek, jeżąc sierść.
Zastrzygła uszami zaskoczona. Kolejny kociak używający brzydkich słów. Cicho westchnęła, zanim ponownie usiadła, ciągle czujnie śledząc kocurka. Nie bała się go, bardziej chciała pomóc. Kotka na chwilę przeniosła spojrzenie żółtych oczu w stronę wyższej trawy, gdzie jeszcze wcześniej polował na biedronki. Szło mu dobrze, nie wątpiła, że wyrośnie na dumnego wojownika, a umiejętność łapania zwierzyny, była ku temu bardzo ważna.
— No dobrze, jeśli ci to przeszkadza. To teraz zostaniesz promyczkiem. — miauknęła, poruszając wąsami z rozbawieniem, drażniąc się odrobinę z kocurkiem. Machnęła zachęcająco ogonem. — Już, spokojnie, nie denerwuj się. Wiesz, przytulanie nie jest niczym złym, podobnie jak otarcie się o futro pobratymca. To jest czasami dobre rozwiązanie, by poprawić komuś humor.
Rudy nie wydał się przekonany.
— Przytulanie jest dla słabych. Mysich straw. Ty też jesteś słaba. — syknął. — Walka jest dla prawdziwych wojowników.
— Oj, promyczku, przemoc rodzi przemoc, wiesz? — mruknęła słowa, usłyszane kiedyś od Jemioły, delikatnie uśmiechając się do kocurka. Był jeszcze maluszkiem, może wyrośnie z takich poglądów. Na obecną chwilę, mogła jedynie zapewnić mu wsparcie.
Szkarłat otworzył pyszczek, mrużąc przy tym ślipia, żeby coś dodać. Wesoły głos Bursztyna, przerwał mu to jednak skutecznie. Czarny kocur podbiegł do nich, wróciwszy do obozu, z niemałym uśmiechem na pysku. Szyszka go odwzajemniła.
— Jak się czuję mój kochany syneczek?
Bursztyn próbował przytulić kocurka, który skutecznie odskoczył. Czarnej zrobiło się żal młodego ojca, podobnie jak jeszcze kilka dni temu Muszelki. Mieli naprawdę trudne zadanie, by wychować swoje bojowe kociaki.
— Był grzeczny. Nauczył się polować na biedronki. I został oficjalnym mistrzem w chowanego. — pochwaliła kocurka. Miło było usłyszeć od czasu do czasu komplement. Zachichotała, wstając na równe łapy. — Chyba już pora, żeby wrócił do Muszelki.
— Dziękuję jeszcze raz za opiekę nad moim syneczkiem, Szyszko!
Odwzajemniła podekscytowane spojrzenie kocura, o takiej samej sierści, jaką ona posiadała. Zanim wojowniczka odeszła, jeszcze pochyliła się, by Szkarłat lepiej ją widział. Mógł dojrzeć swoje odbicie, w jej ślipiach.
— Muszę już iść, promyczku. Miło było cię poznać. — miauknęła, podnosząc się do wygodniejszej pozycji.— Chce jeszcze żebyś pamiętał, że zawsze możesz do mnie przyjść, jeśli będziesz mnie potrzebował.
Nawet nie zauważyła, że minęło aż tyle czasu. Rzuciła ostatnie spojrzenie kocurkowi i jego ojcu, zanim spokojnym krokiem oddaliła się w stronę legowiska wojowników, gotowa spędzić resztę dnia z partnerem.
<Szkarłat? Możesz jeszcze odpisać i najlepiej będzie, jeśli zawiesimy naszą sesję, dopóki trwa wojna>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz