Przeciągnęła się leniwie, otwierając ślipia. Nadal lekko nieprzytomna ziewnęła. Widząc śpiącą obok siebie siostrę, weszła cicho z posłania by jej nie budzić. Po wyjściu z legowiska uczniów zimny wiatr złośliwie zawiał jej prosto w pysk. Zmrużyła oczy rozglądając się za Szakłakiem. Przed nimi kolejny trening. A jutro jeszcze jeden i później jeszcze kolejny. Bycie uczniem powoli zaczynało ją męczyć. Nudną rutynę przerywał tylko niebezpiecznie podnoszący poziom wody. Kolejne zmartwienie na łbach współklanowiczy zaraz po lisie. Rudej kupie łajna kradnącej im zwierzynę.
— Widać, że nie masz dziś humorku — mruknął mentor, poganiając uczennicę ruchem ogona.
Przynajmniej on nie wypominał jej akcji z jagodami śmierci. Ów pamiętnego dnia, gdy przez ich niewinny zakład zginęła dwójka kociąt Agrest wzrok współklanowiczów nie spuszczał się z Konopii. Kotka miała wrażenie, że wszyscy non stop ją obserwują. Często spotykała się z ich spojrzeniami. Niektóre pełne były współczucia, inne gniewu. Sama szylkretka starała się tym nie przejmować. Zajęta treningiem powoli zapominała o tej sprawie, jednak klan nie. Miała wrażenie, że będą to rozpamiętywać aż do jej śmierci. Nie rozumiała ich, ale uważała, że to dobrze. W końcu to świadczyło, że nie była takim nudziarzem jak oni. Poza tym powoli zbliżała się pełnia. A wraz z pełnią Zgromadzenia. Kotka miała zamiar znów się wymknąć. Znów spotkać Pójdźkowy Sen. Urokliwą, drobną kotkę o ślicznych brązowych ślipiach. Na sam myśl o tej kruszynce robiło jej się cieplej. Chciała już być wojowniczką, by móc spotkać się z cynamonową kotką. Tylko czemu czas zdawał się tak dłużyć?
— Jak zwykle masz rację — odparła, by podlizać się mentorowi.
Płowy uśmiechnął się lekko. Lubił być chwalony.
— Gdzie Czapla? — spytał chłodno, nie widząc nigdzie swojego drugiego ucznia.
Kotka wzruszyła ramionami. Pewnie spaślak znów się gdzieś zaszył byle nie musieć się ruszać. Bez zwątpienia tłusta kulka zwana Czaplą nie lubił bycia uczniem jeszcze bardziej niż Konopia. Ilość ruchu do jakiego był zmuszany spowodowała, że ten wymyślał sobie tysiące nieistniejących chorób byle nie musieć ruszyć tyłka. Konopia uwielbiała niszczyć jego błahe wymówki.
— Pewnie znów udaje ból brzucha — podpowiedziała mu uczennica.
Jeszcze chwilę obserwowała jak mentor znika za rogiem, kierując swe łapy zapewne w stronę legowiska medyczek, a następnie spojrzała na przeciekającą powoli do ich obozu wodę. Kłodowa blokada będąca pozostałością po bobrach niedługo zostanie zniszczona przez rzekę. I wszyscy to wiedzieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz