Nie wchodził w interakcje z innymi członkami klanu, był raczej cichy, a dnie i noce spędzał samotnie.
– Ech. Może spróbuję kogoś poznać, mieć kolegę czy coś… – westchnął cicho, kładąc głowę na łapach.
Wilczek wstał i powoli podszedł do stosu ze zwierzyną. Coś jawiło się w jego spojrzeniu – nie głód, nie ciekawość, tylko pustka. Wziął małego wróbla ze stosu zwierzyny, mimo, iż nie był głodny. Tylko po to, by mieć pretekst, żeby nie patrzeć nikomu w oczy.
Obóz tętnił życiem, ale dla Wilczka był jak obraz zza szyby. Dźwięki i obrazy hałaśliwego klanu – czuł się jak intruz.
Kocięta z Klanu Wilka biegały razem, ganiały się wokół pni i legowisk, a Wilczek…? Siedział z boku. Nikt go nie zaczepiał. Może nie wiedzieli, co powiedzieć. A może po prostu ich to nie obchodziło.
Brukselkowa Zadra próbowała. Czasem popychała go do ćwiczeń, ale to nie było to samo. Nie jak Aster. Nie jak tata.
Gdy młody zjadł wróbla, poszedł do ściany i wtulił nos w ogon. Przez chwilę po prostu leżał, nasłuchując rozmów i kroków, których nie rozpoznawał.
Czuł się jak kamień pośród fal.
Niechciany.
Niebo powoli już ciemniało. Kociaki przestały się już ganiać. Wojownicy rozchodzili się do swoich legowisk, a niebo ściemniało jak jego nastrój.
Młody westchnął i skulony wszedł do legowiska uczniów.
Znów poczuł to znajome uczucie, które ściskało go od środka, jakby ktoś wyrwał mu kawałek serca i zostawił dziurę ziejącą pustką.
Wszystko przypominało mu o niej. Tęsknił za siostrą.
Brak jej śmiechu, gdy razem skakali, bawili się... ich wspólne posiłki. Tutaj nie miał nikogo.
Brukselkowa Zadra była w porządku, uratowała go.
"Aster… Przepraszam, że cię zostawiłem" – pomyślał.
Oczy mu się zaszkliły, ale łzy już nie spadły. Płakał już tamtej nocy, kiedy się zgubił i wiedział, że już więcej nie zobaczy Aster.
Wtulił się w posłanie. Pachniało wilgotnym mchem – nie jej futrem, nie futrem Aster. Pachniało klanem, którego nie znał.
Tylko ciemność była dla niego znajoma, i ona go rozumiała.
[350 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz