Szedł przed siebie ze wzrokiem wbitym w bliżej nieokreślony punkt. Kocurek co jakiś czas spoglądał na swoje łapy, wzdychając cicho. Nie miał zielonego pojęcia czego Nagietkowa Pręga mógłby od niego chcieć. Wszak nie rozmawiali ze sobą często. Byli bardziej na "cześć" aniżeli "siema byku, co tam u ciebie?", dlaczego więc teraz zawracał mu głowę? Nie mógł powiedzieć czy tam spytać o tym w obozie? Leszczynek czuł, jak jego tętno przyśpiesza. Czyżby kocur widział, jak spotykał się ze swoim przyjacielem Malinkiem? N-nie... to nie było możliwe. Młodzik pokręcił łbem, odganiając od siebie nieprzyjemne myśli.
— Leszczynowa Łapo, widziałem cię dzisiaj na granicy z Klanem Nocy — miauknął krótko, nie zważając jednak na wąskie źrenice syna Iglastej Gwiazdy kontynuował. Leszczynek miał wrażenie, że za chwilę zejdzie na zawał. Totalnie nie wiedział co odpowiedź. Serce biło jak mu oszalałe... Wziął jeden wdech, później drugi, trzeci i czwarty z lekka się uspokajając — Chciałem tylko spytać, czy kolegujesz się z Malinową Łapą. Nie martw się, nikomu nie powiem.
Uczeń poruszył niespokojnie ogonem, kładąc po sobie uszy. Dlaczego Nagietek wtrącał się w jego sprawy z Malinkiem? Byli tylko przyjaciółmi, nic więcej. Zmarszczył brwi, zaciskając szczęki.
— D-dzięk-kuję z-za t-t-roskę, N-nagietkowa Pręgo, j-jednak t-to moja s-s-sprawa. M-malinek t-t-to tylko k-kolega. N-nie p-powinieneś s-się w-wtrącać w-w nie-e sw-woje sp-prawy — odparł drżącym głosem. Miał wrażenie, że za chwilę zejdzie na zawał przez nadmiar stresu. Odwrócił się więc szybko i na sztywnych łapach ruszył w stronę obozu. Nie potrzebował litości, czy też współczucia. Tym bardziej trzęsienia się nad nim jak na jajkiem. Może i nie był wielgachny czy przerażający, chociażby jak wujek, aczkolwiek nie oznaczało to, że w jakiś sposób trzeba było go kontrolować. Szczególnie teraz, gdy był o krok od mianowania.
* * *
Od tamtego zdarzenia minęło już sporo czasu i Leszczynowa Łapa zdążył już zostać mianowany. Aktualnie spędzał czas ze Skowronkiem oraz Wróbelkiem, w których opiekę został wciągnięty siłą rzeczy przez Cętkowany Liść, która to przez nieobecność ojca kociąt, który aktualnie najpewniej polował, musiała znaleźć jakiegoś frajera, bo jak twierdziła - przecież nie zostawi sama dwójki kociąt, gdy pójdzie z Borsukiem do medyka. Cóż... Leszczynowa Bryza ani trochę nie przepadał za burą córką swojego wujka. Wydawała mu się niesamowicie przerażająca, do tego była, oczywiście nigdy nie powiedział tego na głos, małym potworkiem. Na szczęście jej pozostała dwójka rodzeństwa nie była taka zła i z przyjemnością opowiadał im historię o wyzwoleniu klanu wilka spod rządów przebrzydłych klifiaków. Oczywiście pomijał wszelakie krwawe fragmenty, nie chcąc przestraszyć maluchów, które w jego mniemaniu i tak były już wystarczająco odważne.
< Nagietku? Wróbelku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz