Pigwowa Łapa zawędrował pod wejście do legowiska medyków, zastanawiając się, czy Słodki Język dałaby mu znowu parę ziaren maku na uspokojenie bez zbędnych pytań. Ostatnie wschody słońca chodził cały nerwach. Bycie świadkiem śmierci lidera i nakłamanie było czymś innym niż akcja z samotniczką. Każdego ulewnego dnia dręczyły go koszmary przypływającego do obozowiska martwego Deszczowej Gwiazdy. Jego niebieskie nieruchome ślipia patrzące na niego z wyrzutem. Krew i robaki cieknące z ran. Poczuł jak znowu robi mu się słabo w łapach. Nerwowy dreszcz przeszedł po grzbiecie, sprawiając, że oddech ucznia mimowolnie przyspieszył. Nienawidził tego stanu. Czuł się jeszcze żałośnie niż normalnie. Postawił powoli łaciatą łapę z zamiarem wejścia do legowiska, gdy usłyszał dziwne krzyki za nim. Z czystej ciekawości zaczął kierować tam łapy. Widok, który ujrzał jednak nie był zaskakujący. Jego brat, Truskawkowa Łapa, modlił się do swych bóstw. Oddając im pokłony, mamrotał jakieś modły pod nosem. Pigwa nigdy nie rozumiał skąd wzięła się jego wiara, ale kremowy od małego uwielbiał ryby przynoszące im przez ojca. Spojrzał na swoje łapy z wyrzutem. Przez Aroniowego Podmucha, nie ojca. Kocur nie zasługiwał ani trochę na ten tytuł. Więcej czasu poświęcał idealnemu Jesionkowi niż im. Pogrążony w myślach nawet nie zauważył, że Truskawek wlepił pełne gniewu pomarańczowe ślipia.
— Czego, Paskudna Łapo? — syknął
na niego kremowy, a widząc jak brat spogląda na pół zakopaną rybę, zjeżył się. —
To dla Rybiszcza, nie waż się ruszyć — warknął, będąc gotów bronić pokarmu dla
bóstwa.
Pigwa chcący jedynie zdobyć parę
ziaren maku bez kontaktu ze Słodkim Językiem uznał, że może warto chociaż
chwilę poświęcić wcześniej tylko dręczącego go bratu, aby osiągnąć cel. Zrobił
krok w tył, spuszczając wzrok, by pokazać Truskawkowi, że nie jest łakomy na
jego ofiarę.
— Z-za co się m-modlisz? —
zapytał cicho, zerkając ukradkiem na brata.
Truskawek zmierzył go wzrokiem,
jakby próbował ocenić, czy jest godny tej wiedzy.
— Kojarzysz tą dziwnie
wyglądającą gówniarę? — zapytał. — Pszenica, Owies, czy jakoś tak
— Z-zboże — podpowiedział Pigwowa
Łapa.
— Przebiegły mysi bobek wrobił mnie
— syknął podenerwowany. — Powinna siedzieć w kociarni i robić kocięta dla klanu,
a nie gryź mnie w łapę!
Pigwowa Łapa powoli gubił się w
tej historii, ale spragniony ziaren maku, przytakiwał bratu.
— Jeszcze Jesionowy Wicher na
mnie nakrzyczał — dodał grymasem, uderzając ogonem o ziemię.
Imię dawnego przyjaciela
sprawiło, że od razu zaczął bardziej wsłuchiwać w żale pokrzywdzonego Truskawka.
Pigwa co prawda nie miał nic do tego kocięcia, ale chęć popieczenia panu
idealnemu były wyższa.
— P-pomogę ci — zaproponował bratu,
wchodząc mu w słowo. — A-ale pierw ty m-musisz mi pomóc — mruknął wyjątkowo
poważnie jak na siebie.
Pomarańczowe ślipia Truskawkowej Łapy
zajarzyły się.
— Mów czego chcesz, to może się
dogadamy — odrzekł pewnie, obserwując bacznie brata. — Ale schrzań coś, a następnego
dnia obudzisz się ze sraczką — zagroził.
Ku własnemu zdziwieniu Pigwowa
Łapa przystał na te warunki. Nawet jak plan się nie powiedzie to chociaż nie
będzie musiał iść jutro na trening z Bobrzą Kłodą.
* * *
Łapy skierował do wejścia do kociarni, tam ku swojemu zaskoczeniu ujrzał Poziomkowy Blask ze Biegnącą Łapą. Obydwoje bawili się ze znajdą w najlepsze. Dziwne kłucie w piersi pojawiło się nagle. Pigwa położył uszy. Z nim ta dwójka nigdy się tak nie bawiła. Poczekał aż brat z kuzynką wyjdą z kociarni, a następnie wkradł się do środka. Rozejrzał się szybko po miejscu, gdzie niegdyś bawili się beztrosko z Jesionkiem i Gruszką. Koteczka szybko zauważyła go.
— A ty kto? — zapytała się, przyglądając się mu uważnie.
Kocurek szybko odwrócił się tak, by ta nie widziała jego drugiej strony pyszczka. Zboże podbiegła do niego zaciekawiona.
— Halo? — pomachała mu łapą przed pyskiem.
Pigwa spuścił wzrok zastanawiając się, czy to wszystko warte było parę ziaren maku.
— P-pigwowa Łapa jestem — przedstawił się w końcu, szybko skręcając w stronę wyjścia ze kociarni. — P-pstrągowy Pysk chce cię widzieć — skłamał.
Lekko niezaspokojony wzrok małej mówił mu, że ma coś na sumieniu.
— J-jest zła — dodał cicho.
Kotka kiwnęła łbem i ruszyła za nim. Zawędrowali na drugą stronę wysepki, a on nadal nie miał planu. Widząc coraz bardziej podejrzliwy pysk Zboża, obiecał sobie, że ostatni raz pomaga rodzeństwu.
— Coś tu mi śmierdzi — syknęła na niego kotka.
Pigwowa Łapa uśmiechnął się słabo. Nim zdołał coś powiedzieć, Truskawek wyskoczył, a raczej wyczłapał się, za rogu.
— Za Rybiszcza! — wykrzyczał, z turlając się z górki.
Pech chciał, że jego pole rażenia objęło także Pigwę i kocurek wraz ze Zbożem wylądował w wodzie.
<Zboże? nie zabij tych debili>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz