– Gotowa? – zapytał spokojnym głosem.
– Tak – odpowiedziała energicznie – Czarne Gniazda już na nas czekają? – wymruczała.
– Chyba tak, rozrzucone są trochę dalej, w lesie. Pójdziemy powoli, ważne, byś ich nie ominęła – mruknął. Ruszyli razem, a ścieżka, którą wybrali, była miękka pod łapami, porośnięta drobnymi kwiatami i ziołami. Mniszek co chwilę zatrzymywał się, by pokazać Kukułczej coś ciekawego — zioło, które można było wykorzystać na ból łapy, albo kamień z wyraźnymi śladami pazurów innego kota. Młoda uczennica słuchała uważnie, chłonąc każde słowo i gest mentora. Po chwili dotarli na skraj otwartego terenu, gdzie w oddali przy skrawku lasu były porozrzucane były stare, zużyte opony. Czarne Gniazda, jak je nazywali, wyglądały niepozornie, ale miały w sobie coś, co pomagało wyostrzyć umysł i ciało. Mniszkowy przypomniał, że najważniejsze było obserwowanie, przewidywanie i szybka reakcja.
– Kiedy do nich dojdziemy, zacznij od przejścia przez pierwsze gniazdo – powiedział spokojnie – Staraj się nie dotykać boków, uważaj na równowagę. Potem zrobimy coś trudniejszego – dokończył. Kukułcza Łapa skinęła głową i kiedy koty doszły do opon, ostrożnie wskoczyła do pierwszej opony. Jej łapy miękko stawiały kolejne kroki, a ona sama z każdym ruchem nabierała pewności. Mniszkowy Nektar stał obok, obserwując i co jakiś czas poprawiając drobne błędy, pokazując, jak bardziej angażować mięśnie i patrzeć dalej niż tylko pod łapy. Z czasem ćwiczenia stawały się bardziej wymagające; Kukułcza Łapa miała przechodzić przez kilka opon w różnych kombinacjach, zmieniać kierunek i tempo. Mniszkowy tłumaczył jej, jak ważne jest skupienie i jak można uczyć się przez własne ciało, by ruchy stawały się naturalne i płynne. Gdy już ćwiczyli od jakiegoś czasu, liliowy zerknął w stronę łąki po drugiej stronie ścieżki. Na trawie, blisko wysokich źdźbeł, poruszał się mały zając. Oczy kota błysnęły to była dobra okazja, by połączyć trening z prawdziwym polowaniem, ćwicząc spostrzegawczość i cierpliwość.
– Chodź – powiedział cicho – Spójrz, tam jest coś, co może nam pomóc. Zając na łące. Możemy spróbować podejść blisko, ale ostrożnie.
Kukułcza Łapa skinęła głową i razem ruszyli w stronę trawy. Krok za krokiem zbliżali się do zwierzaka, ostrożnie stawiając łapy, ukrywając się za kępami traw. Zając nie zauważył ich od razu, a ich ruchy były ciche i precyzyjne. Wojownik pokazał, jak wyczuć kierunek wiatru, by nie zdradzić zapachu, jak kontrolować oddech i skupienie. Kukułcza Łapa obserwowała uważnie i próbowała naśladować mentora. Gdy byli już blisko, zając nagle zerwał się do skoku i zniknął wśród wysokich źdźbeł.
– Dobrze ci poszło – pochwalił – To część polowania czasem udaje się złapać, czasem nie. Najważniejsze, by się nie poddawać i zawsze być gotowym. Nigdy nie będziemy tak szybcy jak koty Klanu Burzy, ale możemy próbować – rzucił. Po chwili odpoczynku wrócili do Czarnych Gniazd. Teraz szylkretka miała przejść przez opony w szybszym tempie, a Mniszkowy Nektar pokazywał, jak można ćwiczyć pamięć ruchów, wymieniać kombinacje i obserwować otoczenie podczas ćwiczeń.
– Pamiętaj – zabrał głos – koordynacja to nie tylko ruchy, ale też myśli. Twoja głowa musi nadążać za ciałem, a ciało za twoją głową.
– Dobrze ci poszło – pochwalił – To część polowania czasem udaje się złapać, czasem nie. Najważniejsze, by się nie poddawać i zawsze być gotowym. Nigdy nie będziemy tak szybcy jak koty Klanu Burzy, ale możemy próbować – rzucił. Po chwili odpoczynku wrócili do Czarnych Gniazd. Teraz szylkretka miała przejść przez opony w szybszym tempie, a Mniszkowy Nektar pokazywał, jak można ćwiczyć pamięć ruchów, wymieniać kombinacje i obserwować otoczenie podczas ćwiczeń.
– Pamiętaj – zabrał głos – koordynacja to nie tylko ruchy, ale też myśli. Twoja głowa musi nadążać za ciałem, a ciało za twoją głową.
Kukułcza uśmiechała się, mimo zmęczenia. Wiedziała, że każdy krok, każda chwila treningu przybliża ją do tego, by stać się pewniejszą i silniejszą. Mniszkowy siedział obok, patrząc na młodą uczennicę z ciepłem i spokojem. Nie było tu pośpiechu, nie było rywalizacji. Było tylko wspólne uczenie się i wzrastanie. Po długim treningu, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, powoli wracali ścieżką do obozu. Kukułka była cicha, zadowolona, a Mniszek myślał o tym, jak ważne są takie chwile nie tylko treningu, ale i prostego bycia razem, wśród natury, ze wszystkimi jej spokojnymi odgłosami. Las wokół nich tętnił życiem, cichy szum liści mieszał się z dalekim śpiewem ptaków. Kiedy dotarli do obozu, powietrze było już chłodne, a niebo rozświetlały pierwsze gwiazdy. Kukułcza Łapa spojrzała na kocura i uśmiechnęła się szeroko.
– Dziękuję, dziś naprawdę dużo się nauczyłam – powiedziała. Mniszkowy Nektar skinął głową, a w jego oczach pojawił się spokój.
– Jutro znów poćwiczymy. Powoli, bez pośpiechu, ale bądź gotowa – uprzedził ją. Wkrótce zapragnął iść do ojca – Jerzykowej Werwy. Miał wrażenie, że gada z nim dość rzadko. A zwłaszcza teraz, kiedy wszystko działo się tak szybko. Nagłe śmierci i sojusze… Co jeszcze?
– Tato… – powiedział zbliżając się do kocura. Ten w tej chwili siedział na półce skalnej, ziewając co chwilę.
– Nie przejmujesz się śmiercią Zagubionego Obuwika? – zapytał. Jerzykowa Werwa przekrzywił głowę.
– Koty w klanach umierają. To część życia. Najważniejszym jest, by moja rodzina mogła żyć w spokoju. – Strzepnął ogonem. – To przykre, że Obuwik umarła. Jest mi jej bardzo szkoda. Nie możemy się jednak zatrzymać na żałobie. Życie płynie dalej. Przecież sam na pewno bardzo dobrze o tym wiesz. Długo byłeś odcięty od Klanu Klifu, ale to nie znaczy, że tutaj wszystko jest usłane makami. Trzeba się z tym pogodzić i iść do przodu; zwłaszcza jeśli mamy dla kogo wciąż żyć.
– Masz rację, nadal mamy dla kogo żyć. Dziękuję, tej odpowiedzi potrzebowałem – rzucił. Spojrzał się na ojca z wymownym spojrzeniem, jakby chciał mu powiedzieć więcej.
– Dziękuję, dziś naprawdę dużo się nauczyłam – powiedziała. Mniszkowy Nektar skinął głową, a w jego oczach pojawił się spokój.
– Jutro znów poćwiczymy. Powoli, bez pośpiechu, ale bądź gotowa – uprzedził ją. Wkrótce zapragnął iść do ojca – Jerzykowej Werwy. Miał wrażenie, że gada z nim dość rzadko. A zwłaszcza teraz, kiedy wszystko działo się tak szybko. Nagłe śmierci i sojusze… Co jeszcze?
– Tato… – powiedział zbliżając się do kocura. Ten w tej chwili siedział na półce skalnej, ziewając co chwilę.
– Nie przejmujesz się śmiercią Zagubionego Obuwika? – zapytał. Jerzykowa Werwa przekrzywił głowę.
– Koty w klanach umierają. To część życia. Najważniejszym jest, by moja rodzina mogła żyć w spokoju. – Strzepnął ogonem. – To przykre, że Obuwik umarła. Jest mi jej bardzo szkoda. Nie możemy się jednak zatrzymać na żałobie. Życie płynie dalej. Przecież sam na pewno bardzo dobrze o tym wiesz. Długo byłeś odcięty od Klanu Klifu, ale to nie znaczy, że tutaj wszystko jest usłane makami. Trzeba się z tym pogodzić i iść do przodu; zwłaszcza jeśli mamy dla kogo wciąż żyć.
– Masz rację, nadal mamy dla kogo żyć. Dziękuję, tej odpowiedzi potrzebowałem – rzucił. Spojrzał się na ojca z wymownym spojrzeniem, jakby chciał mu powiedzieć więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz