Po śmierci Spienionej Gwiazdy, Kotewkowego Powiewu, Kolcolistnego Kwiecia
Wiele kotów i istnień w Klanie Nocy opłakiwało trzy koty, które umarły podczas snu. Bury kocur też był smutny, a żal go wypełniał po same brzegi, gdy myślał, że koty, które znał, tak szybko odchodziły. Jedna śmierć jednak go naprawdę przerażała, właściwie to odejście Spienionej Gwiazdy, nie tylko dlatego, że odeszła do Srebrnej Skóry, ale dlatego, że jej śmierć kończyła pewną erę w Klanie Nocy. Erę spokoju, bowiem Mandarynkowa Gwiazda teraz mogła mieć większą władzę niż wcześniej, ujawnić swoje zamiary. Siedział sam nad brzegiem jeziora, spoglądając w dal, myśląc nad przyszłością klanu, przy prawdopodobnie miejscu, gdzie spoczywa Pluskający Potok.
— Witaj, mam nadzieję, że jesteś w Klanie Gwiazdy, a przodkowie ci wybaczyli, ponieważ byłeś tylko młodym kotem, który zabłądził. — Wyczekiwał, jakby coś miało mu odpowiedzieć, ale słyszał tylko szum wody. — Szczerze czuję się we własnym domu taki obcy, a chyba nie powinno tak być? Nie wiem, nie byłem nawet ostatnio na jednym zgromadzeniu, gdy Mandarynkowa Gwiazda objęła władzę. — Rozumiał, że mogła ich nienawidzić, ale izolowanie ich rodziny nie było dobrym sposobem na nic. Właściwie pogorszyło sprawę, teraz było tylko bardziej widać, kto jest bardziej uprzywilejowany a kto nie. — Czuję, że jeśli Spieniona Gwiazda zmarła, to jej ostatni oddech był ostatnim oddechem pokoju w naszym domu. Wiem o tym, Mandarynkowa Gwiazda tylko będzie bardziej faworyzować rodzinę królewską, a zwykłe koty zepchnie na margines. Nawet już nie chcę myśleć, co spotka czekoladowe koty... — Westchnął ciężko, czuł się dziwnie, będąc sam naprzeciw niczemu, chociaż odwiedził syna, więc nie był w teorii sam. Tęsknił za nim, nie ukrywał tego, co chwilę myślał o kocurze, nawet gdy zapominał, co miał przed chwilą zrobić lub co gdzie dołożyć, to jego kociak nie był czymś, o czym by mógł zapomnieć. O Różyczce i Perlistej Łzie też nie zapomniał, co chwilę odwiedzał ich groby na nowych terenach, cieszył się, że przynajmniej je zdążył pochować, bo ciało Pluskającego Potoku nie dało się znaleźć. Chciał wierzyć, że jest ono nadal pod wodą w nienaruszonym stanie, ale prawda była taka, że albo się rozłożyło na czynniki pierwsze, albo ryby zdążyły już się nim pożywić.
— Przepraszam, że nie mogłem cię powstrzymać, przed tym, co zrobiłeś. — Dryfująca Bulwa zaczął szlochać. — Chciałeś tylko zadowolić swoją rodzinę. Bowiem czy kot, który był szczęśliwy podczas swojego ślubu, mógłby zrobić coś takiego swojemu małżonkowi? Swojej przybranej córce? — Kilka łez poleciało na świeżą trawę z jego oczu. A ciężki szloch niósł letni wiatr. — Gdybym tylko wiedział... Może bym ci powiedział, że nie musisz nikogo się pozbywać, żeby uczynić nas szczęśliwych, nawet swoją matkę. Już byliśmy i tak, doczekaliśmy się wspaniałych potomków w tym ciebie, znalazłeś miłość. Nie mogłem być bardziej dumny. — Bury staruch ugiął się, łkając na ziemi, jak bezbronny kociak, który nie mógł nic zrobić. Płakał w samotności nad swoim zmarłym dzieckiem.
— Może przenigdy nie doszłoby do tego, co jest teraz, gdybym coś zrobił — powiedział ostatecznie, już kończąc swój monolog, nie miał już sił. Leżał bezwładnie na ziemi, nic nie robiąc, a słońce oświetlało go lekko z góry. Czuł się tak wyczerpany, jakby coś mu ubyło, to uczucie było gorsze niż zranienie podczas bitwy lub jakaś choroba. Tak nie ruszał się z gleby pokrytej trawą, przez jakiś czas, wolał tu na razie zostać niż wracać do klanu. Było nawet tu miło, okolice Zielonej Łąki zawsze były kojące, cisza i spokój, które potrzebował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz