Ostrokrzewiowy Cierń oczekiwał na Świtającą Łapę, przed legowiskiem. Morskooki uczeń po raz kolejny zaspał, nadal nieprzyzwyczajony do wczesnego wstawania, pomimo kolejnego księżyca treningu.
- Nie guzdraj się! - zawołał mentor, idąc to w prawo, to w lewo, aby jakoś spożytkować energię. - Nie mamy całego dnia! Mam ci do pokazania multum rzeczy!
Lynx wyszedł, ziewając zaspany. Na widok mentora zaczęła wkraczać w jego ciało kocięca energia. W ułamku sekundy, z żyjącego snem kocurka, stał się gotowym do działania uczniem Klanu Wilka.
- Jestem gotów! - miauknął głośno, salutując przykrótkim ogonem, który czasami utrudniał zachowanie równowagi, podczas wspinaczki.
- Doskonale. Ruszamy w teren. Bądź czujny i uważny. Podążaj za mną i... Goń mnie! - Ostrokrzewiowy Cierń dotknął łapą ucznia i wybiegł z obozu. Świtająca Łapa udał się za nim, starając się dogonić mentora. Wiatr rozwiewał kosmyki jasnego futra, co dodało młodemu motywacji do biegu. Krew w nim wrzała, adrenalina docierała do każdej komórki ciała. Był gotów na nowe wyzwania. Nie mógł doczekać się tego, co mentor wymyślił tym razem.
Dobiegli do polany, skrytej wśród drzew. Zdyszani spojrzeli na siebie i w tym samym momencie wybuchli gromkim śmiechem. Nie mieli powodu do zaśmiania się. Nic porozumienia, która wytworzyła się między nimi, stawała się silniejsza z dnia na dzień. Nie musieli się starać, by zdobyć swoją sympatię. Wystaczył tydzień, żeby zaprzyjaźnili się ze sobą. Świtająca Łapa nie mógł uwierzyć, że trafił mu się taki wspaniały, żywy i pomysłowy mentor.
- Dobrze sobie radzisz w biegu, jak na takiego lenia - rzekł Ostrokrzewiowy Cierń, gdy oboje uspokoili swoje oddechy.
- Radzę sobie, bo mam wspaniałego nauczyciela - miauknął lynx, ocierając się o kremową sierść syna przywódcy klanu wilka.
- Nie bądź takim lizusem, bo powiem, że musisz zacząć całe szkolenie od początku. - Mentor przybrał surową minę i zawęził oczy. Świtająca Łapa położył się, kuląc potulnie uszy.
- O nieeeeeee, litości. Bądź miłosierny, panie najdroższy - udawał strapionego lynx, śmiejąc się po chwili.
- Dobrze. Słuchaj. Teraz czas na naukę - miauknął poważnie Ostrokrzewiowy Cierń. Świtająca Łapa wstał z ziemi i otrzepał się z pyłu, który zaległ na jego jasnej sierści. - Nie mogłem wziąć udział w polowaniu ze Słonecznym Zmierzchem i Wężowym Wrzaskiem. Obiecałem, że upoluję kilka ptaków lub nornic dla klanu z tobą. Rodzielimy się. Ty pójdziesz w kierunku granic z klanem burzy, ja przeszukam tutejszą okolicę. Cokolwiek złapiesz, przynieś tutaj. - Wskazał ogonem pobliską norę. - Niezamieszkana od księżyców, nikt nie zabierze nam mięsa. Umiesz już polować, przynajmniej w teorii. Pokaż mi swoje umiejętności w praktyce. Dodatkowo nauczysz się orientacji w terenie na naszym terytorium. Zrozumiano?
Świtająca Łapa pokiwał głową twierdząco i udał się na polowanie, zgodnie z prośbą mentora. Przez kilka kwadransów przeszukiwał teren, nie zauważył jednak nigdzie żadnego zwierzęcia. Chciał wrócić z jakąkolwiek zdobyczą. Nie zamierzał się poddać. Bacznie obserwował drzewa, powtarzając w głowie nauki Ostrokrzewiowego Ciernia.
- Hallo! Pomocy! Utknęłam! Jest tu ktoś?! - Usłyszał czyiś krzyk z oddali. - Pomocy!!! Potrzebuję pomocy!!!
Lynx bez zastanowienia pobiegł w tamtym kierunku. Ktoś go potrzebował! Jak to ktoś z klanu wilka, to jego obowiązkiem jest pomoc temu kotu!
Biegł szybko, zapominając o polowaniu. Dotarł do nory, z której dochodził stłamszony głos ofiary.
- P-Pomocy… Pomocy…!
Świtająca Łapa zajrzał do środka. Jego oczom ukazała się czarna kotka w białe plamki. Chwila moment... Znał ją! Tylko skąd... Zgromadzenie. Konwaliowe Serce! Kotka, która bardzo mu się spodobała!
- Cześć! - przywitał się. Utknęłaś?
- Tak. – Kotka z Klanu Burzy podniosła głowę. – Nazywasz się Świetlik… czy…
- Nie, nie nazywam się Świetlik - rzekł dotknięty lynx. Pomyliła jego imię. - Jestem Świtająca Łapą!
- Oh, przepraszam. Mało pamiętam z tamtego zgromadzenia, ale nie ważne. Pomożesz mi się stąd wydostać? - zapytała się z radością w głosie.
- Ehm... Sam nie dam rady - odpowiedział lynx. Musiał znaleźć mentora, nie zdoła wygrzebać starszej od siebie kotki. Inaczej wylądują razem w norze i zdechną oboje z głodu. Medyczka miała pewność, że trafi do Klanu Gwizdy, sam Świtająca Łapa niespecjalnie, bo wątpił w istnienie gwiezdnych kotków. - Pójdę po mojego mentora i pomożemy ci!
Wrócił w głąb lasu i po zapachu znalazł Ostrokrzewiowego Ciernia. Zwięźle i szybko wytłumaczył mu sytuację z Konwaliowym Sercem. Kocury przybiegły do nory i w ciągu dwóch kwadransów wyciągnęli czarną kotkę z dziury.
- No cóż... Niezłe znalezisko, Świtająca Łapo. Moglibyśmy ją wziąć do niewoli, ale nie uśmiecha mi się interwencja Klanu Burzy. Tym bardziej po zmianie przywódcy... - powiedział Ostrokrzewiowy Cierń. - Odprowadzimy cię do granic, młoda damo, a ty wrocisz do siebie. Zgoda? - rzekł do Konwaliowego Serca kremowy mentor.
<Konwaliowe Serce?>
- Nie guzdraj się! - zawołał mentor, idąc to w prawo, to w lewo, aby jakoś spożytkować energię. - Nie mamy całego dnia! Mam ci do pokazania multum rzeczy!
Lynx wyszedł, ziewając zaspany. Na widok mentora zaczęła wkraczać w jego ciało kocięca energia. W ułamku sekundy, z żyjącego snem kocurka, stał się gotowym do działania uczniem Klanu Wilka.
- Jestem gotów! - miauknął głośno, salutując przykrótkim ogonem, który czasami utrudniał zachowanie równowagi, podczas wspinaczki.
- Doskonale. Ruszamy w teren. Bądź czujny i uważny. Podążaj za mną i... Goń mnie! - Ostrokrzewiowy Cierń dotknął łapą ucznia i wybiegł z obozu. Świtająca Łapa udał się za nim, starając się dogonić mentora. Wiatr rozwiewał kosmyki jasnego futra, co dodało młodemu motywacji do biegu. Krew w nim wrzała, adrenalina docierała do każdej komórki ciała. Był gotów na nowe wyzwania. Nie mógł doczekać się tego, co mentor wymyślił tym razem.
Dobiegli do polany, skrytej wśród drzew. Zdyszani spojrzeli na siebie i w tym samym momencie wybuchli gromkim śmiechem. Nie mieli powodu do zaśmiania się. Nic porozumienia, która wytworzyła się między nimi, stawała się silniejsza z dnia na dzień. Nie musieli się starać, by zdobyć swoją sympatię. Wystaczył tydzień, żeby zaprzyjaźnili się ze sobą. Świtająca Łapa nie mógł uwierzyć, że trafił mu się taki wspaniały, żywy i pomysłowy mentor.
- Dobrze sobie radzisz w biegu, jak na takiego lenia - rzekł Ostrokrzewiowy Cierń, gdy oboje uspokoili swoje oddechy.
- Radzę sobie, bo mam wspaniałego nauczyciela - miauknął lynx, ocierając się o kremową sierść syna przywódcy klanu wilka.
- Nie bądź takim lizusem, bo powiem, że musisz zacząć całe szkolenie od początku. - Mentor przybrał surową minę i zawęził oczy. Świtająca Łapa położył się, kuląc potulnie uszy.
- O nieeeeeee, litości. Bądź miłosierny, panie najdroższy - udawał strapionego lynx, śmiejąc się po chwili.
- Dobrze. Słuchaj. Teraz czas na naukę - miauknął poważnie Ostrokrzewiowy Cierń. Świtająca Łapa wstał z ziemi i otrzepał się z pyłu, który zaległ na jego jasnej sierści. - Nie mogłem wziąć udział w polowaniu ze Słonecznym Zmierzchem i Wężowym Wrzaskiem. Obiecałem, że upoluję kilka ptaków lub nornic dla klanu z tobą. Rodzielimy się. Ty pójdziesz w kierunku granic z klanem burzy, ja przeszukam tutejszą okolicę. Cokolwiek złapiesz, przynieś tutaj. - Wskazał ogonem pobliską norę. - Niezamieszkana od księżyców, nikt nie zabierze nam mięsa. Umiesz już polować, przynajmniej w teorii. Pokaż mi swoje umiejętności w praktyce. Dodatkowo nauczysz się orientacji w terenie na naszym terytorium. Zrozumiano?
Świtająca Łapa pokiwał głową twierdząco i udał się na polowanie, zgodnie z prośbą mentora. Przez kilka kwadransów przeszukiwał teren, nie zauważył jednak nigdzie żadnego zwierzęcia. Chciał wrócić z jakąkolwiek zdobyczą. Nie zamierzał się poddać. Bacznie obserwował drzewa, powtarzając w głowie nauki Ostrokrzewiowego Ciernia.
- Hallo! Pomocy! Utknęłam! Jest tu ktoś?! - Usłyszał czyiś krzyk z oddali. - Pomocy!!! Potrzebuję pomocy!!!
Lynx bez zastanowienia pobiegł w tamtym kierunku. Ktoś go potrzebował! Jak to ktoś z klanu wilka, to jego obowiązkiem jest pomoc temu kotu!
Biegł szybko, zapominając o polowaniu. Dotarł do nory, z której dochodził stłamszony głos ofiary.
- P-Pomocy… Pomocy…!
Świtająca Łapa zajrzał do środka. Jego oczom ukazała się czarna kotka w białe plamki. Chwila moment... Znał ją! Tylko skąd... Zgromadzenie. Konwaliowe Serce! Kotka, która bardzo mu się spodobała!
- Cześć! - przywitał się. Utknęłaś?
- Tak. – Kotka z Klanu Burzy podniosła głowę. – Nazywasz się Świetlik… czy…
- Nie, nie nazywam się Świetlik - rzekł dotknięty lynx. Pomyliła jego imię. - Jestem Świtająca Łapą!
- Oh, przepraszam. Mało pamiętam z tamtego zgromadzenia, ale nie ważne. Pomożesz mi się stąd wydostać? - zapytała się z radością w głosie.
- Ehm... Sam nie dam rady - odpowiedział lynx. Musiał znaleźć mentora, nie zdoła wygrzebać starszej od siebie kotki. Inaczej wylądują razem w norze i zdechną oboje z głodu. Medyczka miała pewność, że trafi do Klanu Gwizdy, sam Świtająca Łapa niespecjalnie, bo wątpił w istnienie gwiezdnych kotków. - Pójdę po mojego mentora i pomożemy ci!
Wrócił w głąb lasu i po zapachu znalazł Ostrokrzewiowego Ciernia. Zwięźle i szybko wytłumaczył mu sytuację z Konwaliowym Sercem. Kocury przybiegły do nory i w ciągu dwóch kwadransów wyciągnęli czarną kotkę z dziury.
- No cóż... Niezłe znalezisko, Świtająca Łapo. Moglibyśmy ją wziąć do niewoli, ale nie uśmiecha mi się interwencja Klanu Burzy. Tym bardziej po zmianie przywódcy... - powiedział Ostrokrzewiowy Cierń. - Odprowadzimy cię do granic, młoda damo, a ty wrocisz do siebie. Zgoda? - rzekł do Konwaliowego Serca kremowy mentor.
<Konwaliowe Serce?>
Aww, jaki uroczy ten początek :3
OdpowiedzUsuń