Minęło parę tygodni, odkąd oba kocury popłakały się w swoje futra. Od tamtego czasu napięcie w ramionach Kurki trochę się rozluźniło. Kot starał się jeść... normalnie. A przynajmniej normalnej niż zazwyczaj. Jeden, dwa posiłki dziennie, nawet jeśli było to… uporczywe zadanie.
Ale Kurka dawał sobie radę. Co by Guziczek mógł przestać się martwić, chociaż o niego. Nawet jeśli tylko odrobinę. Zwłaszcza że noce robiły się coraz cieplejsze. Śnieg znikał w oczach, a zwierzyna budziła się do życia, wypełniając lasy. Wszystko oddychało tym świeżym zapachem liści i śpiewało na końcówce zimnego wiatru. A wkrótce wszystko kwitło i pachniało. Kurka odetchnął z pewną lekkością w piersi, łapą przesuwając wiewiórkę ułożoną na ziemi przed nim. To już trzecia, jaką złapał. Jednak pora zielonych liści była świetnym czasem na łapanie zdobyczy.
Kurka wrócił się po swoich własnych krokach, odnajdując schowane zdobycze i spotykając się z patrolem, którego był częścią tego pięknego dnia.
— Dobra robota! — Topola pochwalił Kurkę przez zaciśnięte na króliku zęby. Młody zwiadowca kiwnął mu głową i zaraz oboje ruszyli do obozu.
Kurka dorzucił swoje zdobycze na stos w centrum polany i odszedł. Na całe dwa kroki. Jego zawahanie się wynikło z nagłego ścisku w łopatkach, kiedy przypomniał sobie, że kompletnie zapomniał o śniadaniu. Zrezygnowany odwrócił się i wyjął jakąś drobniejszą mysz dla siebie.
Zjadł. Usiadł pod krzakiem. Wymył się. Pomlaskał. Podrapał się za uchem. Wszystko szło tak powoli, kiedy nie bardzo było co robić. Starszyzna miała świeży mech. Uzdrowicieli nawet nie pytał, nie znał się za bardzo ani na ziołach, ani na chwastach, o ile wcale. Pewnie by nawet pokrzywy dobrze nie rozpoznał. A patrole? Patrole już dzisiaj odbył dwa i Czereśnia zbył go łapą, gdy tylko zaproponował, że pójdzie na jeszcze jeden.
Dlatego siedział i kwitł pod krzakiem. Drzemka mogłaby dobrze mu zrobić, jednak bez pewnego kota przy boku spanie szło mu gorzej niż jedzenie. No cóż. Kurka rozciągnął się znudzony.
Na szczęście nie musiał czekać długo, aby jego nuda się rozwiała. Znajome futro mało co go nie stratowało, kiedy Guziczek położył się obok niego.
— Gorąco dzisiaj! — Młodszy kot jęknął, kiedy tylko ułożył się w wygodnej pozycji.
— Gorąco. — Kurka przyznał mu rację, zarzucając swój ogon na ogon przyjaciela. Guziczek zabrał się za czyszczenie własnego futra, a Kurka ochocza zaczął mu pomagać. Byleby cokolwiek robić.
Wieczór przyszedł i przyniósł błogie ochłodzenie temperatury. Przynajmniej odrobinę. Słońce powoli chyliło się do snu, ale Kurka był na łapach i to całkiem szczęśliwy. Guziczek szedł obok niego i nawijał o swoim dniu, wypełniając powietrze dźwiękiem swojego głosu. Owocowy Lasek był piękny o tej porze roku. Kwiaty na drzewach spoglądały na nich, gotowe do opadnięcia i ustąpienia miejsca owocom. Trawa była wysoka, ale miękka i nieco morka od wieczornej rosy powoli skraplającej się wokół. I aura pomarańczowego nieba ciągnącego się na granicy horyzontu.
— I wtedy spadła z drzewa. — Guziczek zaśmiał się donośnie, a Kurka razem z nim. Oba koty usiadły sobie między drzewami. Kurka wywalił się w miękką trawę, brzuchem do góry, a Guziczek zaraz do niego dołączył.
— Dzisiaj jest wyjątkowo pięknie — miauknął Kurka.
— To prawda.
— Powiedz mi Guziczku. Zastanawiałeś się kiedyś co dalej? — Kurka zapytał po chwili ciszy, która zapadła ponownie po jego słowach.
— W sensie?
— No bo… Ja na przykład, za ucznia wszystko, czego chciałem to zostać zwiadowcą, a teraz… kiedy jestem zwiadowcą… co dalej? Partnerka? Dzieci? Jaki jest następny … cel? — Kurka wbił oczy w ciemniejące niebo.
<Guziczku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz