Szczawik podniósł się na równe łapki. Kocurek rozejrzał się po kociarni. Ta wredna pani, Makowy Kielich zwracała większą uwagę na swoją mysz, niż na bawiące się kociaki. Jego rodzeństwo ganiało się po całym żłobku. Wzruszył ramionami. Dołączy innym razem, teraz czekało go ważne zadanie. W kilku susach znalazł się przy wyjściu. Wyjrzał ze żłobka. Wyjątkowo panowała słoneczna pogoda, wręcz zachęcająca do spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Pobratymcy zajmowali się swoimi obowiązkami. Nie żegnając się, liliowy opuścił kociarnię. Pewnym krokiem podążył przed siebie, dumnie unosząc główkę. Pokazywał swoją perfekcyjną sylwetkę, oraz czyste futerko.
Dopiero wówczas, gdy dotarł do sterty ze zwierzyną, przyglądając się złapanym smakołykom, przypomniał sobie. To już za kilka dni! Pisnął szczęśliwy. Wkrótce zostaną uczniami. Chociaż skończy się czas beztroskiego dzieciństwa, rozpoczną nowy etap w swoim życiu, podczas którego wiele się nauczą. Uśmiechnął się wesoło, na samą myśl o nowym imieniu, szlachetnie noszonym przez jego nieskromną osobę. Podczas Zgromadzeń do tego, wszyscy będą mogli go podziwiać, nie tylko Klan Klifu. Ta myśl była cudowna.
Kocurek pokręcił łebkiem, wracając do chwili obecnej. Nie znalazł żadnego fascynującego stworzonka na stercie. Same ptaki, myszy, wiewiórki i jeszcze więcej ptaków. Był trochę zawiedziony. Jak miał przynieść mamusi prezent, jeśli nie mógł znaleźć niczego ciekawego. Zły na siebie, że nie da rady wymknąć się z obozu, gdy było w nim tak dużo kotów, chwycił pierwszego lepszego ptaka, rozpoczynając wyrywanie jego piór.
— Co ty robisz?
Zastrzygł uszkami na nowy głos. Przestał błogosławić łysiną martwego ptaka, żeby podnieść łebek, prosto na śliczną śliczną szylkretkę. Była kolejny członkiem klanu, którego futro spodobało się młodzikowi. Wskazał łapką zdziwionej wojowniczce rozrzucone pióra.
— Robię prezent dla mamy. Pomożesz mi? On musi być wyjątkowy. — mruknął maluch.
<Cyprysowa Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz