Psiakrew.
Teraz, akurat teraz, kiedy na głowie mieli już wystarczająco dużo problemów, musiały się posypać kolejne. Mysiomózgie samotniczki, które musiały się wepchnąć na ich tereny bez wyraźnego powodu, odejście Liściastego Futra na Srebrną Skórę i jeszcze tajemnicza śmierć Zagubionego Obuwika. A Klan Gwiazd to raczył wiedzieć, czy to tylko wypadek, zrządzenie losu czy znak, że wilczaki zaczynały na nich ostrzyć zęby...
Judaszowiec od pewnego czasu chodził z wiecznie zmarszczonymi brwiami i rzucającym się na boki ogonem jak biczem. Czuł, że wszyscy coś przed nim ukrywali. Bliscy, dalecy... Wszyscy. To oznaczało, że na odkrycie czekała chowana przed nim tajemnica, a Judasz jak coś już sobie postanowił, to nie odpuszczał tak łatwo. Klanie Klifu, bój się! Nadchodzi podejrzliwy dziad, który nie spocznie, dopóki nie pozna objawionej prawdy.
Po pierwsze, trzeba było się dowiedzieć, kto zabił Zagubiony Obuwik, bo choć wcale by go nie zdziwiło, gdyby to faktycznie była sprawka Klanu Wilka, nie można było wykluczyć... Innej ewentualności. Była okropna i hańbiąca, ale możliwa i to brzydziło go najbardziej. Czy naprawdę wśród nich mogło się kryć takie lisie łajno?
Był jeden sposób, by się o tym przekonać...
Ku prawdopodobnemu zdziwieniu wielu, Judaszowcowy Pocałunek nie ruszył w kierunku szemranych typów, jakich u klifiaków było niemało. Zamiast tego zwrócił się do... protektorów. W jego głowie było to jasne – w końcu oni całe dnie przesiadywali w obozie i rozmawiali z kotami, pocieszając je czy pomagając, jak tylko komuś się przestawiły w głowie klepki. Kto lepiej od nich wiedział, jakie czarne myśli trapiły poszczególnych członków klanu? Kto lepiej obserwował ruch w obozowisku? No właśnie. Popołudniowe dzielenie się językami to był idealny moment, by napaść na jednego z nich i zobaczyć, czy mają mu coś ciekawego do powiedzenia.
W obozie zdołał wypatrzeć jedynie Kornikową Korę i Szary Klif, którzy dzielili się zwierzyną. Po Wróbelku nie było śladu... Chociaż, może to i dobrze. Biedak ledwo co siostrę stracił, to pewnie skory do pogaduszek nie był.
— Och, Judaszowcowy Pocałunek, cześć! — miauknął Kornik, gdy zauważył przeciągłe spojrzenie, które do tej pory zastępca wbijał w tę dwójkę. Podszedł do nich, witając kocury skinieniem głowy.
— Cześć, cześć — wymruczał, przyglądając się bacznie protektorom. O ile brązowy spoglądał na niego z delikatnym uśmiechem (i ptasimi piórami zwisającymi z wąsów), tak też niebieski uciekał od niego wzrokiem. — Jak dzisiejsza atmosfera w klanie? Cokolwiek, co powinno mnie niepokoić?
— Dziś? Nie, jest spokojnie. Przynajmniej na razie — odpowiedział, nachylając się nad posiłkiem, by wziąć kolejny kęs.
— Na tyle, na ile może teraz być spokojnie... — Judaszowiec usłyszał ciche mamrotanie Szarego Klifu.
— Co prawda to prawda... Ale cóż, trzeba iść dalej — westchnął, wzruszając ramionami. — Hej, chyba nie przyszedłeś nas przesłuchiwać, co? — dodał po chwili żartobliwie w stronę stojącego nad nimi kota, choć w jego głosie mógł wyczuć drżenie. Judaszowcowy Pocałunek zmarszczył nos.
— Jest niewiele kotów takich jak wy. Doradzacie wielu, znacie ich lęki i zmartwienia. O co niektórych wiecie pewnie o wiele więcej niż ja — burknął, niezadowolony z przyznawania się do takiej rzeczy, choć było to oczywiste. Nie lubił czegoś nie wiedzieć. — Nie jesteście podejrzani, o to możecie być pewni. Chociaż, ta oderwana łapa Zagubionego Obuwika... Może motyw zazdrości...
Choć był to w jego mniemaniu przezabawna ironia, humor Judasza chyba nie wkradł się w łaski protektorów... Zamiast drgających z rozbawienia wąsów, zauważył jedynie spinające się mięśnie. Ech...
— Nieważne. Ponawiam pytanie: czy wiecie coś, cokolwiek, na temat tej sprawy, co powinno mnie niepokoić?
— Nie-niepokoić..? To znaczy... Nie, nie, nie wydaje mi się. — Szary Klif odwrócił wzrok. — Wszyscy są zdenerwowani, co im się dziwić... Dużo kotów przychodzi, a zawsze chodzi o to samo... Wszystko już się zlewa, ledwo da się spamiętać, co dokładnie gnębi kogo, tylko czasami... Jest coś innego... — mamrotał niemal pod nosem. — Przykro mi, że nie możemy bardziej pomóc. — Schylił przepraszająco głowę.
Judaszowcowy Pocałunek podejrzliwie podniósł jedną brew. Fakt, Szary nie należał do wesołków, ale w tej chwili wydawał się ponadprzeciętnie nerwowy. Oj, śmierdziało mu to, i to mocno...
— Coś innego? — zwrócił uwagę na jego cichy mamrot.
— Co? — zapytał zdezorientowany, jak gdyby nie rozumiał, o co ten pytał.
— Powiedziałeś właśnie, że jest jeszcze coś innego?
— Nie, nie... — Natychmiast zaprzeczył, machając głową. Judaszowiec miał wrażenie, że ten chciał powiedzieć coś więcej, lecz Szary Klif zupełnie zamilkł. Zastępca westchnął. Musiał się temu przyjrzeć, ale może nie teraz, może nie w centrum obozu, może na osobności. Wtedy będzie zmuszony zdradzić mu coś więcej.
— To w takim razie, jeśli ciężko jest wam spamiętać co i jak, to radziłbym przyłożyć się bardziej do swojej pracy. Wyznania naszych współklanowców mogą być bardzo ważną wskazówką, zwłaszcza w czasach takich jak te i jest mi bardzo przykro, że pozbawiacie nas czegoś, co mogłoby pomóc w rozwikłaniu zagadki śmierci Zagubionego Obuwika — spojrzał na protektorów; w trakcie, gdy Szary praktycznie zapadał się pod ziemię, jego pobratymiec prawie dławił się szpakiem. Żucze móżdżki... — Smacznego, Kornikowa Koro.
Odwrócił się i odszedł na parę długości lisa tak, by kocury nie mogły usłyszeć jego cichego przeklinania pod nosem. Liczył na to, że sprawa szybko się rozwiąże – a choć nie lubił tracić nadziei, odnosił wrażenie, że to jednak potrwa o wiele dłużej niż zakładał... Nieważne. Samo myślenie nie da mu żadnych poszlak, których szukał. Trzeba było wniknąć głębiej... I poszukać kogoś, kto będzie trochę bardziej chętny do rozmowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz