– Bardziej się ugnij, masz iść jak płynna woda, a nie jak sztywna gałąź!
Szylkretka pokiwała głową i zrobiła to, co mentor jej kazał. Cały czas machała ogonem, jakby nie mogła się doczekać pierwszego polowania. Wcześniej ćwiczyli nawigacje i walkę w tunelach.
– O tak? – zapytała uczennica. Wojownik skinął głową i popchnął ją do przodu. Kukułka poruszała się z gracją, ale nie tak, jak powinna. Jakby przekładała elegancję nad umiejętnościami…
– Stój, dość! – warknął. – Krok za krokiem, chodź tam, gdzie wcześniej postawiłaś łapę, unikniesz wtedy najgłośniejszych dźwięków – powiedział. Pręgowana pokiwała głową i postąpiła kilka kroków do przodu. Kukułcza Łapa poruszała się wolniej. Każdy krok był teraz ostrożny, jakby zamiast łap miała miękkie liście, które ledwo muskały ściółkę. Mniszkowy Nektar nie powiedział już nic. Obserwował, jak jego uczennica zastyga, podnosi łapę, cofa ją i znów stawia odrobinę bardziej na bok – jakby szukała niewidocznej ścieżki między korzeniami. Las był cichy. Milczenie nie było jednak puste, kryła w sobie coś więcej… Jakby napięcie, jak tuż przed burzą, jak zawieszone oddechy małych istot. Gdzieś wyżej zatrzepotał ptak. Kukułka uniosła uszy, ale nie oderwała wzroku od ziemi. To był dobry znak. Liliowy mentor podszedł bliżej. Teraz poruszał się równie cicho jak ona. Zatrzymał się przy niej, tuż za jej bokiem.
– Widzisz? – szepnął. – Tam. – Pokkierował ją. Między liśćmi jarzębiny, pod mchem, poruszył się kształt mały, brązowy... mysz! Kukułka wstrzymała oddech. Paliczki jej łap drgnęły. Ogon zamarł w pół mgnieniu.
– Nie rzucaj się – dodał wojownik – Nie jesteś kamieniem, co spada. Masz być jak cień, niewidoczna – wymruczał. Kukułka skinęła prawie niezauważalnie głową. Wyślizgnęła się naprzód, nisko, blisko ziemi. Zapach myszy był wyraźny. Potem skok był precyzyjny i szybki. Pisk i koniec; młoda uczennica zatopiła kły w istotce. Liliowy kocur podszedł, usiadł obok niej w milczeniu. Kukułka odwróciła się do niego z myszą w pysku; oczy miała szeroko otwarte. Oddychała szybko, ale nie mówiła nic. Jakby sama nie wierzyła, że to zrobiła.
– Niezła robota – mruknął kocur. – Ale następnym razem szybciej. Mysz była rozkojarzona, miałaś szczęście. Polowanie nie zawsze wybacza – westchnął. Uczennica położyła zdobycz u jego łap. Nie z dumą, raczej z pokorą. Potem usiadła obok, patrząc na nią, jakby nie do końca wiedziała, co teraz powinna poczuć.
– To nie chodzi o to, że jesteś zła – powiedział nagle kocur, mrużąc oczy. – Jesteś dobra. Tylko jeszcze nie wiesz, jak z tego korzystać. Za dużo chcesz zrobić na raz. Za dużo machasz ogonem.
– Wiem – westchnęła. – Ale… to wszystko jest takie nowe i ciekawe – rzuciła.
– Wiem i właśnie dlatego musisz być cierpliwa. Ciekawość jest połową twojego sukcesu, znajdź tylko drugą – dokończył. Milczeli chwilę. Potem Kukułka wzięła mysz w zęby. Ruszyli razem przez las, z powrotem w stronę obozu. Droga była długa, ale tym razem szła już lepiej. Cicho, prosto ze skulonym ogonem. Za nimi zostały ślady, drobne wgłębienia w mchu, które znikną do zmierzchu. Ale dla Mniszkowego Nektaru były jasne. Tak jak wszystko, co kiedyś może z niej wyrosnąć.
– Jutro polowanie z wiatrem – mruknął. – Tam naprawdę nauczysz się czegoś o cierpliwości.
Kukułka tylko skinęła głową. Cienie między drzewami wydłużały się powoli, a w ich głowach i łapach zostało ciche wspomnienie pierwszego kroku.
***
– Mogę już iść? Przepiórcza Łapa na mnie czeka – powiedziała. Mniszek pokiwał głową i wzruszył ramionami.
– Dobrze, ale koniecznie odłóż mysz na stertę zwierzyny! – ponaglił ją. Szylkretka pokiwała głową i z rozpędu wbiegła w wodospad, znikając za wodną osłoną. Kocur trzymał w pysku zdobycze, również spiesząc się do obozu. Znowu miał zamiar wylegiwać się na skałach, dopóki Judaszcowcowy Pocałunek nie weźmie go na patrol. Tym razem dzień był lepszy, słońce mocno grzało go w futro. Mógł powiedzieć, że aż za bardzo. Mniszek wkrótce również zniknął za wodospadem. Zlokalizował stertę zwierzyny, odłożył szpaka i mysz. Zajął swoje miejsce na półce skalnej, ale coś przykuło jego uwagę. Kremowa wojowniczka – Pikująca Jaskółka. Od rozmowy z Jastrzębim Zewem coś cały czas drapało go w gardle. Jakby… Poczucie winy, że nie pogadał z nią od razu. Lecz teraz miał okazję; Liliowy pomaszerował do niej, powąchał powietrze i spojrzał jej prosto w oczy. Wojowniczka w tej chwili myła futro, ale szybko odnalazła wzrok kocura.
– Czy ta cała sprawa z… Zagubionym Obuwikiem nie wydaje ci się dziwna? – zapytał.
Pikujaca Jaskółka parsknęła.
– Dziwna? Oczywiście, że wydaje mi się dziwna. Ciało Zagubionego Obuwika nie zdążyło jeszcze ostygnąć, a my już zawarliśmy sojusz z jakimiś obcymi kotami. Czemu mają karmić się naszą zwierzyną?! – Pokręciła głową z wyraźnym oburzeniem. – To dziwne, że niektórzy są tak chętni do powitania ich. Można się zastanawiać, czy naprawdę są tak lojalni wobec Klanu Klifu, jak nam się wydawało.
– Masz rację… Nie minęła chwila a my już się z nimi bratamy… Ale cóż, Gwiezdni tak zadecydowali – wymruczał. Wstał, skinął szybko głową i odszedł od kremowej wojowniczki. Wydawała się bardzo… Arogancka? Nie wiedział czemu, ale czuł wokół niej zły zapach, złe czyny…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz