Dzieci. Gdyby nie one…
Kocur westchnął, spuszczając łeb. Poczucie bezużyteczności coraz bardziej mu ciążyło. A sumienie… Zamknął oczy. Za każdym razem, gdy zostawał sam, dopadało go to wszystko, od czego próbował uciec.
Przyspieszył kroku, próbując skupić się na polowaniu.
Do jego nosa dotarła dziwna, jakby znajoma woń.
Zamarł. A później rzucił się przed siebie, nie starając nawet omijać przeszkód. Gałęzie chłostały go po pysku, ale nie zwracał na nie uwagi. Liczyła się tylko ona.
Zatrzymał się, a serce podeszło mu do gardła.
Leżała lisią długość od niego. Jej jasne futerko było brudne i poszarpane. Wydawała się spać, ale równie dobrze mogła być świadoma.
- P-Pójdźka?
Nie odpowiedziała. Jednym susem znalazł się przy niej. Spojrzała na niego pustym wzrokiem, nawet drgnięciem wąsa nie zdradzając, że go widzi.
- Pójdźko, kruszyno. - Przytulił ją, czując, jak łzy ciekną mu po pysku.
Trwali tak, aż jej oddech nie stał się głębszy i równy.
Przebudziła się tylko na moment. Na jej pysk od razu wkradł się drapieżny uśmiech.
- Wiem… że masz dzieci - szepnęła, po czym jej ślepia znowu opadły.
Poczuł zimny dreszcz przebiegający mu po grzbiecie.
- Błagam, wybacz mi. Naprawdę chciałem być dobrym ojcem. Tyle razy zawiodłem… - Nawet nie próbował hamować łez. - Chciałem, żebyście… żebyśmy byli szczęśliwi. Razem. Ale nie mogłem… Nie potrafiłem… Za późno zrozumiałem, co jest najważniejsze. Przepraszam. Tak bardzo chciałbym zacząć jeszcze raz! Oddałbym za to… oddałbym wszystko, żebyście mogli być szczęśliwi. Czy kiedykolwiek… Kiedykolwiek mi wybaczysz?
- T-tatusiu?
Ocknął się. Wielkie, puste oczy wpatrywały się prosto w niego. Coś ścisnęło go za serce.
- Tak, kochanie?
Nie powiedziała nic więcej. Prośbę wyczytał z jej pyszczka.
Zabij mnie.
Wyświadcz mi ostatnią łaskę. Zabij mnie.
"Czasami rodzi się wilk tak agresywny, że zagraża całej watasze. Wtedy jego własny ojciec zabija go, żeby chronić resztę. Życzę ci, żebyś nigdy nie był takim ojcem."
A co, jeśli będę musiał?
Miał szczęście, że legowisko medyczek stało puste. Wszedł do niego bezszelestnie, rozglądając się za jedną, konkretną rzeczą.
Pamiętał, jak szukał ich, żeby się zabić. A co, gdyby teraz, zamiast…
Pokręcił łbem.
Leżała tam, gdzie ją zostawił.
Patrzył jak z trudem łyka jagody. Podpierał jej głowę.
A później patrzył na gasnące w jej ślepiach światło.
Do samego końca trzymał ją za łapę. A później odszedł, zostawiając jej drobne ciałko za sobą. Odszedł sam, zupełnie pusty w środku.
- Znalazłem ją podczas polowania, musiała się otruć. Może była głodna i się pomyliła? Nie wiem, czy potrafiła polować.
Nie wiem, czy miała rodzinę.
Na pogrzebie był sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz