Przeszłość
Przez całe spotkanie Dryfująca Łapa czuł na sobie przeszywający wzrok brata. Miała zjeżone futro na karku z nerwów, a oczy rozkojarzone, jakby bardzo chciało uciec. Widząc, jak podchodzi do niego Złocista Łapa, miało ochotę się odsunąć, ale zamiast tego przymknęła oczy, tak jakby bała się uderzenia. Zamiast tego poczuło lekkie otarcie pyszczka kremowego o ten jego. Otworzyli szeroko oczy zdziwione, a następnie uśmiechnęło się, tym razem szczerze jak nigdy. Wysłuchała słów kocura i zmrużyła oczy jakby zamyślona. Przez chwilę miało ochotę się złościć, choć wzrok ani postawa kocura nie wskazywała na to, że chciałby zrobić krzywdę Gałęzatce. Przymknęła na moment oczy, otwierając je dopiero chwili. Teraz jednak już ze łzami w ich kąciku.
— J-Ja… Widliku — zaczęło trzęsącym się głosem. — Nie do końca rozumiesz — mruknęło lekko przygnębione, wbijając wzrok w swoje łapy, tak jakby szukała w nich rozwiązania dla swojego problemu. — Znaczy. Masz rację! Czuje się kotką — potwierdziło, przerywając sobie na kilka oddechów, które pozwoliłby mu się nieco zrelaksować. — Nie potrafię tego do końca zaakceptować… Urodził…em się kocurem. Nim powinnam zostać. Tylko ja nie czuję się…tylko nim? — tłumaczyło, choć w rzeczywistości sama nie wiedziała, w jakie słowa to ubrać. — Czuję się też kocurem. I nie tylko. Czymś jeszcze? To strasznie poplątane braciszku! — miauknęło w końcu, trzęsąc się delikatnie. — To tak jakbym nie było w stanie powiedzieć, kim jestem — podsumowało. — I nie chodzi mi o to, że czuję się tak, jakbym był…kilkoma kotami. Czemu mi się to przytrafia? Zupełnie tego nie rozumiem! — zachlipał, marszcząc brwi z niezadowolenia.
Jakiś czas po zgromadzeniu
Od momentu ich rozmowy minęło już parę księżyców. Ich stosunki wydawały się lepsze niż kiedykolwiek, choć Dryfującą Łapę nadal czasem zżerała zazdrość. Nie był już jednak tak chętny na głupie docinki w stronę brata. Gdy Złocisty Widlik był akurat na zgromadzeniu, Gałęzatka nie była w stanie zasnąć. Także było jednym z pierwszych kotów, które dowiedziały się o śmierci Spienionej Gwiazdy, Kolcolistnego Kwiecia, a także na nieszczęście Widlika Kotewkowgo Powiewu. Widząc martwe ciało zielonookiej, w jeno oku faktycznie zakręciła się łezka, nawet jeśli kotka nie była jej aż tak jak Złocistemu. To też całe to zmartwienie o braciszka nie pozwalało mu spać. Choć to nieważne, bo problemy ze snem miało ogólne. Gdy tylko zobaczył Mandarynkową Gwiazdę zmarkotniała jeszcze bardziej. Widziało tylko, jak Widlik wchodzi, aby porozmawiać z Kotewką, a następnie usłyszało płacz. Gałęzatka położył głowę na łapach, zastanawiając się, czy powinno z nim porozmawiać. Zdecydowało jednak, że pogada z kremowym dopiero jutro.
Jutro
— Wstawaj leniu — miauknął Rozpromieniony Skowronek z uśmiechem na pysku. — I nie buntuj się, idziemy trenować — dodał jeszcze na odchodne, wychodząc z legowiska uczniów.
Gałęzatka najpierw powoli otworzył oczy, wpatrując się w ścianę. Gdy zorientowała się, co się dzieje, szybko zerwała się z posłania i wybiegła, szukając Widlika.
— Coś się dzieje? — zapytał Skowronek, patrząc na niebieskiego pytająco.
— Szukam Złocistego Widlika. Widziałeś go? — zapytała, sapiąc gdzieś między słowami.
— Powinien być przy kociętach — odparł, na co dostał tylko szybkie kiwnięcie głową i przeprosiny.
Gałęzatka wpadła prawie jak burza do żłobka, starając się przez moment ochłonąć. Widząc wszystkie te kocięta, jej pyszczek przybrał rozczulony wyraz. Gdy zobaczyli brata, uśmiechnęło się łagodnie.
— Widliku? Jak się czujesz? — zapytał, powoli podchodząc do kocura, liżąc go lekko po pyszczku. — Chcesz porozmawiać?
<Braciszku?>
[523 słowa]
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz