BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Klifu!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 grudnia 2025

Od Mglistego Snu

Pora Nagich Drzew
Spotkanie przed ucieczką

Szedł przez las do miejsca, gdzie umówił się na spotkanie z Jarzębinowym Żarem i Brukselkową Zadrą. Według planu miał jeszcze zjawić się Kosaćcowa Grzywa, któremu informacje o rozmowie w opuszczonym obozowisku miała przekazać Jarzębinowy Żar. W końcu trafił do miejsca docelowego. Uważnie rozejrzał się po opuszczonym obozowisku, co jakiś czas skupiając się na falujących skórach, które zostawili po sobie dwunożni.
"To tutaj... muszę znaleźć odpowiednie zaciszne miejsce, by nikt nas nie podsłuchiwał i żeby żadne z nas nie zmarzło..."
Ostrożnie ruszył w stronę jednej z opadniętych skór, która trzymała się na jednym z dziwnych patyków, który utrzymywał konstrukcje w na tyle stabilnym stanie, że Mglisty Sen mógł spokojnie wejść do środka. Wszedł bez wahania, a mróz oraz nieprzyjemny wiatr od razu zniknął, pozwalając mu się ogrzać w dość nietypowym schronieniu.
Wyjrzał ostrożnie przez wejście do legowiska ze skóry. Na zewnątrz wiatr się wzmagał, a śnieg, zamiast delikatnie oprószyć, zacinał coraz mocniej. Idealna pogoda na tajne spotkanie. Żaden Wilczak nie zapuszczałby się tak daleko w taką śnieżycę za kilkoma kotami, które wyszły samotnie o różnym czasie z obozu.
"Oby tylko dotarli na miejsce..." – pomyślał, kiedy zza drzewa wyszła figura kota.
Nie był pewien, kto to był dokładnie, gdyż zacinający śnieg uniemożliwiał mu rozpoznanie kota. Nawet nie było sensu wołania ani miauczenia. Mógł liczyć na to, że kot zauważy jego czarną sierść w jaskrawej skórze lub pójdzie za jego zapachem. Kiedy kot zbliżył się na tyle, że spod zmrużonych oczu mógł ujrzeć dokładny kolor futra, zamruczał, rozpoznając Brukselkową Zadrę. Matka jako pierwsza zjawiła się na miejscu i weszła zziębnięta do dziwnej jaskrawej skóry.
– Hej… – mruknęła, siadając obok. Jej sierść była posklejana śniegiem, a nos czerwony od mrozu. – Cieszysz się? Na tę… ucieczkę?
– Nie nazwałbym moich emocji pozytywnymi. Szczerze czuję ciężar i powagę tej sytuacji, doskonale tak, jak ty bądź Jarzębinowy Żar – powiedział swojej matce.
Po chwili ze śnieżycy wyszła kolejna dwójka kotów, byli to Jarzębinowy Żar wraz z jej bratem – Kosaćcową Grzywą.
– Witajcie – przywitała się medyczka.
– Witajcie – powtórzył słowa brat szylkretki, patrząc z góry na Mglisty Sen i Brukselkową Zadrę. – Jakieś plany, coś? Mam nadzieję, że nie przyszliście tu bez planu i nie wplątaliście mnie po to, aby wszystko zaplanować tutaj, co? – rzekł z irytującym uśmiechem.
Na ich przywitanie skłonił posłusznie głową, chociaż nie podobały mu się wzrok oraz ton, z jakim wyszedł im naprzeciw Kosaćcowa Grzywa.
– Naszym wstępnym planem była ucieczka w stronę lasów od strony z Owocowym Lasem – zauważył – Gdzieś niedaleko powinno się znajdować jakieś miejsce niczyje, które moglibyśmy zająć. Za to, jeśli chodzi o plan ucieczki z obozu, to proponuje uciec pod osłoną nocy, co jest chyba oczywistym rozwiązaniem. Musielibyśmy kogoś z nas dać na wartę. Kogoś, komu ufają kultyści.
Spojrzał po rozmówcach, licząc na jakieś godne pomysły, kto i jak pomógłby wyprowadzić tak dużą zgraję kotów z serca Klanu Wilka.

***

Rozmowa przebiegła dość szybko i koty uzgodniły plan ucieczki. Mimo sporów i niedogodności w zachowaniu niektórych ważnych członków, Mglisty Sen mógł powiedzieć, że wszystko poszło dobrze. Emocje buzowały w kotach, szargały je za futra oraz wąsy. Tutaj chodziło o bezpieczeństwo wszystkich tych, którzy wierzą w lepsze jutro i nie chcą zwiędnąć pod pazurami kultystów. Chciał, żeby jego rodzina oraz najbliżsi jego sercu zamieszkali w nowym miejscu. Żeby oni wszyscy zaczęli nową historię, lepszą erę dla wiernych Klanu Gwiazdy.

***
Pora Nowych Liści
Noc


Przyszedł czas na planowaną ucieczkę. Słyszał, jak koty w legowisku wojowników zaczynają wstawać i po kryjomu opuszczać posłania. Przez ten cały czas nasłuchiwał otoczenia. Dziwiło go to, że Gwiazdnicowy Blask jeszcze się nie poruszyła. Czy powinien ją obudzić? Otworzył od razu oczy, kiedy poczuł szturchnięcie Zapomnianej Koniczyny. Nie mógłby tego przeoczyć, gdyż o mało nie spadł z własnego posłania. Posłał mu zirytowane spojrzenie.
– Przecież nie śpię! – wycedził szeptem przez zęby.
Kiedy łaciaty wraz z Kosaćcową Grzywą zniknęli w dziurze legowiska wojowników, skupił swój wzrok na swojej jedynej siostrze, która mu się ostała. Kotka nie spała, jedynie patrzyła się zestresowana na brata oraz niektórych wojowników, którzy wyszli. Czyżby nie była gotowa? Czary zaczął się wahać. Co powinien zrobić?
Powoli i bardzo cicho podeszła do niego od tyłu Brukselkowa Zadra, delikatnie ocierając się futrem o jego bok.
— Gwiazdko, musimy iść... — szepnęła do jego siostry, po czym spojrzała na niego. — Damy sobie radę — rzuciła krótko. Gdy liliowa się podnosiła, Brukselka wraz z nią ruszyła do wyjścia przez krzaki.
— Pogadamy, gdy już będziemy bezpieczni — mruknęła tylko do Mglistego Sna.
Zabrakło mu języka w pysku. Nie wiedział, co miał dokładnie zrobić ze sobą ani z Brukselkową Zadrą bądź Gwiazdnicowym Blaskiem, tym bardziej że teraz obie kotki zniknęły niczym poranna rosa.
"Skup się! Znajdź Kosaćcową Grzywę oraz Zapomnianą Koniczynę!" – zganił się w myślach.
Otrząsnął się z transu i poszedł za jeszcze świeżym zapachem Zapomnianej Koniczyny oraz Kosaćcowej Grzywy. Wszedł między krzewy legowisk, a ściany jeżyn budujących obóz. W końcu znalazł jasne futerko swojego przyjaciela i szturchnął go w bok.
– Idziemy w takim razie poza obóz, musimy iść w jakieś miejsce, żeby później dołączyła do nas reszta – mruknął, zlewając się cieniach. Kocury mogły zobaczyć tylko jego żółte oczy.
– Ach! – Zapomniana Koniczyna nagle odskoczył. Ewidentnie nie spodziewał się widzieć jego żółtych oczu po ciemku. Kiedy w końcu go rozpoznał, pokręcił głową i słabo się uśmiechnął – To tylko ty... – wymamrotał i wyrównał z nim krok, przybliżając się, po czym westchnął z ulgą: –
Kosaćcowa Grzywa mi coś mówił, że spotykamy się w tym opuszczonym obozie dwunożnych łysolców. Myślisz, że wszyscy tu przyjdą cali i zdrowi? – zapytał zmartwiony.
– Tak, to ja.
Rozbawił go widok przestraszonego przyjaciela. Zamruczał cicho i zetknął się z nim futrem, po całej swojej długości. Było mało miejsca w tych zaroślach, a on nie chciał, żeby jakiś niepożądany Wilczak ich zobaczył.
– Tak, właśnie tam jest nasze umówione miejsce zbiórki... Jednak może jeszcze poczekajmy, może ktoś będzie potrzebował pomocy z naszych. My jeszcze zdążymy uciec, jesteśmy młodzi i zwinni, jednak pozostali mogą mieć kłopoty. Musimy być czujni.
Swoje oczy żółte niczym świetliki, przeniósł na polanę, patrząc, jak jeszcze inne koty zbierają się do ucieczki.
– Mam nadzieję, że nikomu się nic nie stanie... Obawiam się jeszcze, że niektóre koty spanikują i zostaną w tym okropnym miejscu... – Zapomniana Koniczyna zwiesił głowę.
– Moja matka tam zostaje... – rzekł smutno – Chciałem ją zaprosić i powiedzieć, że może się od nich uwolnić, ale niestety nie miałem takiej okazji – wzruszył barkami i spojrzał na przyjaciela – To tak, jakby ciągle mnie unikała po... a nieważne! Lepiej schrońmy się w tym obozowisku, bo zamarzniemy! Widzisz? – Wskazał na swój wystający ząb. – On już nie jest kłem, tylko soplem! Inni sobie poradzą, zapewniam cię. W dodatku to chyba wy byliście od ustalania, kiedy wyruszamy, co nie? To wasza zasługa... tak jakby. Raczej nikt nie przewidzi pogody.
– Nie wiem, czy jest to dobry pomysł... Wiesz, może się okazać, że jakiś kultysta się obudzi i zaatakuje kogoś z nas. Musimy jeszcze poczekać, jak część kotów opuści obóz, to przeniesiemy się do miejsca zbiórki.
Nie wiedział, co powinien powiedzieć przyjacielowi na temat jego rozstania z Lodową Sałatą. Wiedział, że Zapomnianą Koniczynę będzie to strasznie bolało, jednak nie był on jedyny, który zostawiał część swoich w tym okropnym miejscu przesiąkniętym przez Mroczną Puszczę. Mglisty Sen wiedział, że Brukselkowa Zadra zostaje w Klanie Wilka wraz z Wrotyczową Szramą.
— Ale nie wiemy nawet, gdzie jest reszta! — odpowiedział mu natychmiast przyjaciel i spojrzał w bok nieco oburzony.
Na pocieszenie polizał Zapomnianą Koniczynę po policzku.
– A teraz skup się, przeczekamy chwilę i pobiegniemy w stronę Opuszczonego Obozowiska.
Spojrzał na niego zszokowany. Chwilę stał tak w osłupieniu, dopóki Mglisty Sen nie zauważył, że przyjaciel stoi sztywno w tej samej pozycji z otwartym pyskiem. Gdy tamten się ocknął, potrząsnął szybko głową i odbiegł.
Odprowadził wzrokiem Zapomnianą Koniczynę, który w popłochu uciekł w głąb lasu. Nie wiedział szczerze, czy to była reakcja przyjaciela na jego gest, czy po prostu nie wytrzymał presji i uciekł do miejsca zbiórki. Czarny wojownik nie zamierzał biec od razu za nim. Ciągle czekał, aż wyjdą z obozu pozostałe koty. Kiedy obozowisko opustoszało z kotów, które brały udział w ucieczce, skinął głową do zarośli, w którym siedział Miodowa Kora wraz z jego synem. Mglisty Sen mógł ruszać do miejsca docelowego spotkań. Ostrożnie opuścił zarośla i pobiegł w stronę, gdzie zniknął Zapomniana Koniczyna.
Biegnąc tak w umówione miejsce, stawiał precyzyjnie łapy na ściółce, żeby robić jak najmniej hałasu. Drzewa przyjemnie szumiały na wietrze, a czasami mógł usłyszeć pohukiwania sowy. Noc była przepiękna, jednak czy idealna do ucieczki? W końcu znalazł się blisko Opuszczonego Obozowiska, bo zapach kotów stawał się coraz silniejszy. Wyczuwał Brukselkową Zadrę, Gwiazdnicowy Blask i nawet Zapomnianą Koniczynę. Zwolnił, z biegu przeszedł do truchtu, a jego poduszki miękko lądowały na ściółce. Kiedy tylko ujrzał charakterystyczną sylwetkę przyjaciela oraz jego rozchodzącą się biel na futrze, podszedł do niego od tyłu. –
Wszystko w porządku? – zapytał. Nadal nie był przekonany, że jego ucieczka była bez powodu. Widział jego reakcje na dotyk.
– Ach, ja... po prostu... – westchnął Zapomniana Koniczyna i spojrzał na niego przez ramię. – Czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie życie z kotką? – zapytał niepewnie.
Zamrugał, nie rozumiejąc, o czym dokładnie mówi do niego wojownik.
– Tak, nawet byłem bardzo długo zauroczony w twojej siostrze... – powiedział szczerze i niepewnie. Czemu rozmawiali na temat związków akurat w takim momencie? Myślał, że przyjaciel po prostu się czegoś wystraszył lub zobaczył jakiegoś kultystę, który wybudził się ze snu. – A co? Związki jak związki. Jednak nie mam partnerki i nie wiem, czy znajdę, patrząc na to, że uciekamy z Klanu Wilka. Stare miłości można zostawić za sobą, szczególnie że nie przepadasz, kiedy rozmawiamy na temat twojej siostry…
— Ach... rozumiem. – Mina orientala zmarkotniała – A czy gdyby ta kotka to był kocur, nadal byłbyś zauroczony w tym kocie? — Zapytał ponownie.
– Nie wiem... Nie zastanawiałem się nad tym... Możliwe, że tak? – powiedział spłoszony. Ostatnio wcale nie myślał o zauroczeniach albo o miłościach życia, a w szczególności teraz, kiedy uciekają z Klanu Wilka, ryzykując przy tym swoim życiem. Czemu Zapomniana Koniczyna w ogóle się go pytał o jego życie miłosne oraz preferencje?
— Rozumiem! — rzekł z uśmiechem łaciaty, po czym spojrzał na zgromadzenie kotów. — Może... powinniśmy do nich podejść? — nagle przybrał złośliwy uśmieszek. — Albo chcesz mnie jeszcze polizać na pocieszenie? — zażartował.
Czy to na pewno był żart?
Zmieszany drastycznymi ekspresjami Zapomnianej Koniczyny, stał tak, nie wiedząc, jak powinien się zachowywać. Czy to było normalne dla kocurów, żeby w tak krótkim czasie przechodzić przez wszystkie emocje, jakie tylko koty mogą z siebie wykrzesać? Może to on był problemem i to on był zbyt spokojny, aby zrozumieć przyjaciela?
Zmieszany tak stał i zastanawiał się nad własnymi uczuciami i całą sytuacą, w jakiej aktualnie się znajdują, że nie usłyszał, jak Jarzębinowy Żar wzywa koty, aby te ruszyły za nią.
– Widzisz? Zaraz nas tu zostawią! Chodź, trzeba się ruszać!
Mglisty Sen ocknął się na jego wołania i poszedł za zgrają kotów, które zaczęła prowadzić medyczka. Wszyscy byli przestraszeni i nikt nie narzekał na zmęczenie. Każdego trzymała adrenalina oraz presja, by nie zostać złapanym przez kultystów, którzy mogli w każdej chwili zerwać się do pościgu. Czy wtedy byliby gotowi zawalczyć? Rozejrzał się po kotach. Może i byliby w stanie się bronić, jednak wątpił, żeby każdy z walki wyszedłby cało. Nie chciał, żeby ktokolwiek ryzykował życiem, jednak noc się jeszcze nie skończyła, ani ich podróż. Jeszcze mogło zdarzyć się wszystko.

***

Szedł tak obok Zapomnianej Koniczyny, a grupa powoli dochodziła do Drogi Grzmotu, która dzieliła terytorium Klanu Wilka od Owocowego Lasu. Nagle wszyscy się zatrzymali, a na przedzie rozległ się stłumiony i przerażony głos Jarzębinowego Żaru:
— I teraz co?
Nie wiedząc, co dokładnie stanęło im na drodze, postanowił przeczekać. Może się okaże, że wcale nie będzie musiał wychodzić z inicjatywą uspokojenia całej tej sytuacji. Był młodym wojownikiem, a przecież dookoła nich znajdowały się bardziej doświadczone koty, jak na przykład Kosaćcowa Grzywa, czy Miodowa Kora. Oba kocury miały o wiele większe doświadczenie od niego, a na dodatek to Kosaćcowa Grzywa brał udział w tajnym spotkaniu podczas Pory Nagich Drzew.
— Poszłabym bliżej drogi — powiedziała wreszcie cicho, ale pewnie. — To ryzykowne… jednak potwora zobaczymy prędzej, zanim do nas dobiegnie. Możemy trzymać się bardziej wrzosów, niż samej drogi. Wystarczająco blisko, żeby widzieć, co nadjeżdża, i wystarczająco daleko, żeby nas nie dosięgło. – Zawahała się chwilę, zanim wypowiedziała kolejne słowa: – A Owocowy Las… — mruknęła, wyraźnie niechętna. — Jest ich tam więcej. Zabiją nas. I nie chcemy robić sobie nowych wrogów. Bliżej drogi będzie bezpieczniej niż między klanami — dodała z ostateczną, surową decyzją. — Przynajmniej wrogów zobaczymy z daleka.
Mglisty Sen pokiwał głowa, analizując dokładnie słowa Jarzębinowego Żaru. Kotka miała sporo racji i osobiście popierał ten pomysł. Teraz musiała się zgodzić cała reszta. Popatrzył po kotach. Kiedy tylko ujrzał otwierający się pysk Kosaćcowej Grzywy, już wiedział, że pewnie zaproponuje zupełnie inną drogę ucieczki.
— Wiecie... — Spojrzał Kosaciec na resztę grupy. — Nie wiem, czy chciałbym się spotkać z potworem i to w środku nocy. Kto wie, czy ktoś się nie zagapi i nie zdechnie od świateł. Wybrałbym tę drugą trasę, no bo... — uśmieszek wkradł mu się na pyszczek — Kto nie lubi ryzyka, co?
— Ja... sam nie wiem — rzekł niepewnie Zapomniana Koniczyna. — Chyba poszedłbym tą drugą — wzruszył ramionami. — Nawet jeśli się natkniemy na nich, nie powinni nam nic zrobić. W końcu oni to nie klany, czemu oni mieliby nas zabić, co? — dodał, nerwowo się śmiejąc. — A jak się dostosujemy do ciemności, to nie będzie aż tak źle! — dodał.
– Mi tam wszystko jedno, może nie będzie tak źle biec po tej twardej nawierzchni... – Rozbrzmiał dziarski głos Porywistego Dębu, który zbliżył się do ciemnej i twardej drogi, która została zrobiona specjalnie dla potworów. – Dobra, tylko szybko, bo jeszcze zwrócę wiewiórkę… – wykrzywił pysk i wystawił z obrzydzeniem język.
Mglisty ze zdumieniem popatrzył po obu kocurach. Chcieli przedzierać się środkiem terenu innego klanu, przez rzekę, powalone drzewa i pogorzeliska? Łagodnie mówiąc, było to trochę niemądre. Podszedł do przerażonej Jarzębinowego Żaru i zetknął się z nią futrem, oddając jej tym samym ciepło. Kocica potrzebowała wsparcia, nie mogła sama przekonać wszystkich, żeby ruszyli pierwszą trasą, która była o wiele bezpieczniejsza. Księżyc powoli zaczął się zniżać, powinni podjąć szybciej decyzje, od tego zależy ich życie.
– Masz rację, powinniśmy iść bliżej Drogi Grzmotu, mamy większe szanse na lądzie niż w rzece, nie jesteśmy kotami z Klanu Nocy – podjął, patrząc na pozostałych uczestników wycieczki, czekając, czy ktoś postanowi podważyć ten pomysł.
– Mnie wszystko jedno. Miałam was wyprowadzić z obozu, nie? Teraz wasza kolej działać – powiedziała Rysi Trop, zadzierając nos.
Spojrzał na kultystkę i skinął jej głową. Owszem wykonała swoją pracę, pilnując wejścia do obozu, żeby nikt ich nie przyłapał na wymarszu i to bardzo dobrze, jednak zostało jeszcze wybranie drogi ucieczki. Swój wzrok przeniósł na Zapomnianą Koniczynę i machnął swoim kikutem.
– Przekroczenie Drogi Grzmotu nie może być aż tak ryzykowne. Pójdźmy pierwszą opcją. Zobaczycie, że im szybciej wyruszymy, tym szybciej uciekniemy z tych terenów. Powinniśmy korzystać, póki jest ciemno i nie ma tak dużo potworów – znów przemówił, proponując względnie lepszą opcję.
Nagle odezwał się ktoś z tłumu:
— Czy... Jesteśmy pewni, że jest to dobry pomysł? Ta ucieczka, mam na myśli.
Koty rozejrzały się po sobie, starając się dowiedzieć, kto wypowiedział te słowa. Cisza. Nikt się nie przyznał.
Wtedy nad ich głowami ponownie coś przeleciało, tym razem głośniej, bliżej. "Kraa!" zaskrzeczało czarne ptaszysko, gdy przeleciało nad ich głowami, a następnie zniknęło w ciemności.
Czy to był znak, czy głupi zbieg okoliczności?
Zapomniana Koniczyna nieco się zdziwił i przybliżył do przyjaciela.
– To chyba jakiś zły znak... – wymamrotał zmieszany. – Zły omen?
Mglisty Sen spłaszczył uszy i rozejrzał się po kotach. Chyba będzie musiał przejąć inicjatywę? Nie był do tego zbyt chętny, jednak obawiał się, że koty zaczną zawracać i spanikują. Sam czuł tę presję. W dodatku już nie widział nigdzie Brukselkowej Zadry ani jego siostry.
– Klanie Gwiazdy, za co ty mnie tak karzesz? – syknął pod nosem.
Przeniósł wzrok z powrotem na Zapomnianą Koniczynę. Czy teraz duża część kotów będzie się bała jeszcze ptaków? Jeszcze rozumiał lęk przed potworami, jednak kruk, był zwykłym krukiem.
– To zwykły ptak. Nie ma potrzeby patrzeć się na zwierzynę, skupmy się na drodze – starał się wszystkich uspokoić
– Szybciej! Co tak się boicie? Na takie ptaszyska się poluje, a nie kuli ogony! Dawajcie na tę Drogę Grzmotu, bo zaraz kogoś wypchnę! – zawtórował mu Porywisty Dąb z tłumu przestraszonych pobratymców. Jeden z niewielu wykazywał swoją odwagę, która również mogła być jego głupotą.
Nagle Miodowa Kora trzepnął tamtego łapą w ucho, by uspokoić syna.
– Ała! A to za co? – słychać było prychnięcie.
– No, dobrze prawisz, dzieciaku! – rzekł z uśmiechem w stronę Porywistego Dębu, Kosaćcowa Grzywa. – W końcu znalazł się ktoś, kto nie przemyślał jednego słowa dziesięć razy tylko działa! – pochwalił go i podszedł do młodszego. Następnie spojrzał z powagą na pozostałych. – Powinniśmy już iść. Zaczyna się robić jaśniej, koty na pewno się już zorientowały. Nie traćmy ani chwili! — zawołał i pierwszy ruszył spod mostu.
Może tych dwóch kocurów nie łączyła żadna rodzinna więź, jednak Porywisty Dąb i Kosaćcowa Grzywa wydawali się dogadywać ze sobą, a nawet nadawać na tych samych falach. Może komunikacja między kotami nie będzie aż taka ciężka, jak mogłaby być? Mają wszyscy ten sam cel, a w dodatku dwa najciekawsze przypadki ze specyficznym charakterem się dogadywały.
– Może i słowa Porywistego Dębu były… szczere – mruknęła Jarzębinowy Żar, która nadal stała niedaleko niego. Spojrzała się na Mglisty Sen z powagą – Czas ruszać. – Uniosła głowę. Miała ogon napięty, a oczy błyszczały z determinacją.
Kosaćcowa Grzywa ruszył jako jeden z pierwszych, a inne koty powoli zaczęły się zbierać za wojownikiem, by gęsiego iść poboczem do nieznanego im miejsca. Jarzębinowy Żar właśnie stała z zebranymi ziołami od Stroczkowej Łapy. Uczeń mimo młodego wieku, dzielnie pomagał medyczce. Może kiedyś zostanie jej uczniem?
Zapomniana Koniczyna spojrzał niepewnie na czarnego wojownika.
— Ta cała przygoda... to nie na moje nerwy — zwierzył się cicho, przechylając głowę w bok, tak aby móc dotknąć bark Mglistego Snu. — Ale nie pozwolę Ci zginąć — dodał stanowczo, opiekuńczo.
Od zawsze mieli taką relację — gdy jeden się bał, drugi przejmował inicjatywę, zachęcając pierwszego. Role również się odwracały.
Pozostali tak jeszcze w bezruchu i w ciszy, dopóki Kosaćcowa Grzywa nie zniknął im z pola widzenia.
– To co? – spojrzał w górę z łagodnym uśmiechem na przyjaciela. – Idziemy się zabić?
Widząc zszokowaną reakcję starszego, zaczął się śmiać wniebogłosy.
– Nikt nie będzie ginął – uśmiechnął się do przyjaciela i również podszedł do Drogi Grzmotu.
Oriental odwzajemnił uśmiech.
— No, ja mam taką nadzieję! — Po czym oderwał się od czarnego. Ziewnął przeciągle i zaczął iść. – Chodźmy, bo zapewne jesteśmy już w tyle.
– Pójdę pierwszy… – przepchnął się przed Zapomnianą Koniczynę i dołączył do łańcuszka kotów, które szły za sobą niczym gąski poboczem jezdni.

***

Koty szły przez jakiś czas poboczem, niekiedy potwory jechały na tyle szybko, że Mglisty Sen był pewien, że zwieje mu futro i zostanie łysy, jak oskubana z pierza zdobycz. Niektórzy zaczęli prowadzić rozmowy, żeby jakoś zabić czas oraz ukoić swoje nerwy, a niektórzy, tak jak Porywisty Dąb oraz Kosaćcowa Grzywa zaczęli się wygłupiać, prowadząc do zatrzymania pozostałych z tyłu. Oczywiście było na tą chwilę spokojniej, więc Kosaćcowa Grzywa, który wcześniej był na przodach, aktualnie ostał się na końcu, gdyż Mglisty Sen z pozostałymi wyminęli drażniącą się ze sobą dwójkę wojowników. Niektórzy z zaciekawieniem przystawali, by popatrzeć, jak skończą się te wygłupy, a inni nie przejmując się niedojrzałymi wojownikami, po prostu kontynuowali podróż. W końcu poirytowany spojrzał przez bark, co się wyrabia z tyłu i czemu tak długo trwają zwykłe głupawki. Kiedy ujrzał popychających się wojowników, kiedy nadjeżdżało kolejne auto, zamarł. To nie mogło się dobrze skończyć.
– Hej! Skupcie się! Bez przepychanek, wszyscy mają dotrzeć na miejsce cali i zdrowi! – krzyknął do nierobów z tyłu.
Potwór zaryczał, akurat, gdy Kosaćcowa Grzywa został pchnięty, a w następnej chwili rozległ się krzyk kocura. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec ogon kocura nienaturalnie wygięty. Nad głowami kotów ponownie coś przeleciało, ten sam czarny ptak głośno kraczał, jakby się z nich śmiejąc, szczególnie z nieszczęścia wojownika.
Mglisty Sen zjeżył się na krzyk.
"Jeszcze tego brakowało..." – pomyślał rozgorączkowany.
Właśnie mieli pierwszego rannego i to był kocur z o wiele większym doświadczeniem od niego. Jak to w ogóle jest to możliwe, żeby przez głupotę i ryzyko doprowadzić się do takiego stanu?
Kosaćcowa Grzywa spojrzał na familię z wściekłością i bólem.
— Chyba wam się już w dupie poprzewracało! — syknął. Spojrzał na jego niegdyś piękny, prosty ogon. Jego nienawistne spojrzenie spotkało się z rozbawionym pyskiem Miodowej Kory. — Widać już, kto go wychował! — dodał przez zaciśnięte zęby.
Następnie podszedł do Miodowej Kory i barkiem popchnął go jeszcze mocniej niż Porywistego Dęba.
Popchnięty wojownik upadł na jezdnię, jednak potwór jechał z mniej zawrotną prędkością, niż ten, od którego oberwał niebieski van. Miodowa Kora zdążył się podnieść i stanąć naprzeciw Kosaćcowej Grzywy z furią i niedowierzaniem w oczach. Natomiast Porywisty Dąb przypatrywał się tej całej sytuacji z głupawą miną na pysku.
— Idioci — prychnął rozbawiony Zapomniana Koniczyna i spojrzał na czarnego przyjaciela. — Ty na szczęście odziedziczyłeś coś więcej niż siłę i skłonność do bójek.
– Dzięki? – Patrzył na zaczynającą się bójkę – Przestańcie! Inaczej wszyscy się tam wybijecie i niechcący kogoś trafi, kto nawet nie bierze udziału w waszych przepychankach! – krzyknął z przodu pochodu do bijących się starych chłopów.
– Koniec tego! Ty, twój ojciec i ty – słychać było przytłumiony głos Jarzębinowego Żaru, która wkroczyła do akcji, by upomnieć wojowników.
Szylketka była o wiele bliżej kocurów, niż on, który siedział na przedzie. Poza tym dobrze, że sam nie będzie musiał ogarniać wszystkich. Nie miał takiej mocy ani nie umiał dotrzeć do niektórych kotów, gdyż mieli inne priorytety. Odwrócił od nich swój wzrok, wierząc szczerze, że Jarzębinowy Żar poradzi sobie z nimi. Mieli iść do przodu i do tej pory bardzo dobrze im szło – lepiej, żeby tak zostało.
“Mamy dobre tempo. Szybciej, żeby tam z tyłu szli… Niech się skupią na zadaniu.” Jednak to, czego pragnął, nie przekładało się na realia. Nie zdążyli przejść kilku kroków naprzód, kiedy usłyszał znów Kosaćcową Grzywę.
— Łap potwora, stary!
“Zabije ich kiedyś, na Klan Gwiazdy!”
Wychylił się bardziej na jezdnię, żeby zobaczyć, kogo pozwolił sobie popchnąć Kosaćcowa Grzywa, jednak światło reflektorów oślepiły go i poczuł, coś więcej niż podmuch wiatru od pędzącego potwora. Syknął z bólu, czując pieczenie na całym jego boku. Maszyna musiała go porysować, jednak na szczęście, były to tylko delikatne otarcia. Nie zdążył się nawet mocniej zastanowić, kiedy zobaczył, jak Miodowa Kora dostał od potwora.
– Kosaćcowa Grzywo! – zawołał do kocura z przodu pochodu. Najlepiej było ich rozdzielić, zanim się pozabijają. – Choć na przody! Trzeba was rozdzielić, bo się pozabijacie!
Czuł, jak Zapomniana Koniczyna przeszukuje jego futro w poszukiwaniu ran, jednak tutaj to nie on był najbardziej poturbowany. Najbardziej koty ucierpiały na tyłach, a nie zanosiło się, żeby doszło do zmiany, jeśli ciągle będą się tam przepychać. Nie chciał, żeby doszło do bójki, a w szczególności na Drodze Grzmotu.
Ruszyli dalej, kontynuując swoją podróż. Kiedy rozdzielono Kosaćcową Grzywę od Porywistego Dębu oraz Miodowej Kory to zrobiło się jakoś spokojniej, jednak nie na dłuższą chwilę, gdyż co jakiś czas po jezdni pędziły szybkie potwory. Tym razem, jeden pędził tak szybko, po zimnej i mokrej drodze, że omal nie porwał Zapomnianej Koniczyny. Łaciaty został w porę złapany przez Rysi Trop, a on mógł jedynie pomóc mu wstać z kamiennej nawierzchni. Jarzębinowy Żar, jako jedyna miała najgorszą pracę podczas tej całej ucieczki. Byli prawie na końcu ich podróży, a kotów z zadrapaniami przybywało. Szylkretka właśnie opatrywała orientala, który wyglądał, jak skarcone kocie. Zresztą takim kociakiem został, gdyż medyczka nie oszczędzała swoich strun głosowych oraz prychnięć na młodym wojowniku. Kiedy skończyła opatrywać jego przyjaciela i rozejrzała się po pobratymcach, jej ciało nagle drgnęło. Oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Zaczęła rozglądać się dookoła – najpierw nerwowo, potem już w panice.
– Brukselkowa Zadra i Gwiazdnicowy Blask… gdzie one są?! – zawyła Jarzębinowy Żar.
– Zostawiły nas... – powiedział chłodno, nie odrywając przy tym swojego spojrzenia od Jarzębinowego Żaru, która wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać. – Mama wybrała Wrotyczowa Szramę oraz Kwitnący Kalafior... Za to Gwiazdnicowy Blask pewnie wolała zostać z nimi... Zostawili nas Jarzębinowy Żarze. Nie mamy czasu na zawracanie sobie tym głowy, jesteśmy połowę drogi do miejsca docelowego... Nie mamy po co już się wracać.
Czarnemu kocurowi było nadal przykro z powodu wyboru Brukselkowej Zadry oraz jego siostry. Czuł się wręcz zdradzony, jakby był kimś wcale nie ważnym, że nawet jego własna rodzina pozostawiła go samego na pastwę losu. Woleli zostać, niż iść z nim oraz pozostałymi kotami, które chciały zaznać wolności.
Czarny wojownik trząsł się ze złości i żalu, a pysk miał wyprany emocji. Jarzębinowy Żar mogła przejrzeć się w jego żółtych smutnych oczach i poczuć również jego ból.
– Niech Klan Gwiazdy ma je w opiece... – dodał dość depresyjnie, po czym jak gdyby nigdy nic, ruszył naprzód prowadząc cały orszak wzdłuż Drogi Grzmotu.
Jarzębinowy Żar w szoku wpatrywała się w Mglistego Sna. Zatoczyła się, jednak jakimś cudem zdołała utrzymać równowagę – choć łapy drżały jej jak liście trzęsione wiatrem.
Zerknął na Jarzębinowy Żar, widział tylko, jak porusza pyskiem, jednak nie dosłyszał tego, co powiedziała medyczka. Zaczekał na nią, aż się zrównają i podparł ją swoim bokiem, oddając tym samym swoje ciepło. Draśnięcia nadal go piekły, jednak nie było to aż tak irytujące, by go ocucić. Czuł się wyczerpany stresem oraz ich podróżą.
– Zaszliśmy tak daleko, że musi nam się udać. Wierzę w nas, czy to bez Brukselkowej Zadry i Gwiazdnicowego Blasku. Damy radę Jarzębinowy Żarze.
Zerknęła na niego i słabo się uśmiechnęła. Jej wargi uniosły się ledwie na chwilę, jakby uśmiech był bardziej odruchem niż rzeczywistą oznaką spokoju. Potem obejrzała się przez ramię, patrząc na zmęczone, poranione koty sunące za nimi powoli niczym cień dawnej, silnej grupy.
– Mam nadzieję… Musimy zrobić to jak najszybciej. Owocowy Las zapewne zaraz wyśle patrol – miauknęła cicho, zniżając głos niemal do szeptu, by tylko on mógł ją usłyszeć.
Mglisty Sen pokiwał głową, rozumiejąc powagę sytuacji. Nie mogli sobie pozwolić na atak ze strony kotów z Owocowego Lasu, tym bardziej że mogli ich zagonić z powrotem na terytorium Klanu Wilka, a tam już na nich czekałaby egzekucja w najbardziej brutalny sposób, jaki wpadłby Nikła Gwiazda wraz z pozostałymi kultystami. Smutki i niepewność starał się jednak rozwiać Zapomniana Koniczyna, który kroczył u jego boku. Ów kocur nie odzywał się i sam Mglisty Sen nie był pewien, kiedy tamten do niego przyszedł. Jednakże bardzo doceniał gest przyjaciela, mógł nawet powiedzieć, że był to jego najbliższy kot, który brał udział w tej podróży. Znali się bardzo dobrze od kociaka, a ich rodziny pozostały na terenach Wilczaków. No, chyba że Zaćmiony Horyzont… Siostra, która była tak bliska jego sercu, również przepadła, jak kamień w wodę. Siostra, którą uważał za najsilniejszą, po prostu uciekła sama, zanim oni zaplanowali dokładniej ucieczkę.

***

Ich podróż dochodziła ku końcowi, jednak potwory zdążyły ponownie uderzyć Miodową Korę, którym właśnie zajmowała się Jarzębinowy Żar. Cały orszak już nie przypominał silnie zbudowanej grupy kotów, którzy gęsiego stali na poboczu. Wszyscy byli rozpierzchnięci i starali się unikać, co jakiś czas potworów, które mknęły z ogromną prędkością po Drodze Grzmotu, jednak nikt nie szedł do przodu. Wszyscy przypatrywali się w milczeniu, jak medyczka stara się ocucić starszego wojownika. Nad wojownikiem i Jarzębinowym Żarem stał oczywiście syn Miodowej Kory oraz Kosaćcowa Grzywa, który nieśmiało zaglądał na swojego byłego mentora. Jednak to nie był koniec. Podczas następnego przejazdu wielkiego warczącego monstrum właśnie to Zapomniana Koniczyna został zabrany przez podmuch wiatru i na jego nieszczęście złamał jedną ze swoich łap. Szczawiowe Serce starał się uratować owego wojownika, jednak nie w całości.
“Klanie Gwiazdy, dopomóż nam…” – westchnął w myślach, rozglądając się po rannych.
Ich szanse na przetrwanie z tak wieloma poszkodowanymi, malały coraz bardziej. Przecież wszystkich tych wojowników będą musieli bronić oraz karmić. Skąd ma wiedzieć, czy na nowym terenie nie pojawią się lisy, bądź borsuki, z którymi będą musieli walczyć. Przecież nie dadzą sobie rady.
Rozbrzmiało następne warknięcie mijającego ich potwora. Nie zdążył zobaczyć, co dokładnie stało, dojrzał jedynie zarys szylkretowego futra upadającego na zimną nawierzchnię. Czyżby Rysi Trop dostała? Czy przeżyła? Nie był nawet na tyle blisko byłej kultystki, by zobaczyć, że jej bok unosił się sprawnie, czy też nie. Nie widział krwi, jednak na ile pozwalała mu na to ciemność? Po chwili podbiegła do leżącej szylkretki Jarzębinowy Żar wraz z białą samotniczką, którą tamta zaprosiła do ucieczki. Obie kotki zaciągnęły ranną Rysi Trop i zaczęły ją opatrywać, jednak Mglisty Sen nie wiedział czym dokładnie, gdyż obie miały małe ilości liści, które nie wyglądały w żaden sposób podobnie to ziół, których wcześniej używała szylkretowa medyczka.
“Czyżby skończyły się zioła?” – zmartwiony zastrzygł uchem.
Spojrzał w stronę, w którą do tej pory się kierowali. Widniał tam most oraz zamglone w mroku tereny, których nie znali. Mieli tam szansę na lepsze życie, jednak za jaką cenę? Co musiało się jeszcze stać, żeby dotarli do celu?
Droga Grzmotu się uspokoiła, a oni nie zrobili żadnego progresu, nie ruszyli się choćby o wąs do przodu. Koty częściowo zaczęły się troszczyć o swoich najbliższych lub z zaciekawieniem chcieli zobaczyć, co dzieje się z Miodową Korą, który musiał być nadal nieprzytomny skoro zbierał się tłum wokół wojownika. Część z kotów wychodziło coraz dalej na Drogę Grzmotu i starały się zajrzeć przez barki pozostałych pobratymców. Jednym z nich był to Porywisty Dąb, który musiał niechcący zostać wypchnięty przez pozostałe koty na środek jezdni. Młody kocur ewidentnie był przejęty stanem zdrowia swojego ojca i całkowicie nie skupiał się na otoczeniu. Nagle zza zakrętu pojawiły się mocne światła z oczu potwora. Maszyna dwunożnych jechała z zawrotną szybkością tym samym oślepiając srebrzystego kocura. Porywisty Dąb zastygł. Musiał uciekać!
– Porywisty Dębie! Zmiataj z jezdni! – krzyknął do Porywistego Dębu i zaczął biec w stronę wojownika, przepychając się między kotami, które same uciekały na pobocze.
Czuł, jak wszystkie jego mięśnie napinają się, a zmysły wyostrzają. Nie zastanawiał się nad tym, czy uda mu się uratować kocura. Wszystko działo się tak szybko, zdołał złapać Porywistego Dęba za sierść na plecach i z całych sił pociągnął go na pobocze. Jednak było już za późno. Był zbyt wolny. Za późno zareagował, a kosztem jego zmęczenia oraz wolnej reakcji były łapy biednego i młodego wojownika. Porywisty Dąb wrzasnął z bólu i jak mizerny robak, doczołgał się na skraj jezdni. Próbował wstać, jednak jego tylne łapy były nienaturalnie wykrzywione i uginały się pod ciężarem kocura. Były złamane!
– Ahhhhhhhhh! Moje nogi! – wrzasnął z bólu i z przerażenia – Jak ja mam teraz iść? Nie chcę umierać! Mówiłem głupie mysie móżdżki, że zejdźmy na pobocze, żeby odpocząć!
Mglisty Sen rozejrzał się po kotach. Nikt nie zareagował na nie takiego głupie prośby Porywistego Dębu? On ich nie słyszał, gdyż cały czas stał na przodzie.
Pieczenie, które dotychczas czuł na boku i na łapach, teraz promieniował na jego pysku. Pewnie musiał być przypadkowo porysowany przez potwora, który uderzył w młodzieńca.
– Już… już się nie martw, wyleczą cię, nie umrzesz! – zapewniła go Jarzębinowy Żar, która podbiegła do młodego wojownika, a jej głos drżał. W panice chwyciła pobliskie, szerokie liście oraz pęk wrzosów. Niczego innego nie miała. Musiała tamować krwawienie fioletowymi kwiatami.
Wszystko wykonywała prowizorycznie.
– Weź te łapy z moich nóg! To boli! – zawył Porywisty Dąb, zdzierając sobie tym samym gardło – Zaraz puszczę pawia! Niedobrze mi! – Młodzieniec skrzywił się z bólu na dotyk delikatnych i małych łap medycznych.
– Zróbmy przerwę! Weźmy rannych na pobocze! – krzyknął do pozostałych, mając nadzieję, że się posłuchają. Mieli już kota z ciężkimi obrażeniami. Połamane dwie tylne nogi w momencie, kiedy uciekali i mieli jeszcze przekroczyć Drogę Grzmotu.
Jarzębinowy Żar podniosła się z miejsca, czując, jak drżą jej własne łapy.
– Tak, idźmy bardziej po łące. – Rozejrzała się, mrużąc oczy. – Ale spójrzcie… musimy przejść przez Drogę Grzmotów jeszcze ten ostatni kawałek, żeby dostać się na tamte tereny. Nie wydaje mi się, by jakikolwiek klan je zajmował – oznajmiła, wciąż stojąc przy rannym Dębie i delikatnie gładząc go łapą po głowie.
– Jak ja niby mam tam przejść? Mam złamane dwie łapy! Nie będę się czołgać, by jeszcze raz mnie potrąciło to potworzysko! Przecież ja umrę! – prychnął z rozżaleniem srebrzysty wojownik.
Spojrzał się załamany na Porywistego Dęba. Młodzieniec miał bardzo poważne rany tylnych łap, a Jarzębinowy Żar starała się go jakoś poskładać w całość, jednak nie było to możliwe, skoro znajdowali się na jezdni. Kiedy tylko usłyszał propozycję medyczki, skinął głową.
– Musimy przejść, jeśli chcemy wszyscy przeżyć... Kilka kotów będzie musiało pomóc mi przeciągnąć Porywistego Dęba na drugą stronę. Sam nie da rady, jest zbyt wolny i ranny…
“No i jest ciężki, nie dałbym rady podnieść kota o takiej masie w pojedynkę…” – dodał w myślach.
Mimo, że Miodowa Kora nie należał do najmniejszych kotów, tak jego syn nie odziedziczył po ojcu tylko i wyłącznie wzrostu ale skądś wziął i masę. Prawdopodobnie była to zasługa krwi Iskrzącej Nadziei, gdzie jej matka, Borsucza Puszcza, była krępą i umięśnioną kocicą. Pewnie Porywisty Dąb od swojej babki zawdzięcza takie pokaźne rozmiary.
– Ja mogę go wziąć – zaproponował głośno Kosaćcowa Grzywa, podchodząc do niego. – Jestem... dosyć puszysty, aby go wziąć na plecy – po czym zerknął na Porywistego Dęba z wymalowanym uśmieszkiem na pysku. – Spokojnie, Dąbek, będziesz noszony jak księżniczka z Klanu Nocy, włos ci z głowy nawet nie spadnie! – zapewnił i się zaśmiał.
Niebieski van miał dość pogodny humor, jak na stan ich sytuacji oraz jego złamanego ogona.
– Doprawdy? Już zawaliłeś sprawę bo mi przejechało dwie łapy! – prychnął młodzieniec, ewidentnie poirytowany faktem, że starszy umniejszył mu rangi wymawiając jego kocięce imię. Podciągając się na przednich – Poza tym, czy ja mogę ci ufać? Dosłownie popchnąłeś kilka razy mojego ojca na jezdnię pod samochody! Jeszcze mnie zabijesz specjalnie!
– Nikt nie będzie nikogo zabijał i nikt dzisiaj nie umrze. – powiedział czarny, przecierając łapą pysk, na którym miał małe rany cięte od auta. Przeniósł wzrok na Kosaćcową Grzywę – Pomogę ci, jest ciężki, więc nie dasz rady go sam przenieść mimo, że jesteś od mnie większy...
– Sugerujesz, że jestem gruby? – powiedział srebrny z oburzeniem.
Zignorował kocura i spojrzał się na szylkretową medyczkę.
– Jarzębinowy Żarze, pójdziesz pierwsza. Ktoś sprawny musi być z przodu, by nas ostrzec lub pomóc szybko przeciągnąć rannych. – odwrócił się do pozostałych, by każdy go słyszał – Będziemy iść na zmiany! Zdrowi i ranni! Rozumiecie? Jak przejdziemy z Porywistym Dębem, po nas ma iść ktoś sprawny.
Poranek dopiero wstawał, a delikatne, blade światło rozlewało się po okolicy niczym mglisty welon. Oczy potworów nie świeciły już w ciemności. Jarzębinowy Żar rozejrzała się uważnie. Nie dostrzegła żadnego zbliżającego się samochodu. Gdy tylko nadarzyła się okazja, wbiegła pierwsza na jezdnię. Zatrzymała się na środku mostu i odwróciła się, patrząc na resztę grupy. Jej oczy błyszczały determinacją. Mglisty Sen zarzucił sobie i Kosaćcowej Grzywie Porywistego Dęba na plecy i czekali na znak medyczki żeby pobiec za nią. Kiedy tylko skinęła głową ruszyli prędko, ciężko stawiając łapy na zimnym kamieniu. Kiedy tylko dotarli na drugą stronę, poczuł rozlewającą się ulgę po jego ciele. Udało mu się! Odwrócił się do pozostałych kotów, które zgodnie z tym co ogłosił, przechodziły w odpowiedniej kolejności przez drogę. Ranni zostali położeni na chłodnej trawie, a wojownicy z pocieszeni, wpatrywali się w nieznajome tereny, które widniały za ich plecami. Rozległ się nagle kolejne warczenie potwora, a koty które ostatnie przechodziły przez jezdnie ledwo uniknęły starcia, oprócz jednego. Poziomkowa Polana przerażony mówił coś cicho, czego nie mógł usłyszeć. Kocur stał tak na zimnej nawierzchni nie ruszając się wcale.
“Co mu się stało? Chciał umrzeć, czy jak?”
Jednak nie ubiegło dużo czasu, aż Jarzębinowy Żar podbiegła do Poziomkowej Polany i pomogła mu przejść przez Drogę Grzmotu. Kiedy oboje znaleźli się bliżej, poczuł, jak przechodzą go dreszcze na widok płowego szylkreta bez ogonu. Nie wyobrażał sobie, jaki ból musiał przechodzić właśnie Poziomkowa Polana. Jak to jest stracić całkowicie ogon? On bez niego się urodził ale tamten wojownik? Musieli szybko znaleźć miejsce, w którym odzyskają siły. Wszyscy byli głodni, spragnieni i ranni. Nie mogli dalej zwlekać. Popatrzył się po pobratymcach, którzy zmęczeni leżeli na trawie. Czuł się winny, że nie zdołał wszystkich ocalić przed potworami. Miodowa Kora, Rysi Trop, Zapomniana Koniczyna, Poziomkowa Polana, Porywisty Dąb, czy Kosaćcowa Grzywa nie powinni zostać ranni.
– Wszyscy! – zwrócił się do kotów i objął wszystkich wzrokiem. Kiedy rozmowy umilkły, pokazał pyskiem stronę, z której rozciągał się przed nim lasek – Powinniśmy skierować się do lasu i schronić się między drzewami. Niektórzy z nas potrzebują opieki Jarzębinowego Żaru, jednak ona nie jest w stanie zająć się potrzebującymi teraz, kiedy nie ma wystarczająco dużo ziół. Tak samo musimy stworzyć prowizoryczny obóz, żeby zregenerować siły i pomyśleć, co mamy zrobić dalej… Koty skinęły głowami i każdy wziął się do pracy. Wyznaczył pokrótce patrole i przydzielił kotom obowiązki. Dziwnie się czuł w chwilowej roli lidera, czy też zastępcy. Szczególnie, że był młody. Kopiował wszystkie zachowania, jakie wcześniej mógł dojrzeć u Makowego Nowiu, czy też innych mistrzów, którzy organizowali zajęcia Wilczakom.

***
Kolejny wieczór


W końcu położył się na miękkim posłaniu tuż obok Jarzębinowego Żaru, która była tak zmęczona po całym stresie związanym z ratowaniem kotów i zbieraniem ziół, że zasnęła jedząc kosa, którego zdołał jej upolować. Uśmiechnął się delikatnie i polizał szylkretkę po policzku z czułością. Nie umiał tego nazwać, jednak kotka była dla niego, jak zastępcza matka? Dziwnie to brzmiało, nawet w myślach, jednak szczerze mógł potwierdzić, że Jarzębinowy Żar była dla niego, jak rodzina. Ona i pozostałe koty, z którymi wcześniej miał gorszy kontakt, wybrały jego oraz wolność, a nie strach i Klan Wilka, jak jego prawdziwa rodzina. Rodzeństwo wraz z Brukselkową Zadrą i Wrotyczową Szramą zostali na miejscu, tym samym posyłając jego jedynego z dala od siebie. W takim razie, czy im naprawdę zależało kiedyś na nim? Czy po prostu był gorszego sortu? Nigdy nie chciał decydować pomiędzy rodziną, a wolnością. W szczególności, jeśli przez większość czasu był pewien, że idzie z nim Gwiazdnicowy Blask.
– Hej, Mglisty Śnie! Patrz na to! – usłyszał swojego przyjaciela, który wytrącił go z przemyśleń. – Są to świetliki! Są odjechane, nie sądzisz?
– Są takie romantyczne – zaśmiał się Kosaćcowa Grzywa, szturchając przy tym Zapomnianą Koniczynę, na co ten z niedowierzaniem prychnął na starszego.
Pewnie gdyby nie miał złamanej łapy, to nie oszczędziłby kuksańca niebieskiemu vanowi.
Mglisty Sen się zaśmiał i spojrzał na tańczące małe światełka, które w rzeczywistości były małymi robaczkami. Dawały światło i… Nadzieję?
Nagle ze spokojnego snu zerwała się Jarzębinowy Żar i spojrzała to raz na niego i na świetliki.
– To musi być znak! – westchnęła, patrząc się z zauroczeniem i ulgą w oczach, jakby potężny ciężar zszedł jej w końcu z barków. – To znak od Klanu Gwiazdy!
Wszystkie koty, które leżały na posłaniach, spojrzały się pytająco na medyczkę. Niektórzy zdezorientowani, inni pokręcili tylko nosami, wątpiąc w trzeźwość umysłu Jarzębinowego Żaru, tak jak Porywisty Dąb, a pozostali z zachwytem i przejęciem wchłaniali wszystko, co powiedziała, jak Stroczkowa Łapa.
– Klan Gwiazdy chce nam przekazać, że wszystko będzie dobrze! Czuwają nad nami ciągle! Chcą nam przekazać, że przed nami zaczyna się dobry początek! Nie jesteśmy zgubieni… – wypowiedziała to mrucząc.
Miło było ujrzeć tak natchnioną i pozytywnie nastawioną Jarzębinowy Żar. Naprawdę robiło mu się aż ciepło na sercu.
– Więc… Co teraz? – odezwała się Rysi Trop – Mam rozumieć, że jesteśmy zwykłą grupą samotników. Takimi uciekinierami.
Wszyscy wymienili się pytającymi spojrzeniami, aż w końcu popatrzyli się na niego. Tylu spojrzeń na sobie nie czuł dość dawno. Pogładził łapą swoją długą brodę, udając, że się zastanawia nad czymś ważnym. Musiał się skupić i nie powiedzieć, nic głupiego, tym bardziej, że to on z
Jarzębinowym Żarem jakoś sklejali tą całą grupę.
– Jesteśmy Świetlikami. – powiedział w końcu.
– Świetlikami? Tak po prostu? – zdziwił się Kosaćcowa Grzywa.
– A gdzie słowo “Klan”? Nie jesteśmy już Klanem? – zawtórował starszemu Porywisty Dąb – Nie jesteśmy Klanem Świetlików?
– Jeszcze nie. Nie mamy ról i ani obozu. Tak samo musimy zostać zaakceptowani przez pozostałe Klany… Na tą chwilę jesteśmy Świetlikami. Wnieśliśmy nadzieję dla Klanu Gwiazdy i oświetliliśmy mrok Mrocznej Puszczy. Na tą chwilę jesteśmy mali i słabi, jednak nasze siły wrócą i to ze zwiększoną siłą. – powiedział spokojnym głosem, a na jego pysku usiadł mały robaczek, od którego zawdzięczali nazwę. Wszyscy skupili się na nim, jednak nikt nie podważył już jego słowa, wszyscy powrócili do wesołego biesiadowania, jednak na jego futrze czuł ostatnie spojrzenie, które należało do Jarzębinowego Żaru. Medyczka z rozszerzonymi oczyma wpatrywała się na niego oraz świetlika, który umościł sobie miejsce na jego nosie. Jednak kotka nic nie powiedziała. Posłał jej uśmiech i polizał po barku w formie szacunku.
– Powinnaś dokończyć tego kosa. Jest to dobry czas dla nas. Musimy się cieszyć, że Klan Gwiazdy jest po naszej stronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz