– Za rzeką, na terenach Klanu Klifu widziałam coś zwanego dymem. Wiesz, co to jest? – zapytała Orzechowa Łapa, wpatrując się w niego pytająco. Point zmarszczył pysk.
– Rzeczna Bryza opowiadała mi, że dym pojawia się nad ogniem – wytłumaczył niepewnie i zastrzygł uszami. – Klan Klifu może mieć problemy – stwierdził, robiąc wielkie oczy. – Powiedziałaś o tym Aroniowej Gwieździe?
Szylkretowa pokiwała szybko głową, wbijając wzrok w niebo. Liliowy położył ogon na boku przyjaciółki, chcąc dodać jej otuchy.
– Myślisz… – zaczęła, grzebiąc łapą w ziemi. – Myślisz, że powinniśmy im pomóc?
Jabłkowa Łapa zmarszczył pysk w zastanowieniu. Czy powinni coś zrobić w sprawie obcego Klanu? Czy pozwalając im umierać, stają się „tymi złymi”? Po chwili westchnął cicho, wtulając głowę w bok szylkretowej.
– Nie sądzę – odpowiedział po chwili, a Orzechowa Łapa wbiła w niego zaskoczone spojrzenie. – Nie możemy tam iść i się narażać – dodał, mrużąc oczy. – Nie chciałbym cię stracić – zamruczał cicho.
***
Jabłkowa Łapa był przerażony.
Słowa Jesionowego Wichru dudniły mu w głowie. „Berberysowa Gwiazda wypowiedziała nam wojnę.” Nie, nie, nie, tak nie mogło być. Nie chciał znowu patrzeć na umierających bliskich, nie chciał stracić nikogo więcej.
– Jabłuszko? – zamruczała mu do ucha Orzechowa Łapa, przyjacielsko czochrając mu futro. Liliowy podniósł na nią swoje udręczone spojrzenie i westchnął cicho. – Czy… Czy coś się stało?
– B–boję się – wyszeptał, a jego ogon zadrżał nerwowo. Szylkretowa oparła się o niego, wbijając wzrok w ziemię. – N–nie chcę nikogo więcej stracić – wyznał i spojrzał przelotnie na kotkę. – Nie chcę cię stracić.
Orzechowa Łapa zamruczała głośno i wbiła w niego pełny nieznanego mu uczucia wzrok. Point był jej wdzięczny za bycie z nim w trudnych chwilach – była z nim po śmierci Rzecznej Bryzy. Na wspomnienie tego feralnego wydarzenia, oczy Jabłkowej Łapy zalśniły z bólu i smutku.
– Nie stracisz mnie – obiecała szylkretowa, liżąc go między uszami.
– Mama też tak mówiła – wyszeptał, kuląc się. Orzechowa Łapa spojrzała na niego ze współczuciem. – Nie sądzę, żebyś potrafiła sobie wyobrazić, jakie to uczucie – stwierdził cicho, a szylkretowa zmarszczyła nos. – Po prostu… Byliśmy szczęśliwi, a później… Później wszędzie była tylko jej krew – powiedział łamliwym głosem i zadrżał. – Ja… Ja nie mogłem się ruszyć… Nie potrafiłem jej pomóc… – załkał, a mroczki zatańczyły mu przed oczami.
– To nie twoja wina – zamruczała Orzechowa Łapa, przyciągając go do siebie i otulając ogonem. Liliowy pochylił głowę, wydając z siebie pełen żałości jęk. – Tak bardzo się o ciebie wtedy martwiłam… Myśleliśmy, że nie żyjesz.
Jabłkowa Łapa pokręcił głową, pociągając nosem.
– Ja… Byłem z tatą – wytłumaczył cicho, a kotka spojrzała na niego z ciekawością. – On… On jest samotnikiem. Nazywa się Psia Łapa – szepnął. – Mama zakazała mi o nim opowiadać, bo nie chciała, żeby Aroniowa Gwiazda ją wygnał. Myślę… Myślę, że się kochali – westchnął cicho.
– Chciałabym go poznać – mruknęła Orzechowa Łapa. Jabłuszko pokiwał delikatnie głową.
– Orzeszko… Obiecaj mi coś – poprosi uczeń, a kotka z zaciekawieniem zastrzygła uszami. – Przed bitwą… Spędzaj czas z bliskimi. Ciesz się tym, co masz. Korzystaj z życia – szepnął, po czym podniósł na nią wzrok. – Bo nigdy nie wiesz, kiedy wszystko stracisz.
< Orzechowa Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz