– Wiesz co Jarowicie... – zwrócił się do czekoladowego, używając jego kocięcego imienia. Czy zrobił to celowo? Tak, ale nie dlatego, aby go upupić, tylko po prostu uważał, że Jarowit brzmi sto razy lepiej niż Strzępotkowa Łapa. W imieniu nadanym przez jego rodziców była jakaś wielkość i niewidzialna moc. Wstyd mu było przyznać, że nie miał zielonego pojęcia co to ta cała Strzępotka czy Strzępotek był, do czasu, aż nieśmiało nie zapytał się wujka co to takiego jest i czy można to jeść. Oczywiście był wtedy kociakiem, niecierpliwie czekającym na swoją ceremonię mianowania! – Poznałem ostatnio bardzo ładną kotkę... Właściwie, poznałem to za dużo powiedziane...
– Na pewno nie jest ładniejsza niż ja – wtrąciła się Marzanna, siadając pomiędzy bratem, do którego wyszczerzyła ząbki, a młodszym uczniem.
– Nie – przyznał Słońce, wzdychając ciężko. Klapnął na ziemi przy pieńku ze zwierzyną i nachylił się do siedzącego obok niego rodzeństwa. – Twoja uroda Marzanno nie może równać się z nikim innym, jednak na swój sposób ona również była bardzo ładna... Miała dwukolorowe oczy! Rozumiecie to? Dwukolorowe!
– Słyszałem o tym – Strzepnął uchem czekolad, dzieląc się swoją wiedzą z resztą, czy tak właściwie tylko ze Słońcem, który nie miał zielonego pojęcia o tym, że mogą po ziemi chodzić takie cudaki jak Mątwa. Właściwe, sam Słońce był cudakiem przez swoje wywinięte w tył uszy. I nie tylko on. Cała jego rodzina, u których ten gen był dominujący była cudaczna. – Pewnie jej rodzice również mają kolorowe oczy. Albo...
– Wielkie mi halo, dwukolorowe oczy – Rzuciła od niechcenia Marzanna, poprawiając kwiaty, które miała wpięte w futerko. – A jej futerko? Czy było chociażby trochę tak piękne jak moje?
– Było... proste. Czarno-białe. Niby nic, ale pięknie współgrało z kolorami jej oczu, które w słońcu mieniły się niczym morze i piasek! – wyznał z zachwytem, jednak widząc wyraz pyska koleżanki z legowiska szybko ostudził entuzjazm. – Tobie... Tobie Marzanno by nie pasowały dwukolorowe oczy. Byłabyś za bardzo kolorowa, niczym pstrokaty ptak. A tak to... jesteś idealna taka jaka jesteś. Jesteś chyba najładniejszą kotką na całym świecie, we wszystkich klanach i siedmiu morzach, i oceanach. Zaraz po mojej mamie! – dodał zgrywając się nieco, ale faktycznie uważał, że nikt nie dorównywał urodzie Gaji.
"Och, Klanie Gwiazdy." – Przeszło kocurowi przez myśl – "Nie strzelaj we mnie ojcze piorunami, za to, że wychwalam koty o innym kolorze futra niż te ogniste. Właściwie, Marzanna częściowo spełnia standardy piękna naszego rodu, więc przymknij oczy na jej niedoskonałą część i pozwól mi się z nią przyjaźnić!"
Komplement musiał przypaść do gustu młodej uczennicy, bo na jej pysku zagościł uśmiech wyrażający ogromne zadowolenie. Oczy kotki, czy też błysk, który w nich dało się dostrzec, jasno mówiły, aby uczeń nie przerywał tylko kontynuował wychwalanie jej pod niebiosa.
– Pstroptak! – wtrącił Dziwaczek, który nie wiadomo kiedy dołączył do grona przyjaciół.
Śmiechy uczniów zostały przerwane przez dochodzące z legowiska wojowników zawodzenie.
– Czyżby to twój kuzyn, Zawodzące Echo, zawodził?
– Nie... – Mina kocurka zrzedła. Doskonale znał właściciela głosu. Słyszał go tyle razy. Tyle razy przypominał mu, że nie może zawieść swojego zmarłego ojca. – Przepraszam na chwilę... – Podniósł się z ziemi i zniknął w legowisku wojowników. – Ma... – Urwał. Nie powinien tak się do kotki zwracać, nawet jeśli była mu niczym matka. Tak do niej mogła się zwracać kuzynka. – Ciociu, coś się stało? – spytał szturchając nosem łapę kotki, która zakryła swój pysk – Czy to z powodu Pożarowej Łapy? Nie martw się, na pewno się znajdzie. Podczas treningu poprosiłem Kwiecistą Knieję, abyśmy zbadali miejsce, w którym jej trop się urywa... No i wujek Królik wyznaczył patrole poszukiwacze! Jestem pewien, że lada dzień wróci cała i zdrowa... Po prostu... Wiesz jaka ona jest. Ciągle się zgrywała, sama wychodziła poza obóz... Może dzisiaj postanowiła udać się nieco dalej...
– Zabrała mi go... – wychlipiała kotka
– Kto? Pożar?
Kocica zaprzeczyła.
– Ona. Ta wstrętna wiedźma rzuciła urok na mojego Płomyczka! – Wzrok przeniosła w stronę kociarni, w której zamieszkała nowo przybyła samotniczka.
Słońce nie bardzo rozumiał tej całej sytuacji. Wiedział, że między wujostwem się nie układa. Jego rodzina była dziwna, nie dało się tego ukryć. No i przede wszystkim była podzielona. Jednak nie rozumiał dlaczego wujek, zamiast spróbować dojść do porozumienia z ciocią, przyszedł do klanu z kotką, która spodziewała się kociąt i to najpewniej jego. A przynajmniej tak usłyszał swym wywiniętym uchem, gdy się wepchnął na przód tłumu podczas przemówienia lidera. Wciąż pamiętał wzrok cioci Margarteki, gdy wyjrzała z legowiska starszyzny, aby potwierdzić zasłyszane informację o nowej członkini klanu. Smutek w jej oczach i bezradne pokręcenie głową sprawiły, że obdarował Sójkę wrogim spojrzeniem w pierwszej chwili, sam nie bardzo wiedząc czemu.
– Złego uroku można się pozbyć! – Ognista uniosła uszy do góry i zaprzestała szlochu. – Raz wymiotowałem po tym jak starsza kotka mnie zauroczyła, mówiąc jaki ze mnie uroczy kocurek i takie tam. Było to jeszcze przed tym nim dołączyłem do Klanu Burzy. Mama ją przegoniła, a potem dała mi taką niezbyt dobrą roślinkę do żucia. Jeśli chcesz mogę ci pomóc w zdjęciu uroku i w znalezieniu tej rośli... Ugh... – mruknął niezadowolony, gdy kocica polizał go po łebku, mierzwiąc "lwią grzywkę". Mimo tego wyszczerzył się, ciesząc się, że udało mu się poprawić humor cioci.
– Na pewno nie jest ładniejsza niż ja – wtrąciła się Marzanna, siadając pomiędzy bratem, do którego wyszczerzyła ząbki, a młodszym uczniem.
– Nie – przyznał Słońce, wzdychając ciężko. Klapnął na ziemi przy pieńku ze zwierzyną i nachylił się do siedzącego obok niego rodzeństwa. – Twoja uroda Marzanno nie może równać się z nikim innym, jednak na swój sposób ona również była bardzo ładna... Miała dwukolorowe oczy! Rozumiecie to? Dwukolorowe!
– Słyszałem o tym – Strzepnął uchem czekolad, dzieląc się swoją wiedzą z resztą, czy tak właściwie tylko ze Słońcem, który nie miał zielonego pojęcia o tym, że mogą po ziemi chodzić takie cudaki jak Mątwa. Właściwe, sam Słońce był cudakiem przez swoje wywinięte w tył uszy. I nie tylko on. Cała jego rodzina, u których ten gen był dominujący była cudaczna. – Pewnie jej rodzice również mają kolorowe oczy. Albo...
– Wielkie mi halo, dwukolorowe oczy – Rzuciła od niechcenia Marzanna, poprawiając kwiaty, które miała wpięte w futerko. – A jej futerko? Czy było chociażby trochę tak piękne jak moje?
– Było... proste. Czarno-białe. Niby nic, ale pięknie współgrało z kolorami jej oczu, które w słońcu mieniły się niczym morze i piasek! – wyznał z zachwytem, jednak widząc wyraz pyska koleżanki z legowiska szybko ostudził entuzjazm. – Tobie... Tobie Marzanno by nie pasowały dwukolorowe oczy. Byłabyś za bardzo kolorowa, niczym pstrokaty ptak. A tak to... jesteś idealna taka jaka jesteś. Jesteś chyba najładniejszą kotką na całym świecie, we wszystkich klanach i siedmiu morzach, i oceanach. Zaraz po mojej mamie! – dodał zgrywając się nieco, ale faktycznie uważał, że nikt nie dorównywał urodzie Gaji.
"Och, Klanie Gwiazdy." – Przeszło kocurowi przez myśl – "Nie strzelaj we mnie ojcze piorunami, za to, że wychwalam koty o innym kolorze futra niż te ogniste. Właściwie, Marzanna częściowo spełnia standardy piękna naszego rodu, więc przymknij oczy na jej niedoskonałą część i pozwól mi się z nią przyjaźnić!"
Komplement musiał przypaść do gustu młodej uczennicy, bo na jej pysku zagościł uśmiech wyrażający ogromne zadowolenie. Oczy kotki, czy też błysk, który w nich dało się dostrzec, jasno mówiły, aby uczeń nie przerywał tylko kontynuował wychwalanie jej pod niebiosa.
– Pstroptak! – wtrącił Dziwaczek, który nie wiadomo kiedy dołączył do grona przyjaciół.
Śmiechy uczniów zostały przerwane przez dochodzące z legowiska wojowników zawodzenie.
– Czyżby to twój kuzyn, Zawodzące Echo, zawodził?
– Nie... – Mina kocurka zrzedła. Doskonale znał właściciela głosu. Słyszał go tyle razy. Tyle razy przypominał mu, że nie może zawieść swojego zmarłego ojca. – Przepraszam na chwilę... – Podniósł się z ziemi i zniknął w legowisku wojowników. – Ma... – Urwał. Nie powinien tak się do kotki zwracać, nawet jeśli była mu niczym matka. Tak do niej mogła się zwracać kuzynka. – Ciociu, coś się stało? – spytał szturchając nosem łapę kotki, która zakryła swój pysk – Czy to z powodu Pożarowej Łapy? Nie martw się, na pewno się znajdzie. Podczas treningu poprosiłem Kwiecistą Knieję, abyśmy zbadali miejsce, w którym jej trop się urywa... No i wujek Królik wyznaczył patrole poszukiwacze! Jestem pewien, że lada dzień wróci cała i zdrowa... Po prostu... Wiesz jaka ona jest. Ciągle się zgrywała, sama wychodziła poza obóz... Może dzisiaj postanowiła udać się nieco dalej...
– Zabrała mi go... – wychlipiała kotka
– Kto? Pożar?
Kocica zaprzeczyła.
– Ona. Ta wstrętna wiedźma rzuciła urok na mojego Płomyczka! – Wzrok przeniosła w stronę kociarni, w której zamieszkała nowo przybyła samotniczka.
Słońce nie bardzo rozumiał tej całej sytuacji. Wiedział, że między wujostwem się nie układa. Jego rodzina była dziwna, nie dało się tego ukryć. No i przede wszystkim była podzielona. Jednak nie rozumiał dlaczego wujek, zamiast spróbować dojść do porozumienia z ciocią, przyszedł do klanu z kotką, która spodziewała się kociąt i to najpewniej jego. A przynajmniej tak usłyszał swym wywiniętym uchem, gdy się wepchnął na przód tłumu podczas przemówienia lidera. Wciąż pamiętał wzrok cioci Margarteki, gdy wyjrzała z legowiska starszyzny, aby potwierdzić zasłyszane informację o nowej członkini klanu. Smutek w jej oczach i bezradne pokręcenie głową sprawiły, że obdarował Sójkę wrogim spojrzeniem w pierwszej chwili, sam nie bardzo wiedząc czemu.
– Złego uroku można się pozbyć! – Ognista uniosła uszy do góry i zaprzestała szlochu. – Raz wymiotowałem po tym jak starsza kotka mnie zauroczyła, mówiąc jaki ze mnie uroczy kocurek i takie tam. Było to jeszcze przed tym nim dołączyłem do Klanu Burzy. Mama ją przegoniła, a potem dała mi taką niezbyt dobrą roślinkę do żucia. Jeśli chcesz mogę ci pomóc w zdjęciu uroku i w znalezieniu tej rośli... Ugh... – mruknął niezadowolony, gdy kocica polizał go po łebku, mierzwiąc "lwią grzywkę". Mimo tego wyszczerzył się, ciesząc się, że udało mu się poprawić humor cioci.
[Trening – 830 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz