[Przeszłość, zgromadzenie 14 czerwca]
Jarzębinowy Żar wyszła z nory medyków, stawiając łapy pewnie i z wyraźną gotowością do drogi. Gdy tylko Nikła Gwiazda ruszył na czele, ona również natychmiast podjęła marsz. Tym razem nie szła z tyłu, z opuszczonym ogonem i znudzoną miną, jak miała to w zwyczaju podczas innych wypraw. Dziś poruszała się sprężyście, z lekkością i iskierkami radości w oczach. Na jej pysku gościł szeroki uśmiech, a futro delikatnie unosiło się na wietrze. Momentami wręcz wyprzedzała Cisowe Tchnienie, zbliżając się do lidera i jego zastępczyni. Nie mogła się doczekać — każda łapa stawiana na ściółce drżała z podniecenia. W jej sercu tliła się dziecięca ekscytacja, bo wreszcie miała zobaczyć Kaczą Łapę! Myśli galopowały w jej głowie niczym stado jeleni przez leśną polanę. Wyobrażała sobie, jak razem śmieją się z Kosaćca, wymieniają plotki o życiu w swoich klanach i może… może w końcu ustalą konkretne terminy na spotkania? Raz na siedem wschodów słońca, po południu – brzmiało rozsądnie. A do tego tak romantycznie, jak w opowieściach opowiadanych przy księżycu. Jarzębina zawsze lubiła uczestniczyć w zgromadzeniach. Po drodze przechodzili przez tereny Klanu Klifu, a choć były to głównie rozległe łąki i falujące wiatrem pola, miały w sobie coś kojącego. Trawy szumiały cicho, jakby opowiadały własne historie, a niebo nad nimi wydawało się większe, bardziej granatowe niż gdziekolwiek indziej. Niemniej jednak medyczka w głębi duszy tęskniła za cieniem iglastych drzew, za ich chłodnym oddechem i zapachem żywicy, który kojarzył się z domem. Wreszcie dotarli na Bursztynową Wyspę. Jej złociste skały połyskiwały w świetle słońca, a woda dookoła cicho pluskała, obmywając brzeg. Jarzębinowy Żar stawiała łapy ostrożnie, balansując na śliskich kamieniach, by tylko nie poślizgnąć się i nie spaść do wody. Gdy jednak nabrała pewności, przyspieszyła kroku. Stanęła obok medyków swojego klanu. Serce dudniło jej w piersi, jakby miało zaraz wyskoczyć. Tupała łapami w miejscu, nie mogąc dłużej usiedzieć w bezruchu. Jej ogon lekko drżał z podekscytowania, a oczy przeszukiwały tłum w poszukiwaniu znajomej sylwetki.
Gdzie jesteś, Kacza Łapo? – pomyślała z niecierpliwością, rozglądając się gorączkowo po zebranych.
Gdy tylko na Bursztynową Wyspę przybył Klan Burzy, Jarzębina natychmiast poderwała się na łapy i zaczęła wypatrywać znajomej sylwetki. Jej spojrzenie przebiegało po twarzach przybyłych kotów z niecierpliwością i rosnącym napięciem. Mijała kolejnych burzaków z zupełną obojętnością malującą się na pysku. Z każdym krokiem jej nastrój stawał się coraz bardziej zgaszony. Minęło już sporo czasu – tyle że wokół rozgorzały pierwsze rozmowy, a wyspa ożyła od szeptów, śmiechu i stukotu łap. Ale nigdzie nie było czarnej kotki. Jarzębina zatrzymała się na moment, czując, jak serce lekko osuwa się w dół niczym liść w jesiennym wietrze. Gdzie jesteś, Kacza Łapo? – zapytała w myślach, odwracając łeb w stronę miejsca medyków. Ze smutkiem i niechęcią ruszyła z powrotem, niechlujnie stawiając łapy, jakby straciła całą energię, którą jeszcze przed chwilą kipiała. I właśnie wtedy to się zaczęło. Z tłumu dobiegł nagły trzask, syk i stłumione warczenie. Dwóch kocurów rzuciło się na siebie z pazurami wysuniętymi i uszami przyciśniętymi do głów. Jarzębina odruchowo podeszła bliżej, poruszona zarówno ciekawością, jak i instynktem medyczki – choć w tym wypadku zdecydowanie przeważała ciekawość. Zmrużyła oczy, starając się rozpoznać, kto to jest. Z podsłuchanych słów i podszeptów innych kotów dowiedziała się, że ten kremowy to Promieniste Słońce z Klanu Klifu, a większy, czekoladowy, to Miodek z Owocowego Lasu. Jarzębina prychnęła rozbawiona, unosząc brew z lekkim politowaniem.
— Żałosne — mruknęła do siebie z rozbawionym uśmiechem.
Odwróciła się na pięcie, z wysoko uniesionym ogonem i godnością, która kontrastowała z niedojrzałym zachowaniem kocurów. Bez słowa odeszła i usiadła przy pozostałych medykach, zerkając co jakiś czas w stronę toczącej się jeszcze bójki. Na jej pysku igrało rozbawienie. Cała scena wydawała jej się wręcz groteskowa. Dorosłe koty, gotowe podrapać się o byle co, zamiast porozmawiać jak wojownicy. Westchnęła teatralnie, po czym przeciągnęła się leniwie, rozkładając łapy na wszystkie strony. Było jej po prostu… szkoda.
Szkoda, że Kaczej Łapy dziś nie było. Gdyby była, mogłyby wspólnie śmiać się z całego tego zamieszania. Albo przynajmniej wymieniać się kąśliwymi uwagami na temat „dojrzałości” niektórych wojowników. Zamiast tego, Jarzębina została sama – z własnymi myślami, cichym rozbawieniem i odrobiną smutku tańczącą gdzieś w głębi piersi.
Jarzębinowy Żar westchnęła cicho. Chłodny, słonawy wiatr niósł się znad oceanu, smagając jej futro i przynosząc ze sobą zapach soli, wody i... czegoś obcego. Księżyc wisiał wysoko, okrągły jak oko sowy, a jego blask odbijał się od nierównej powierzchni skalistej wyspy, rzucając na wszystko zimne, nieprzyjazne światło. Zewsząd słychać było szepty i pospieszne rozmowy kotów z różnych klanów, ale ona czuła się tak, jakby była w próżni. Coś mrowiło ją w karku. Niepokój? Przeczucie? Nie była pewna, ale uczucie to narastało, jakby jej ciało samo próbowało ją ostrzec. Musiała zadać to pytanie. Musiała dowiedzieć się czegoś o Kaczej Łapie.
Wzrokiem odszukała znajomą sylwetkę. Zawilcowa Łapa siedział samotnie, nieco z boku zgromadzenia, z wyraźnie skrzywioną miną. Uszy miał przyciśnięte do czaszki, a ogon owinięty ciasno wokół łap. Wpatrywał się w ciemne fale uderzające o brzeg wyspy, jakby najchętniej rzucił się w nie i odpłynął daleko stąd.
Jarzębinowy Żar podniosła się z zimnej skały i ruszyła w jego stronę. Łapy stukały cicho o kamień. Gdy zbliżyła się, skinęła krótko głową innym medykom, nie chcąc przerywać ich rozmów, i przysiadła obok niego – w odległości na tyle bliskiej, by usłyszał szept, ale wystarczająco dalekiej, by nie naruszyć jego przestrzeni.
— Witaj — powiedziała spokojnie, lekko schrypniętym głosem. — Jarzębinowy Żar jestem... Chyba mnie kojarzysz. — Zamilkła na chwilę, po czym dodała: — Choć to raczej nieważne. Mam pytanie.
Ziewnęła przeciągle, odsłaniając ostre kły, po czym przeciągnęła się lekko, jakby chcąc rozprostować zdrętwiałe mięśnie.
— Ach... Tyle ziewam. Nie lubię zgromadzeń — mruknęła z niechęcią.
Kocur rzucił tylko wzrokiem na kotkę, po czym powrócił do obserwowania wody.
— Niechętnie, jednak zgodzę się, zgromadzenia nie posiadają większego celu, chociaż bardziej nie widzę celu tej rozmowy — powiedział Zawilcowa Łapa, niezbyt chętny do dłużej rozmowy. — Nie przedłużaj bardziej, zapytaj wprost. W najgorszym przypadku zamilknę.
Medyczka zerknęła na kocura, a na jej pysku pojawił się cień zadowolenia. W kącikach warg zadrgał lekki uśmiech – krótki, ale szczery. Zawilcowa Łapa sprawiał wrażenie konkretnego kota.
— Konkretny kot, to dobrze — mruknęła z uznaniem, po czym niemal natychmiast przeszła do rzeczy: — Wiesz może, co się dzieje z Kaczą Łapą? To moja przyjaciółka, a od pewnego czasu nie dostałam od niej żadnych znaków. A dzisiaj... — urwała na moment i rozejrzała się nerwowo. — Dzisiaj jej tu nie ma.
Zamilkła. Nocne powietrze nagle wydało się zimniejsze. Wiatr, który wcześniej tylko owiewał sierść, teraz przenikał aż do kości. Jarzębinowy Żar zacisnęła łapy na chłodnej skale, czując, jak narasta w niej złe przeczucie. Czyżby...? Czyżby epidemia Łzawego Kaszlu przedarła się do Klanu Burzy? Czy Kacza Łapa była chora?
Myśl uderzyła w nią jak zimna fala – nagle i bez ostrzeżenia. Serce ścisnęło się w piersi, a oddech na moment ugrzązł w gardle.
— Oh... Pytasz o Kaczą Łapę? Nigdy nie wspominała o kim takim... — przerwał na chwilę, skanując kotkę wzrokiem. — ... jak ty. Ale to teraz nieważne. Kacza Łapa nie żyje, co mam nadzieję, rozwiewa twoje wątpliwości. Norniczy Ślad ją utopiła.
Jarzębinowy Żar zrobiła coś, co rzadko jej się zdarzało – zadrżała. Jej błękitne oczy rozszerzyły się nagle, a błysk, który zwykle w nich gościł, zgasł, zastąpiony prawdziwym, głębokim żalem. Ramiona kotki opadły, łapy drgnęły lekko, jakby ugięły się pod ciężarem czegoś, co spadło na nią znienacka. Zgarbiła się i utkwiła wzrok w swoich łapach, jakby nagle świat ograniczył się tylko do nich. Próbowała się odezwać, ale gardło odmówiło posłuszeństwa. Wydobyło się z niego jedynie ciężkie westchnienie – takie, które brzmiało, jakby ktoś właśnie zrzucił na nią głaz i przygniótł do ziemi.
— Nie żyje?... — powtórzyła szeptem, z niedowierzaniem, jakby próbując zrozumieć sens tych słów.
Na moment zignorowała imię rzekomego zabójcy – nie miało dla niej wtedy żadnego znaczenia. Jej świat zadrżał, jakby grunt pod łapami nagle przestał istnieć.
— Norniczy Ślad? Kto to w ogóle jest?! — warknęła nagle, podnosząc wzrok. W jej głosie zabrzmiała rozpacz, ale i gniew. — Mam nadzieję, że Królicza Gwiazda ukarał tego kota! Czemu nic nie wspomniał na zgromadzeniu o śmierci Kaczej Łapy?!
Jej oczy błyszczały, ale to nie był blask łez – to była furia zmieszana z bólem, niedowierzaniem i zawodem. Głos podniósł się, mimo że wokół wciąż trwało zgromadzenie. Inne rozmowy zdawały się blednąć, a wiatr przyniósł echem jej słowa w głąb nocnego powietrza.
— Tak, nie żyje. Jej ciało teraz gnije pod ziemią — potwierdził słowa kocicy, a po chwili zaśmiał się krótko. — Aż takiej sprawiedliwości nie panuje w klanach, a Norniczy Ślad chodzi dalej po naszej ziemi. Nie chciałbym rzucać złych słów na naszego lidera, tym bardziej że jesteśmy na zgromadzeniu, a ty nie pochodzisz z Klanu Burzy.
Kotka skinęła głową, cicho i z powagą. W jej oczach tliło się jeszcze echo wcześniejszych emocji, ale twarz miała już spokojną – choć w środku wszystko nadal pulsowało niewypowiedzianym napięciem. Uznała, że nie ma sensu dalej zawracać głowy uczniowi. Powiedział, co wiedział. Nic więcej nie mogła z niego wyciągnąć.
— Dziękuję ci za odpowiedź. I... miłego wieczoru — mruknęła cicho, z nutą zmęczenia.
Wstała powoli. Jej łapy przez chwilę zdrętwiały od zimnego kamienia, ale po kilku krokach wróciło czucie. Zostawiając za sobą kocura i ciemną, szumiącą przestrzeń zgromadzenia, podeszła do miejsca, gdzie siedzieli medycy jej klanu. Cisza między nimi wydawała się gęsta. Usiadła obok nich bez słowa, wciągając do płuc chłodne, nocne powietrze.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz