Liliowy kocur postawił kolejny pewny krok podczas swej wędrówki. Wiatr smagał jego dwukolorowe futro, przynosząc zapach ptaków gniazdujących na drzewach i śpiewających tylko sobie znaną melodię. Wydał z siebie pomruk zadowolenia, gdy na niebie mignął mu Myszołów. Zawsze kiedy widział to cholerne ptaszysko działo się coś ciekawego. Ostatnio oglądał jak jakiegoś kota z klanu burzy rozszarpał pies. Widok był wybitnie ujmujący i zabawny...
Zawęszył przyśpieszając kroku. Coś zdecydowanie się działo, nie wiedział jednak co. Zmarszczył brwi słysząc wrzaski i okrzyki obcych kotów. Mimowolnie futro stanęło mu dęba. Uszy postawił na sztorc, wskakując na najbliższe drzewo, z którego miał niezły widok na dosyć mocno oddalone os niego przedstawienie. Odór ryb sprawiał iż kocur o mało co nie zwrócił i tak lichego obiadu.
- Oh... Pokrzywo, popatrz. Czyż to nie moi cudowni przyjaciele toną we własnej krwi? - zamruczał, machając ogonem z dzikim entuzjazmem. Wiedział, że obok niego nie ma rudego kocura, jednakże nie zamierzał rezygnować z fikcyjnej konwersacji.
~ Masz rację, Janowcu... A my możemy popatrzeć... ~ miauknął chrapliwym głosem, odpowiadając samemu sobie. Oczami wyobraźni widział jak pręgowany zaczyna ocierać się o jego bok. Zamruczał mimochodem, starając się trzymać emocje na wodzy.
Ułożył się na gałęzi z kamiennym wyrazem pyska oglądając całe zajście. Co jakiś czas jego uszy wyłapywały głośniejszy wrzask, jednakże liliowy kocur ani myślał, by ruszyć swoje cielsko. Tu było mu dobrze i wygodnie. Nie miał zamiaru tego zmieniać.
W końcu jednak zadziało się coś, czego by w życiu nie przewidział. Dość spora grupa kotów ruszyła w stronę lasu, na którego skraju się znajdował. Strzepnął uchem, na jego pysku pojawiło się nie małe zdziwienie a sam samotnik nie za bardzo wiedział, co począć. Po prostu leżał i gapił się uciekinierów.
- Klan Lisa... - szepnął do siebie, zaś jego źrenice niebezpiecznie się zwęziły. Nie widział tych lisich straw od dobrych księżyców.
Nadal pamiętał dzień, w którym wychylił łeb ze swojego grobu, który jakimś cudem odkopał. Wściekłość, która nim wtedy miotała była prawie, że porównywalna do tej, która właśnie zawładnęła Janowcem. Wstał, wysuwając pazury, po czym schował się między liśćmi, uważnie obserwując, jak lisiaki wpadają do lasu, zaś gdy upewnił się, że nikogo nie ma, ruszył ich tropem co było... dosyć kłopotliwe. Doprawdy, Janowiec sam nie wiedział do końca jakim cudem ich znalazł, jednak mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Co jak co, ale z jego beznadziejnymi zdolnościami tropienia miał powód do dumy. Wyszedł z pomiędzy krzewów z ogonem wysoko uniesionym ku górze.
- No, kto tu dowodzi? - miauknął z nutką ciekawości w głosie.
< Szyszko? >
jak mogłeś wujkowi nie pomóc :mgieeczka:
OdpowiedzUsuńsorsen wujek ;__;
UsuńMoże mi ktoś wyjaśnić o co chodzi? xd Bo… nie bardzo ogarniam. Jestem tutaj dosyć nowa i może dlatego nie rozumiem. Nie ma tego Janowca wśród samotników… nie ma go nigdzie. Również nie mogę znaleźć żadnych wpisów dotyczących jego osoby.
OdpowiedzUsuńJanowiec jest synem Bazylii (z Klanu Lisa), bratem Konopi i Ostróżki, który, gdy w klanie panowała epidemia, został uznany za martwego. Ale przeżył.
UsuńUu, ciekawe. A dlaczego no… jest taki jaki jest? Od początku taki był? Dlaczego nienawidzi KL? I kim jest Pokrzywa?
UsuńNo cóż, Janowiec od zawsze bał się, że zostanie zapomniany. No a uznanie go za martwego to w pewnym senie postawienie takiej kreski na nim, co dosyć mocno wlazło mu na ego. Wychował go samotnik Pokrzywa, z którym mieli dość... Specyficzne relacje. No a jednak on nie był za bardzo dobrym kotem. No a Janowiec jako że był młodym szczylem to chłonął wszystko jak gąbka :'>
UsuńHm, całkiem oryginalna historia. Podoba mi się xD Dziękuję za odpowiedzi ^^
UsuńNo i jest, cudownie zmartwychwstały xD
OdpowiedzUsuń