To nie była jedna ze zmian, która zaszła w kocurze. Nie tylko w jego aparycji, ale również i w zachowaniu zmienił się. Kocur częściej wydawał się być zestresowany, a jego stan się bardziej nasilał, gdy w obecności Słodkiej Dziewanny pojawiał się Burzowe Chmury. Ze smutkiem przyglądał się parze, stojąc na uboczu, nie decydując się wtrącić w ich rozmowę, czy też próby zbycia kocura przez ciężarną. Ten stan utrzymał się do czasu, gdy Wełnista Łapa nie postanowiła wziąć spraw we własne, małe łapy. W dodatku w trakcie dzisiejszego badania partnerka kocura zmartwiona spytała, czy Poczciwy Dziwaczek nie znajduje się w lecznicy. Zaskoczona pytaniem albinoska, zgodnie z prawdą, zaprzeczyła, mówiąc, że normalnie kocur chodzi po obozie i udaje się z innymi wojownikami czy to na patrole, czy na łowy.
– Poczciwy Dziwaczku! – miauknęła Wełna, będąc gotowa do stawienia czoła buremu wojownikowi, który na dźwięk swojego imienia cały się spiął, gotów czmychnąć z powrotem do legowiska. – P-poczekaj! – Zastawiła kocurowi drogę, gdy ten próbował przemknąć pomiędzy krzewami. – Chcę z tobą porozmawiać... Martwię się o ciebie. Czy coś się stało? – Usiadła przed kocurem i złapała jego pysk obiema łapkami, spoglądając w jego zielone oczy, mając nadzieję, że uda jej się w nich dostrzec to, co dręczyło kocura. – Wciąż pamiętam, w jaki sposób zareagowałeś na wieści o ciąży; byłeś przeszczęśliwy, a teraz praktycznie wcale nie odwiedzasz Słodkiej Dziewanny w kociarni i wydajesz się być zestresowany oraz smutny... Dlaczego? – Zastanawiając się, czy nowa rola, jaka spadła na plecy kocura, zaczęła stresować i przerastać go. A może chodziło o umowę, jaką para zawarła z niebieskim kocurem?
– Ja... Ja tylko przeszkadzam... – wymamrotał po dłuższej chwili, wpatrując się w fioletowe oczy uczennicy. Gwałtownie poruszył głową, wyrywając ją spomiędzy białych łap i zrobił krok w tył. – Słodka Dziewanna powinna być razem z Burzowymi Chmurami. Powinni wspólnie wychować kocięta. Bo to są ich kocięta... – Po policzku kocura zaczęły spływać łzy. – Nie chcę tego, ale wiem, że tak właśnie powinno być. – Położył się na trawie, kładąc pysk na łapach. – Bo ja... Ja jestem popsuty!
– Dziwaczku... – Wełnista Łapa ostrożnie dotknęła opuszkiem łapy futra na nodze kocura. – Wcale nie jesteś popsuty... Sło...
– J-jestem... I dlatego wszyscy mnie zostawiają... I na pewno Marzanna również mnie zostawi!
– Nieprawda! Och, Poczciwy Dziwaczku... – miauknęła łagodnie, starając się pocieszyć wojownika. – Gdy ty stresujesz się tym, że twoja partnerka cię zostawi, a nawet sam tego pragniesz, uważając, że tak będzie lepiej dla wszystkich, to ona zamartwia się o ciebie. Dzisiaj podczas badania pytała się mnie i Wdzięcznej Firletki czy cię nie widziałyśmy, czy coś ci się stało, bo jej nie odwiedzasz... Myślała, że jesteś w lecznicy.
– K-kłamiesz! Ostatnio, jak ją odwiedziłem, powiedziała mi, że dziwnie pachnę, a specjalnie dla niej wyczyściłem swoje futro i przyozdobiłem je kwieciem. Mówiła, że jest jej niedobrze... I sama poprosiła mnie, abym wyszedł...
– Dziwnie? – Wełnista Łapa powąchała kocura. Lekka, kwiatowa woń wciąż była wyczuwalna na futrze kocura. Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć, dlaczego zapach kwiatów mógł się wydawać królowej dziwny. – Poczciwy Dziwaczku, jakimi kwiatami ostatnio dekorowałeś swoje futerko?
– N-nie wiem... Różnymi. Zebrałem różne kwiaty, aby moje futro ładnie pachniało. Nie chciałem, aby Ognista Piękność znowu mi dokuczała...
– Chyba wiem, dlaczego Słodką Dziewannę nie cieszyły twoje wizyty... – podjęła, decydując podzielić się z kocurem jednym z pomysłów. – Zapach kwiatów, którymi udekorowałeś swoje futro, musiał być dla niej zbyt intensywny, w szczególności, gdy kwiaty były świeże. Podobno ciężarne kotki mają bardziej wyczulony węch i niektóre zapachy mogą powodować u nich nudności, bóle głowy lub całkowicie gorsze samopoczucie... Często też miewają różne zachcianki na konkretne pożywienie, lub wręcz przeciwnie, większości nie są w stanie przełknąć. – Podzieliła się z kocurem dodatkową ciekawostką, o której zasłyszała od mentorki. – Mam nadzieję, że nie zebrałeś i nie udekorowałeś siebie żadną rośliną, która mogłaby jej zaszkodzić... – miauknęła Wełna, zastanawiając się, czy tylko sam zapach stanowił problem, powodując gorsze samopoczucie kocicy, czy może kontakt z roślinami nieodpowiedniej dla ciężarnych miał wpływ na królową. Jeśli tak było, a ciężarna miała kontakt ze szkodliwymi roślinami, Wełna musiała poinformować o tym główną medyczkę. Poczciwy Dziwaczek otworzył szerzej oczy, gdy zrozumiał, że mimo dobrych chęci, aby mieć czyste i pachnące futro, mógł zaszkodzić partnerce. – Mogła też po prostu gorzej się czuć przez sam fakt bycia w ciąży, podczas której często towarzyszy zmęczenie, bezsenność czy zwiększona irytacja na błahe sprawy... – tłumaczyła spokojnie, dostrzegając przejęcie na pysku wojownika. – Pamiętasz co to były za kwiaty? Pokażesz mi je?
Kocur przytaknął i niemalże natychmiast, w kilku susach, znalazł się bliżej wyjścia, ponaglając spojrzeniem uczennicę medyka. Wełnista Łapa miała z pomocą kocura zebrać wspomniane kwiaty, bazując na pamięci wojownika i pokazać je Wdzięcznej Firletce oraz Zawilcowej Koronie, aby się upewnić, że z żadnymi z nich ciężarna nie miała kontaktu; chodziło nawet o wdychanie ich samego zapachu czy kontakt z futrem kocura, na którym mogły osiąść pyłki.
– Po powrocie do obozu masz iść porozmawiać ze Słodką Dziewanną, a przekonasz się, czy kłamałam na temat tego, że się o ciebie martwi – miauknęła, posyłając kocurowi uśmiech, gdy kroczyli obok siebie wśród traw. Była dobrej myśli. Ciąża szylkretki do tej pory przebiegała bez problemowo, więc liczyła na to, że faktycznie problem stanowił jedynie zbyt intensywny zapach kwiatów i efekty uboczne samej w sobie ciąży.
Poczciwy Dziwaczek nie był do końca pewny tego, jakie kwiaty wplótł w swoje furto podczas ostatnich odwiedzin u partnerki, więc skończyło się na tym, że razem z uczennicą powrócił do legowiska medyków z przeogromnym, kwiecistym bukietem. Zawilcowa Korona, dostrzegając zamieszanie w legowisku, niewzruszony przyglądał się swojej mentorce, która, po niezbyt długiej analizie, poinformowała koty o tym, że żadna z zebranych roślin nie była trująca, ale ich zapach mógł powodować mdłości, w szczególności, gdy zmieszało się je w większej ilości.
Na pysku kocura pojawiła się ulga; w tym samym momencie Wełnista Łapa wypuściła głośno powietrze. Wymieniła z burym kocurem krótkie spojrzenie, na które samiec odpowiedział przytaknięciem. Podziękował za pomoc medyczkom, po czym, pewniejszym niż dotychczas, krokiem ruszył w kierunku żłobka, pamiętając o złożonej uczennicy obietnicy. Przed jego wejściem zatrzymał się, jednak nie zrezygnował z wejścia do środka. Wełnista Łapa dostrzegła, jak ogon wojownika znika w środku i uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że para porozmawia sobie w spokoju i wyjaśni sobie wszystko, co do tej pory ich oboje martwiło. Stała na straży, upewniając się, że nikt i nic nie zakłóciłoby im rozmowy, gotowa zatrzymać każdego kota zmierzającego do żłobka, do czasu, aż nie została poproszona o pomoc przy pacjentach.
Wieczorem biała kotka zaniosła najstarszym członkom klanu zioła na wzmocnienie. Znajdując się blisko kociarni, zdecydowała się zajrzeć do środka, aby zobaczyć, czy ze Słodką Dziewanną wszystko w porządku, jak i chcąc mieć pewność, czy poród nie zaczął się wcześniej, niż medycy zakładali. Ostrożnie wsunęła łebek w otwór, a na jej pysku zagościł uśmiech, gdy dostrzegła wtuloną w siebie parę na jednym z legowisk pogrążoną we śnie.
– Nie ładnie podglądać.
Wełnista Łapa speszona wycofała się i wbiła spojrzenie w swojego brata.
– Ciekawość to pierwszy stopień do Mrocznej Puszczy. Powinnaś o tym wiedzieć, w końcu z nas wszystkich jesteś najbliżej Srebrzystej Skóry.
– Wystraszyłeś mnie, Lotosowa Łapo! – Głośny szept opuścił pysk uczennicy. – Ugh. Przecież nie robię nic złego, chciałam się po prostu upewnić, czy ze Słodką Dziewanną jest wszystko w porządku, czy chociażby poród nie zaczął się wcześniej. – Ponownie zbliżyła się do kociarni i ostrożnie zapuściła żurawia do jej wnętrza. – Czasami zdarza się, że niekiedy kocięta pchają się na świat szybciej, niż byśmy tego chcieli i musimy być zawsze gotowi do pomocy im w bezpiecznym przyjściu na świat...
– My? – Kocur uniósł brew. Zbliżył się do kociarni, decydując się do niej również zajrzeć.
– Medycy... – Strzepnęła uchem. Brat łapał ją za słówka, co niekoniecznie się jej spodobało. – Spójrz tylko na nich – szepnęła, uśmiechając się. – Są razem tacy słodcy.
– Czy ja wiem. – Kocur wycofał się, próbując zrozumieć punkt widzenia siostry. – Może trochę. Nadal nie bardzo wiem, co Słodka Dziewanna zobaczyła w Poczciwym Dziwaczku, ale skoro są szczęśliwi, to chyba dobrze... Dobrze dla nich. – Usiadł. – Będziesz asystować przy porodzie? – Przytaknęła. – Denerwujesz się?
– Nie wiem. Może odrobinę. – odparła zgodnie z prawdą. W końcu to będzie pierwszy poród, który odbierze. Na pewno zapamięta go na długo. Tym razem będzie tylko właściwe pomagać, ale w przyszłości pewnie sama będzie nadzorować akcje porodową i to od jej decyzji będzie zależeć, czy wszystko dobrze przebiegnie. Czy ta odpowiedzialność za cudze życia jej nie przerośnie? – Nie mogę się doczekać, gdy w kociarni znowu pojawią się młode. Dziwnie było przechodzić obok, nie słysząc bawiących się kociąt i upominających ich matek. – Westchnęła. Gdyby nie śmierć wiecznej królowej, Klan Burzy zyskałby na pewno kolejnych, wspaniałych członków, zasilających jego szeregi. Zamiast jednak dołączyć do niego, wraz z matką trafiły na Srebrzystą Skórę, nim dane było im zaczerpnąć pierwszy oddech. Czy Wieleni Szlak wiedziała o ciąży Rozkwitającej Szanty? – Kociarnia powinna zawsze być przepełniona śmiechem kociąt, nie sądzisz?
Kocur strzepnął uchem, nie odpowiadając na pytanie siostry. W międzyczasie w głowie zagościła dość dziwna myśl, zważywszy na ścieżkę, jaką po zmianie profesji piastowała.
"Czy sama byłabym dobrą matką?"
Zawstydzona pokręciła głową, w obawie, że jej brat mógł zdołać przeczytać jej myśli. Nie powinna nawet myśleć o posiadaniu kociąt; w końcu kodeks medyków zabraniał tego. Czy sama myśl o tym sprawiła, że złamała go?
Jednak gdyby nie spadło na jej barki kroczenie Gwiezdną Ścieżką, może w przyszłości sama doczekałaby się gromadki młodych i stworzyła szczęśliwą rodzinę z jakimś kocurem? Westchnęła, decydując się za bardzo nie myśleć o czymś, co nigdy się nie stanie. Przynajmniej na jej braciach nie spoczywał zakaz związania się z drugim kotem czy posiadanie potomstwa, więc może w przyszłości chociaż zostanie ciocią kociąt, które mogłaby rozpieszczać?
Wspólnie oddalili się od kociarni, nie chcąc niepokoić pary, jednak nim Wróżka zniknęła w lecznicy, Lotos zaproponował jej wspólne spędzenie czasu z nim i z Białą Łapą w legowisku uczniów. Niewiele myśląc, przystała na to, zdając sobie sprawę, że w związku z ostatnimi wydarzeniami nie miała czasu spędzać z braćmi tak dużo czasu, jak dotychczas. A oprócz ojca byli przecież jej jedyną rodziną.
~~~
– Jak się czujesz?
– Dobrze, nie licząc braku możliwości znalezienia wygodnej pozycji podczas snu – narzekała Słodka Dziewanna, starając się zademonstrować własne słowa. – Coś czuję, że urodzę przewodnika... Całe stadko przewodników. Mogliby się powstrzymać z kopaniem do czasu swojego mianowania na uczniów... Jedno z przyjemnością oddam pod łapę twojego brata, Wełnista Łapo.
– O ile do tego czasu Biała Łapa się mianuje – odparła uczennica z uśmiechem, spoglądając na Wdzięczną Firletkę. Szylkretka obmyła łapy zwilżonym mchem i dotknęła łapą brzucha ciężarnej w celu określenia ilości kociąt. Skinęła w kierunku uczennicy, zachęcając do powtórzenia tym razem samemu badania. Biała łapa dotknęła brzucha wielkości dorodnego arbuza, starając się wyczuć faktyczną ilość kociąt. Było to dość ciężkie, kocięta były bardzo aktywne.
– Chyba doliczyłam się czterech... Albo pięciu...
– Trzy. Musiałaś jedno z kociąt policzyć dwa razy. – miauknęła mentorka. Skinęła głową, aby Wełnista Łapa ponowiła badanie. Uczennica ponownie dotknęła brzucha Słodkiej Dziewanny, tym razem uważniej starając się wyczuć każdy najmniejszy ruch.
– Naprawdę bardzo mocno kopią – zauważyła Wełnista Łapa, rozumiejąc, dlaczego karmicielka uskarżała się na uroki ciąży.
– Widziałyście może Poczciwego Dziwaczka? – podjęła królowa. – Uparł się, że upoluje dla mnie rybę, bo ktoś mu nagadał, że ryby są najlepszym posiłkiem dla królowych i odkąd w południe udał się na polowanie, aż do teraz nie wrócił, a już lada moment będzie zmierzchać... Skrzypiący Skrzyp udał się razem z nim i chyba jeszcze Cyklonowe Oko, ale ich również nie widziałam, więc pewnie też nie wrócili. Martwię się. Czy łowienie ryb naprawdę tyle zajmuje? – spytała, lecz nie otrzymała satysfakcjonującej odpowiedzi. Wełnista Łapa, jako uczennica wojownika, nigdy w życiu nie polowała na ryby, jednak śmiało mogła stwierdzić, że buras mógł mieć problemy z pochwyceniem ich, nawet, jeśli niektóre z nich bywały wolniejsze od zajęcy.
W końcu, po dłużących się chwilach niepewności, w wejściu do obozu pojawiły się koty towarzyszące buremu kocurowi podczas polowania. Niestety, wojownicy nie powrócili z dobrymi wieściami. Ostrożnie położyli na trawie nieprzytomnego kocura, pozwalając medykom zająć się pacjentem. Mimo prób ocucenia burego wojownika w drodze powrotnej, a następnie próby przywrócenia funkcji życiowych przez medyków, nie udało im się to. Poczciwy Dziwaczek odszedł do Klanu Gwiazdy, nim kocury były w stanie dotrzeć wraz z nim do lecznicy. Wełnista Łapa pogładziła ostrożnie głowę zmarłego, mając nadzieję, że w swych ostatnich chwilach nie cierpiał za bardzo. Było jej żal kocura, że nie miał okazji poznać, a nawet zobaczyć na własne oczy swoich pociech, które lada dzień miały przyjść na świat. Było jej ogromnie żal Słodkiej Dziewanny, która, zamiast w pełni cieszyć się z narodzin kociąt wspólnie z partnerem, została poinformowana chwilę temu o śmierci kocura. Błogosławieństwo, którym albinoska obdarowała parę, najwidoczniej nie zadziałało, nie zapewniło im szczęścia, a być może sprowadziło nawet zgubę na zmarłego. Wełna przymknęła oczy, przenosząc spojrzenie na pozostałych medyków, którzy przygotowali mieszankę ziół, potrzebną do przeprowadzenia ceremonii pogrzebowej. W misach były przygotowane barwniki, przyniesione przez Wędrujące Niebo, a w całej lecznicy unosiła się intensywna woń lawendy, którą zdążyła przesiąknąć sierść zielonookiego.
Po skończonej pomocy przy natarciu sierści zmarłego, została poproszona przez główną medyczkę, aby zajrzeć do żłobka. Tak też zrobiła, uprzednio decydując się wyczyścić łapy z ziół i woni lawendy, która kojarzyła się w tej chwili z tylko jednym. Nie chciała wparadować do kociarni przesiąknięta zapachem śmierci czy też mieszaniną ziół i barwników. Przemknęła pod nocnym niebem, które zasnute było chmurami, w ciszy, zatrzymując się dopiero przed kociarnią, z której, zamiast radosnych odgłosów, dochodził płacz królowej i cichy, łagodny głos Brzęczkowego Trelu. Zdołała również dostrzec brązowe futro, najpewniej należące do brata karmicielki. Albinoska wycofała się, nie decydując się wejść do środka; jedynie oparła się o pieniek, chcąc być na tyle blisko kotów, aby w razie czego szybko zareagować, gdyby pomoc medyczna była potrzebna. Szkliste spojrzenie utkwiła w zachmurzonym nocnym niebie, starając się pojąć, dlaczego szczęście tylu kotów Klanu Burzy zostawało w tak gwałtowny sposób i bez zapowiedzi odbierane. Klan Burzy kolejny raz stracił cennego członka społeczności.
– Trzy. Musiałaś jedno z kociąt policzyć dwa razy. – miauknęła mentorka. Skinęła głową, aby Wełnista Łapa ponowiła badanie. Uczennica ponownie dotknęła brzucha Słodkiej Dziewanny, tym razem uważniej starając się wyczuć każdy najmniejszy ruch.
– Naprawdę bardzo mocno kopią – zauważyła Wełnista Łapa, rozumiejąc, dlaczego karmicielka uskarżała się na uroki ciąży.
– Widziałyście może Poczciwego Dziwaczka? – podjęła królowa. – Uparł się, że upoluje dla mnie rybę, bo ktoś mu nagadał, że ryby są najlepszym posiłkiem dla królowych i odkąd w południe udał się na polowanie, aż do teraz nie wrócił, a już lada moment będzie zmierzchać... Skrzypiący Skrzyp udał się razem z nim i chyba jeszcze Cyklonowe Oko, ale ich również nie widziałam, więc pewnie też nie wrócili. Martwię się. Czy łowienie ryb naprawdę tyle zajmuje? – spytała, lecz nie otrzymała satysfakcjonującej odpowiedzi. Wełnista Łapa, jako uczennica wojownika, nigdy w życiu nie polowała na ryby, jednak śmiało mogła stwierdzić, że buras mógł mieć problemy z pochwyceniem ich, nawet, jeśli niektóre z nich bywały wolniejsze od zajęcy.
W końcu, po dłużących się chwilach niepewności, w wejściu do obozu pojawiły się koty towarzyszące buremu kocurowi podczas polowania. Niestety, wojownicy nie powrócili z dobrymi wieściami. Ostrożnie położyli na trawie nieprzytomnego kocura, pozwalając medykom zająć się pacjentem. Mimo prób ocucenia burego wojownika w drodze powrotnej, a następnie próby przywrócenia funkcji życiowych przez medyków, nie udało im się to. Poczciwy Dziwaczek odszedł do Klanu Gwiazdy, nim kocury były w stanie dotrzeć wraz z nim do lecznicy. Wełnista Łapa pogładziła ostrożnie głowę zmarłego, mając nadzieję, że w swych ostatnich chwilach nie cierpiał za bardzo. Było jej żal kocura, że nie miał okazji poznać, a nawet zobaczyć na własne oczy swoich pociech, które lada dzień miały przyjść na świat. Było jej ogromnie żal Słodkiej Dziewanny, która, zamiast w pełni cieszyć się z narodzin kociąt wspólnie z partnerem, została poinformowana chwilę temu o śmierci kocura. Błogosławieństwo, którym albinoska obdarowała parę, najwidoczniej nie zadziałało, nie zapewniło im szczęścia, a być może sprowadziło nawet zgubę na zmarłego. Wełna przymknęła oczy, przenosząc spojrzenie na pozostałych medyków, którzy przygotowali mieszankę ziół, potrzebną do przeprowadzenia ceremonii pogrzebowej. W misach były przygotowane barwniki, przyniesione przez Wędrujące Niebo, a w całej lecznicy unosiła się intensywna woń lawendy, którą zdążyła przesiąknąć sierść zielonookiego.
Po skończonej pomocy przy natarciu sierści zmarłego, została poproszona przez główną medyczkę, aby zajrzeć do żłobka. Tak też zrobiła, uprzednio decydując się wyczyścić łapy z ziół i woni lawendy, która kojarzyła się w tej chwili z tylko jednym. Nie chciała wparadować do kociarni przesiąknięta zapachem śmierci czy też mieszaniną ziół i barwników. Przemknęła pod nocnym niebem, które zasnute było chmurami, w ciszy, zatrzymując się dopiero przed kociarnią, z której, zamiast radosnych odgłosów, dochodził płacz królowej i cichy, łagodny głos Brzęczkowego Trelu. Zdołała również dostrzec brązowe futro, najpewniej należące do brata karmicielki. Albinoska wycofała się, nie decydując się wejść do środka; jedynie oparła się o pieniek, chcąc być na tyle blisko kotów, aby w razie czego szybko zareagować, gdyby pomoc medyczna była potrzebna. Szkliste spojrzenie utkwiła w zachmurzonym nocnym niebie, starając się pojąć, dlaczego szczęście tylu kotów Klanu Burzy zostawało w tak gwałtowny sposób i bez zapowiedzi odbierane. Klan Burzy kolejny raz stracił cennego członka społeczności.
Czyżby burzacy rozgniewali w jakiś sposób Klan Gwiazdy? Chcąc nie chcąc, myślami wspominała medyka, niesłusznie skazanego na śmierć, która mogła być prawdopodobnym powodem gniewu Gwiezdnych. Lecz czy Klan Gwiazdy naprawdę zdecydowałby się ukarać w taki sposób klan, odbierając troskliwego ojca nienarodzonym kociętom oraz kochającego partnera Słodkiej Dziewannie?
Wełnista Łapa spoglądała z czułością na kocię, które znajdowało się pomiędzy jej przednimi łapkami. Pomogła oczyścić malca z krwi i wód, a po określeniu płci malucha, co było całkiem proste, zważywszy na umaszczenie, które ukazywały się najczęściej u samiczek, przysunęła go do boku Słodkiej Dziewanny. Mała, buro-ruda koteczka, mająca futerko identyczne, jak zmarły partner królowej, niemal natychmiast zaczęła ssać mleko, idąc w ślad swojego rodzeństwa
Mimo stresu i nerwów, towarzyszących uczennicy medyczki podczas pierwszego porodu, przy którym miała możliwość asystować, Wełnista Łapa czuła się w tej chwili przeszczęśliwa. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, gdy spoglądała na młodą mamę i kociaki, którym być może Klan Gwiazdy zapisał w gwiazdach świetlaną przyszłość. Klan Burzy został pobłogosławiony trójką młodych, silnych samiczek.
– Moje gratulację, Słodka Dziewanno – miauknęła Wełnista Łapa, przecierając pyszczek wierzchem łapy. Pociągnęła nosem, walcząc sama ze sobą, aby się nie rozpłakać jeszcze bardziej. Miała do czynienia z wieloma kociętami, jednak jeszcze nigdy nie uczestniczyła przy ich przyjściu na świat. Podziwiała jeszcze bardziej każdą z kotek, która wydała na świat kocięta, w szczególności Słodką Dziewannę. Mimo przykrości, jakie w ostatnim czasie ją spotkały, świetnie sobie poradziła w trakcie porodu, nie licząc oczywiście zmartwienia medyków w związku z opóźnionym terminem. Wdzięczna Firletka rozważała wywołanie porodu za pomocą ziół, w obawie o zdrowie i życie młodych, jak i samej matki, jednak koniec końców wystarczyło zostawić wszystko w łapach natury oraz samemu Klanowi Gwiazdy. Być może Klan Burzy nie rozgniewał Gwiezdnych, tak, jak Wełnista Łapa początkowo założyła. Może śmierć partnera królowej była niefortunnym wypadkiem, spowodowanym wieloma czynnikami, jak chorobami czy stresem w ostatnich dniach przed jego śmiercią.
– Jeśli będziesz potrzebować wsparcia przy kociętach, nie krępuj się poprosić o pomoc nas lub wojowniczek, które odchowały swoje młode. – Szylkretka przytaknęła, że rozumie. Mimo wyraźnego zmęczenia, malującego się na jej pysku po porodzie, uśmiech nie schodził jej z pyska, gdy przyglądała się swoim kociętom. – Wełnista Łapo, myślę, że już możesz poinformować Burzowe Chmury, że został ojcem trójki kociąt.
– Uprzedz go również, aby przyszedł w odwiedziny do nich dopiero później – miauknęła Dziewanna, liżąc po grzbiecie jedno z kociąt; jednolitą koteczkę, której większość ciałka otulało białe futerko
– Dobrze. – Wełna przytaknęła, kierując się do wyjścia z kociarni
Gdy Burzowe Chmury usłyszał, że Słodka Dziewanna zaczęła rodzić, początkowo chciał być obecny przy porodzie, jednak jego entuzjazm został szybko ostudzony przez sugestię głównej medyczki, aby udał się upolować coś dla młodej matki. Razem z Opadającym Rumiankiem i Strzępotkową Łapą udał się poza obóz; istniało spore prawdopodobieństwo, że zdążyli wrócić ze zwierzyną, mającą być prezentem dla królowej, nim akcja porodowa się zakończy. Wełnista Łapa wyściubiła pysk z kociarni, lecz zamiast trójki kotów dostrzegła jedynie starszych, którzy oczekiwali na moment poznania nowych członków Klanu Burzy. Zagajona przez byłą zastępczynię, uczennica poinformowała starszych o ilości kociąt, urodzonych przez Słodką Dziewannę. Z przejęciem opowiadała o cudzie narodzin, wspominając, że jedno z młodych z wyglądu przypomina Poczciwego Dziwaczka, aż w końcu podniosła się, w celu przekazania informacji o młodych Burzowym Chmurom, którego dostrzegła w wejściu do obozu. Niebieski, dostrzegając Wełnę, zbliżył się do niej, szybko pojmując, że poród się zakończył.
– Moje gratulację, Burzowe Chmury. Słodka Dziewanna urodziła trójkę zdrowych kociąt – poinformowała kocura na tyle głośno, aby również brat królowej usłyszał wieści. Brązowy zastrzygł uchem, a na pysku Burzowych Chmur pojawił się uśmiech i samiec niemalże natychmiast po zasłyszeniu informacji ruszył w kierunku żłobka. – I poprosiła mnie, abym przekazała, żebyś odwiedził ją nieco później...
Kocur zatrzymał się w pół kroku, nie kryjąc niezadowolenia. Zwiesił łeb, cicho prychając i spoglądając w kierunku ucznia, być może licząc na to, że z pomocą rodzonego brata królowej uda się mu dostać szybciej do kociarni. Strzępotkowa Łapa pozostawił za sobą kocura, ignorując jego spojrzenie i sam ruszył w kierunku żłobka, do swojej siostry i siostrzenic. Z pyska Burzowych Chmur padło kolejne prychnięcie, jednak kocur zamierzał spełnić prośbę matki kociąt.
– Mówiła, dlaczego? – Wełnista Łapa pokręciła głową, nawet, jeśli domyślała się, co kierowało taką, a nie inną, decyzją królowej. – Nieważne. To chociaż powiedz mi czy mam córki, czy synów.
– Trzy samiczki. Jeszcze nie zostały nazwane.
– A do kogo są podobne? Do mnie czy Słodkiej Dziewanny?
– Do... – zawahała się. – Na razie do myszy lub nornicy. – Dostrzegając, że żart jej nie wyszedł, a jedynie zirytował kocura, nerwowo się zaśmiała. – Ciężko powiedzieć, są malutkie. O takie. – Zademonstrowała wielości kociąt, unosząc dwie łapy do góry. – Dokładnie takie, jak ta pusta odległość między moimi łapami. A jeśli chodzi o kolor ich futerek, to jedna jest w większości biała, ale poza tym delikatnie widać na jej futerku niebieskie znaczenia; jedno z nich wygląda, jak rybka. – Uśmiechnęła się. – Kolejna ma bardzo ciekawe rozłożenie bieli; prawa strona pyska i ciała jest w kolorze bieli, natomiast lewą pokrywa niebieski i kremowy. A trzecia... – Zawahała się, zastanawiając się w jakiś sposób zareaguje na informacje, że ostania z wspomnianych córek kocura w żadnym stopniu go nie przypomina. Czy to było możliwe? Czy może Klan Gwiazdy postanowił upodobnić jedno z kociąt Słodkiej Dziewanny do jej zmarłego partnera, aby jego mała cząstka, nawet, jeśli jedynie z wyglądu podobna, była zawsze przy niej. Bo ostatniej koteczki ojcem był dymny kocur, prawda? – Ma nieco ciemniejsze futerko od swoich sióstr, wpadające w brąz, lecz poprzecinane czarnymi znaczeniami. Tak, jak poprzednia, również jest szylkretką.
Kocur musiał zobrazować sobie wygląd swojego potomstwa; gdy Wełnista Łapa opisywała dwójkę z trójki potomstwa na pysku kocura gościł uśmiech, jednak przy opisywaniu wyglądu ostatniej córki, mina kocura zrzędła.
– Jesteś pewna?
Zamrugała, nie bardzo rozumiejąc pytanie kocura. Asystowała przy porodzie, trzymała malucha, a kocur zadawał jej tak absurdalne pytanie.
– J-jestem pewna. – miauknęła, na co Burzowe Chmury ruszył w kierunku żłobka. Czy zapomniał o prośbie królowej, którą przekazała mu uczennica i obiecał spełnić? – B-burzowe Chmury! Poczekaj!
Wyślizgnęła się do pieńka, tuż za kocurem, i uderzyła pyskiem w jego nogę. Potrząsnęła łebkiem, by po chwili się wycofać i wyjrzeć zza niego. Zwiesiła łebek, gdy jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem królowej, która nie była zadowolona z wizyty niebieskiego. Burzowe Chmury obrzucił spojrzeniem kocięta, na dłużej zatrzymując wzrok na kociaku, podobnym do zmarłego kocura, z którym konkurował o względy Słodkiej Dziewanny. Kocur zmarszczył brwi, obrzucając kocię nieprzychylnym spojrzeniem, by chwilę później na jego pysku zagościł uśmiech. Zbliżył się do karmicielki, która ani trochę nie była zadowolona z jego obecności w żłobku, co kocur musiał dostrzec. Mimo to zamiast wyjść, zdecydował się usprawiedliwić swoje wtargnięcie, mówiąc, że nie mógł się doczekać poznania swojego potomstwa. Zbliżył się do małej, niebieskiej szylkretki, z zaciekawieniem jej się przyglądając i komplementując nietypową urodę. Na temat burej szylkretki nie odezwał się ani słowem, tak, jakby starał się ignorować fakt jej istnienia.
– Jak masz zamiar jej nazwać? – miauknął Strzępotkowa Łapa, zadając pytanie, które prawdopodobnie wszyscy zebrani we wnętrzu kociarni chcieli zadać. Słodka Dziewanna skupiła spojrzenie na swoich córkach, by po dwóch uderzeniach serca przerwać milczenie.
– Rybeczka, Równonoc oraz... Krokus – wymruczała z uśmiechem, ostrożnie dotykając nosem ciałka burej kotki, która cichutko miauknęła – Poczciwy Dziwaczek chciał, aby jedna z naszych córek miała na imię Krokus.
~~~
Wełnista Łapa spoglądała z czułością na kocię, które znajdowało się pomiędzy jej przednimi łapkami. Pomogła oczyścić malca z krwi i wód, a po określeniu płci malucha, co było całkiem proste, zważywszy na umaszczenie, które ukazywały się najczęściej u samiczek, przysunęła go do boku Słodkiej Dziewanny. Mała, buro-ruda koteczka, mająca futerko identyczne, jak zmarły partner królowej, niemal natychmiast zaczęła ssać mleko, idąc w ślad swojego rodzeństwa
Mimo stresu i nerwów, towarzyszących uczennicy medyczki podczas pierwszego porodu, przy którym miała możliwość asystować, Wełnista Łapa czuła się w tej chwili przeszczęśliwa. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, gdy spoglądała na młodą mamę i kociaki, którym być może Klan Gwiazdy zapisał w gwiazdach świetlaną przyszłość. Klan Burzy został pobłogosławiony trójką młodych, silnych samiczek.
– Moje gratulację, Słodka Dziewanno – miauknęła Wełnista Łapa, przecierając pyszczek wierzchem łapy. Pociągnęła nosem, walcząc sama ze sobą, aby się nie rozpłakać jeszcze bardziej. Miała do czynienia z wieloma kociętami, jednak jeszcze nigdy nie uczestniczyła przy ich przyjściu na świat. Podziwiała jeszcze bardziej każdą z kotek, która wydała na świat kocięta, w szczególności Słodką Dziewannę. Mimo przykrości, jakie w ostatnim czasie ją spotkały, świetnie sobie poradziła w trakcie porodu, nie licząc oczywiście zmartwienia medyków w związku z opóźnionym terminem. Wdzięczna Firletka rozważała wywołanie porodu za pomocą ziół, w obawie o zdrowie i życie młodych, jak i samej matki, jednak koniec końców wystarczyło zostawić wszystko w łapach natury oraz samemu Klanowi Gwiazdy. Być może Klan Burzy nie rozgniewał Gwiezdnych, tak, jak Wełnista Łapa początkowo założyła. Może śmierć partnera królowej była niefortunnym wypadkiem, spowodowanym wieloma czynnikami, jak chorobami czy stresem w ostatnich dniach przed jego śmiercią.
– Jeśli będziesz potrzebować wsparcia przy kociętach, nie krępuj się poprosić o pomoc nas lub wojowniczek, które odchowały swoje młode. – Szylkretka przytaknęła, że rozumie. Mimo wyraźnego zmęczenia, malującego się na jej pysku po porodzie, uśmiech nie schodził jej z pyska, gdy przyglądała się swoim kociętom. – Wełnista Łapo, myślę, że już możesz poinformować Burzowe Chmury, że został ojcem trójki kociąt.
– Uprzedz go również, aby przyszedł w odwiedziny do nich dopiero później – miauknęła Dziewanna, liżąc po grzbiecie jedno z kociąt; jednolitą koteczkę, której większość ciałka otulało białe futerko
– Dobrze. – Wełna przytaknęła, kierując się do wyjścia z kociarni
Gdy Burzowe Chmury usłyszał, że Słodka Dziewanna zaczęła rodzić, początkowo chciał być obecny przy porodzie, jednak jego entuzjazm został szybko ostudzony przez sugestię głównej medyczki, aby udał się upolować coś dla młodej matki. Razem z Opadającym Rumiankiem i Strzępotkową Łapą udał się poza obóz; istniało spore prawdopodobieństwo, że zdążyli wrócić ze zwierzyną, mającą być prezentem dla królowej, nim akcja porodowa się zakończy. Wełnista Łapa wyściubiła pysk z kociarni, lecz zamiast trójki kotów dostrzegła jedynie starszych, którzy oczekiwali na moment poznania nowych członków Klanu Burzy. Zagajona przez byłą zastępczynię, uczennica poinformowała starszych o ilości kociąt, urodzonych przez Słodką Dziewannę. Z przejęciem opowiadała o cudzie narodzin, wspominając, że jedno z młodych z wyglądu przypomina Poczciwego Dziwaczka, aż w końcu podniosła się, w celu przekazania informacji o młodych Burzowym Chmurom, którego dostrzegła w wejściu do obozu. Niebieski, dostrzegając Wełnę, zbliżył się do niej, szybko pojmując, że poród się zakończył.
