Krople deszczu uderzały brutalnie o ziemię rozlatując się na kawałki. Myszek przyglądał się im w ciszy. Zastanawiał się, czy je to boli. W końcu ginęły w nicości. Traciły swoją indywidualność by stać się jednością z resztą. Kociak czasem zastanawiał się czy na tym samym polega bycie w klanie. Koty musiały odrzucić swe przekonania i poglądy na rzecz zdania lidera. Lisiej Gwiazdy. Kocurek miał ten zaszczyt go poznać. Rudy kocur odwiedził ich w żłobku. Lubił jego matkę, ale ojca nie. Zawsze to dziwiło malca. W końcu jego tata zdawał się być o wiele milszym i potulny niż mama.
— Myszku! Myszku! Pobawimy się? — zawołała radośnie Rumianek, podbiegając do brata.
Ku jej niezadowoleniu kremowy pokręcił łbem.
— Mam inne plany — wyjaśnił, ukradkiem zerkając na Berberysową Bryzę.
Dziś zamierzał iść na wycieczkę. Sam i bez wiedzy mamy. Jego własną przygodę. Siostra uniosła zaciekawiona brwi.
— Jakie? — dopytywała, a jej pomarańczowe ślipia wypełniły się zaciekawieniem.
Podobnie jak i on oraz reszta rodzeństwa mieli kolor oczu po ojcu. Tylko Dalia odstawała. Jej żółte ślipia przypominały mu mlecz. Była niczym chwast. Niby taka cichutka i niewinna, ale uporczywa. Nigdy nie chciała się z nim dzielić zabawkami.
— Dowiesz się później — miauknął dumny z siebie, że ma sekrety przed innymi.
Czy to nie czyniło go wyjątkowym? Uniósł zadowolony brodę. Był tajemniczy. Widząc jak siostra odchodzi zrezygnowana, ukrył się za legowiskiem Borówkowego Nosa. Słodko drzemiąca kotka nie była świadoma, kryjącego się za nią kocięcia. Myszek zakopał się zielonkawym mchu, stając się niewidoczny. Teraz pozostało mu tylko czekać. Nie musiało dużo upłynąć, gdy usłyszał zaniepokojony głos Berberysowej Bryzy. Nadopiekuńcza matka w końcu zauważyła jego zaginięcie.
— Gdzie jest Myszek?
Słyszał jak podnosi się i zaczyna się rozglądać. Jak jej nierówny oddech unosi się po kociarni. Jak zaczyna chodzić w kółko. W końcu podeszła do bawiących się kociąt. Rodzeństwo Myszka zajęte zabawą nawet nie zauważyło jego zaginięcia. Sądząc po krzykach bawili się w kolejną wojnę.
— Szczawiku, widziałeś brata? — zapytała kotka, odrywając go od zabawy.
Liliowy rozejrzał się.
— Pewnie znów się gdzieś chował — odparł szczerze kociak.
Berberysowa Bryza znów przeleciała wzrokiem po kociarni. Jednakże znów nigdzie nie dojrzała malca. Pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z ilości potencjalnych kryjówek w żłobku.
— A ty Dalio? Albo Fiołku? — męczyła resztę.
Cisza świadczyła o tym, że nikt go nie zauważył, gdy ukradkiem schował się za długowłosą kotką. Nerwowe krążenie matki stawało się coraz głośniejsze. Zbliżała się do niego.
— Borówko — miauknęła spokojnie, choć w jej głosie usłyszał nutę podenerwowania. — Borówkowy Nosie — szturchnęła lekko kotkę.
Obudzona karmicielka ziewnęła nieprzytomnie, a następnie spojrzała na zastępczynie.
— Tak? — zapytała zaspanym głosem.
— Widziałaś Myszka?
Czarno-biała kotka pokręciła łbem ku uldze kremowego. Słysząc kroki oddalającej się matki mógł w końcu zacząć swoją podróż. Wiedział, że rodzicielka teraz zacznie dokładnie przeszukiwać okolicę ich legowiska. Tam w końcu ostatnim razem się schował. Korzystając z tego, że mama znalazła się po drugiej stronie żłobka i zaczęła dokładnie przyglądać się mchowemu posłaniu, skierował swe krótkie łapki w stronę wyjścia. Kocięta bawiły się nawet nie zwracając na niego uwagi, a Borówkowy Nos znów zasnęła. Szybko przebierając łapkami był coraz bliżej szczeliny prowadzącej na zewnątrz. W kilka uderzeń serca wydostał się na dwór. Teraz musiał szybko działać. Wojownicy z pewnością go szybko zauważą, więc nie mógł się rzucać w oczy. Z każdym krokiem ku wolności stawał się coraz bardziej mokry. Łapki tonęły mu w błotnistych kałużach. Widząc jak jego białe kończyny stają się brunatne, wpadł na pewien pomysł. Położył się w lepkiej brei, pozwalając jej zabarwić całkowicie jego futerko na brązowo. Teraz już miał pewność, że nikt go nie pozna za szybko. Chciał się wydostać z obozu i pozwiedzać okolice, ale nie miał pojęcia gdzie jest wyjście. Może pierw powinien poznać obozowisko? Starając się nie rzucać w oczy, przeczesywał okolice. Widząc płynący strumień wody zaczął podążać za nim. Był niewielki, szerokości jego dwóch łapek, ale silny. Odważnie pokonywał kamienne przeszkody. Zafascynował malca. Im dalej za nim podążał ten stawał się coraz większy i szerszy. Widział jak pojedyncze małe strumyki dołączą ją do niego sprawiając, iż stawał się coraz potężniejszy. Zaciekawione kocię nawet nie zauważyło, że wyszło z terenu obozowiska. Dopiero czarna plama pokryta żółtymi łatami odciągnęła jego uwagę od wody. Kątem oka zauważył, że porusza się. Więc to żyło. Cała uwaga Myszka przeniosła się na zwierzę. Było drobne i łyse. Nie miało futerka jak on czy myszki, ani piórek jak wróble i sikorki przynoszę im przez wojowników. Istota zauważywszy go zaczęła prędko uciekać, przebierając żwawo grubymi łapkami. Kociak i tak uznał ją za bardzo dzielną i odważną, skoro ta odważyła się kręcić w pobliżu ich terytorium, ale zrobiło mu się też smutno. Spłoszył ją. Niecelowo, ale wystraszył, zmuszając do ucieczki.
— Nie zrobię ci krzywdy — szepnął do oddalającego się czarno-żółtego potworka.
Czyjeś kroki za nim utwierdziły go w przekonaniu, że nie jest już sam. Zaskoczony odwrócił łebek i ujrzał nieznanego mu kota.
<Ktoś coś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz