Podczas jednej z wypraw przyszedł jej do głowy pomysł. Uśmiechnęła się.
Przechadzała się właśnie starą granicą Klanu Nocy. Wypatrywała. Musiała mieć pewność, że wszystko pójdzie po jej myśli.
Szła zastanawiając się, czy to już ten raz.
Niezwykłe było spojrzeć na życie z tej perspektywy.
Szła, czując pod łapami każde źdźbło zeschniętej trawy. Bliskość rzeki dawała wytchnienie, a i słońce nie zdążyło jeszcze znaleźć się w najwyższym punkcie nieba.
Dlaczego koty tak rzadko zauważają, jak ich tereny są piękne?
Odetchnęła głębiej, rozkoszując się zapachem nagrzanej ziemi, ziół i kwiatów.
Nagle od jej nozdrzy dotarł znajomy zapach.
A więc dziś. Uśmiechnęła się szeroko i nie oglądając się za siebie, ruszyła za zapachem.
- Konopiowa Łapo? - miauknęła, naśladując przyciszony ton Pójdźki.
Kotka momentalnie się odwróciła. W jej ślepiach zalśniło zaskoczenie, ale i radość.
- Pójdźkowy Sen! - Podeszła do niej i otarła się na powitanie. Dzierzba odwzajemniła gest.
- Tęskniłam - szepnęła, gdy jej pyszczek znalazł się blisko ucha szylkretowej.
Uśmiechała się. Drapieżnie.
- Nigdzie nie mogłam cię znaleźć - dodała. - A tak bardzo tęskniłam…
- Ja też tęskniłam - przytuliła się do niej. - Brakowało mi twojej uroczej osóbki. - Kotka splotła ich ogony. Dzierzba nie protestowała, a wręcz przeciwnie. Zamruczała cicho, łasząc się. Zupełnie nie zwróciła też uwagi, gdy kotka musnęła ogonem jej grzbiet, ani wtedy, gdy jej biodro otarło się o jej biodro. Mruczały, ciesząc się swoją obecnością, coraz śmielej ocierając się o siebie, i… Nagle Konopia straciła równowagę, potykając się o coś. Pociągnęła za sobą cynamonową, która przygniotła ją do podłoża.
Ich klatki piersiowe dotykały się, poruszając jednym, przyspieszonym rytmem. Dzierzba widziała swoje odbicie w zielonych ślepiach.
Uśmiechnęła się.
Powoli, bardzo powoli nachyliła się nad szyją kocicy i przejechała po niej szorstkim językiem. A później wgryzła się w czarne futro, tuż pod uchem.
- P-Pójdźko…
Jej głowa eksplodowała. Zacisnęła zęby, ale fala, która w nią uderzyła zmiotła jej świadomość w uderzenie serca, spychając ją w kąt umysłu. Nie potrafiła się bronić, obezwładniona niemym krzykiem siostry. Siostry, która postanowiła walczyć o swoją miłość.
Jej oczy zaszła mgła.
Uśmiechnęła się.
- K-Kono-p-pio - jęknęła cynamonowa, osuwając się na nią.
- Pójdźko? - Szylkretowa nie miała pojęcia, co się stało. - Pójdźko? - Usiadła, podpierając osłabioną kotkę. - Co…
Nie zdążyła skończyć, gdy zza krzewu wyskoczył czarny cień. Złapał omdlałą cynamonkę za kark i nie odwracając się za siebie, puścił się pędem.
<Konopio? Pomurnik właśnie porwał Ci narzeczoną ;)>
zemsta będzie bezlitosna!11!1ein
OdpowiedzUsuńNie wątpię xD
Usuń