– Moje gratulację, Burzowe Chmury. Słodka Dziewanna urodziła trójkę zdrowych kociąt – poinformowała kocura na tyle głośno, aby również brat królowej usłyszał wieści. Brązowy zastrzygł uchem, a na pysku Burzowych Chmur pojawił się uśmiech i samiec niemalże natychmiast po zasłyszeniu informacji ruszył w kierunku żłobka. – I poprosiła mnie, abym przekazała, żebyś odwiedził ją nieco później...
Kocur zatrzymał się w pół kroku, nie kryjąc niezadowolenia. Zwiesił łeb, cicho prychając i spoglądając w kierunku ucznia, być może licząc na to, że z pomocą rodzonego brata królowej uda się mu dostać szybciej do kociarni. Strzępotkowa Łapa pozostawił za sobą kocura, ignorując jego spojrzenie i sam ruszył w kierunku żłobka, do swojej siostry i siostrzenic. Z pyska Burzowych Chmur padło kolejne prychnięcie, jednak kocur zamierzał spełnić prośbę matki kociąt.
– Mówiła, dlaczego? – Wełnista Łapa pokręciła głową, nawet, jeśli domyślała się, co kierowało taką, a nie inną, decyzją królowej. – Nieważne. To chociaż powiedz mi czy mam córki, czy synów.
– Trzy samiczki. Jeszcze nie zostały nazwane.
– A do kogo są podobne? Do mnie czy Słodkiej Dziewanny?
– Do... – zawahała się. – Na razie do myszy lub nornicy. – Dostrzegając, że żart jej nie wyszedł, a jedynie zirytował kocura, nerwowo się zaśmiała. – Ciężko powiedzieć, są malutkie. O takie. – Zademonstrowała wielości kociąt, unosząc dwie łapy do góry. – Dokładnie takie, jak ta pusta odległość między moimi łapami. A jeśli chodzi o kolor ich futerek, to jedna jest w większości biała, ale poza tym delikatnie widać na jej futerku niebieskie znaczenia; jedno z nich wygląda, jak rybka. – Uśmiechnęła się. – Kolejna ma bardzo ciekawe rozłożenie bieli; prawa strona pyska i ciała jest w kolorze bieli, natomiast lewą pokrywa niebieski i kremowy. A trzecia... – Zawahała się, zastanawiając się w jakiś sposób zareaguje na informacje, że ostania z wspomnianych córek kocura w żadnym stopniu go nie przypomina. Czy to było możliwe? Czy może Klan Gwiazdy postanowił upodobnić jedno z kociąt Słodkiej Dziewanny do jej zmarłego partnera, aby jego mała cząstka, nawet, jeśli jedynie z wyglądu podobna, była zawsze przy niej. Bo ostatniej koteczki ojcem był dymny kocur, prawda? – Ma nieco ciemniejsze futerko od swoich sióstr, wpadające w brąz, lecz poprzecinane czarnymi znaczeniami. Tak, jak poprzednia, również jest szylkretką.
Kocur musiał zobrazować sobie wygląd swojego potomstwa; gdy Wełnista Łapa opisywała dwójkę z trójki potomstwa na pysku kocura gościł uśmiech, jednak przy opisywaniu wyglądu ostatniej córki, mina kocura zrzędła.
– Jesteś pewna?
Zamrugała, nie bardzo rozumiejąc pytanie kocura. Asystowała przy porodzie, trzymała malucha, a kocur zadawał jej tak absurdalne pytanie.
– J-jestem pewna. – miauknęła, na co Burzowe Chmury ruszył w kierunku żłobka. Czy zapomniał o prośbie królowej, którą przekazała mu uczennica i obiecał spełnić? – B-burzowe Chmury! Poczekaj!
Wyślizgnęła się do pieńka, tuż za kocurem, i uderzyła pyskiem w jego nogę. Potrząsnęła łebkiem, by po chwili się wycofać i wyjrzeć zza niego. Zwiesiła łebek, gdy jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem królowej, która nie była zadowolona z wizyty niebieskiego. Burzowe Chmury obrzucił spojrzeniem kocięta, na dłużej zatrzymując wzrok na kociaku, podobnym do zmarłego kocura, z którym konkurował o względy Słodkiej Dziewanny. Kocur zmarszczył brwi, obrzucając kocię nieprzychylnym spojrzeniem, by chwilę później na jego pysku zagościł uśmiech. Zbliżył się do karmicielki, która ani trochę nie była zadowolona z jego obecności w żłobku, co kocur musiał dostrzec. Mimo to zamiast wyjść, zdecydował się usprawiedliwić swoje wtargnięcie, mówiąc, że nie mógł się doczekać poznania swojego potomstwa. Zbliżył się do małej, niebieskiej szylkretki, z zaciekawieniem jej się przyglądając i komplementując nietypową urodę. Na temat burej szylkretki nie odezwał się ani słowem, tak, jakby starał się ignorować fakt jej istnienia.
– Jak masz zamiar jej nazwać? – miauknął Strzępotkowa Łapa, zadając pytanie, które prawdopodobnie wszyscy zebrani we wnętrzu kociarni chcieli zadać. Słodka Dziewanna skupiła spojrzenie na swoich córkach, by po dwóch uderzeniach serca przerwać milczenie.
– Rybeczka, Równonoc oraz... Krokus – wymruczała z uśmiechem, ostrożnie dotykając nosem ciałka burej kotki, która cichutko miauknęła – Poczciwy Dziwaczek chciał, aby jedna z naszych córek miała na imię Krokus.
Trening medyka – 3600 słów + asystowanie przy odbiorze porodu
[*]
[przyznano 72% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz