Ledwo przebudzony Bluszczyk nie do końca jeszcze kontaktował ze światem. Wpatrywał się zmrużonymi ślepiami w dygoczące ze strachu ciało brata, u którego widział cieknące po pysku łzy. Lekko zmartwiony podniósł się, stając przy nim. Był o wiele większy, patrząc na ich różnicę we wzroście, przez co często grał rolę obrońcy. Sam zazwyczaj nie wiedział nawet, przed czym go tak naprawdę chroni, bo brat miał tendencję do bania się własnego cienia. Nie krytykował tego, bo obawiał się, iż tylko pogorszył by sytuację jego nadmiernych lęków.
- Jeszcze laz, spiokojnie – zaczął delikatnie – Cio się dzieje? – spytał, chyląc łebek w jego stronę.
Buras obserwował go, trzęsąc się. Podniósł przednią łapkę i wskazał wyjście ze żłobka, które było ich jedynym źródłem światła. W zależności od jasności, określali sobie porę dnia.
- T-t-tam c-c-coś sz-szel-leści – wydukał, kuląc się. Liliowy dostrzegał u niego spięcie niemalże wszystkich mięśni, toteż przysunął się i owinął go swoim długim, jak na kociaka, ogonem.
- Nie maltw się, tiu jestieśmy bezpieczni i nic niam nie glozi – oznajmił z opanowaniem, podnosząc wzrok w stronę źródła niepokojącego dźwięku. Nie sądził, by naprawdę miało się im tu coś stać, więc nie przejmował się wszelkimi czynnikami, które dochodziły do nich z dworu. Gdyby chciał, to nawet nie mógł by tego sprawdzić. Znajdowali się w jakiejś norze, a żeby wyjść, należałoby wspiąć się po dosyć ostrym zboczu. Bluszczyk spojrzał na swoje białe łapy. Jego pazurki były naprawdę małe i z pewnością nie pomogłyby mu przy wspinaczce. Poza tym – kocurkowi nie spieszyło się zwiedzanie świata. Powtarzał sobie uporczywie, iż życie jest długie i z pewnością jeszcze się nawiedza świata.
Swoimi słowami nie uspokoił Sroczka, który wciąż drgał, a w jego oczach dostrzec można było jedynie strach. Jasnemu naprawę było go żal, ale nie miał pomysłu na to, by mu jakkolwiek pomóc.
- Nie miogę tego splawdzić, ale jak ktoś później przyjdzie, to miożemy się zapytać, czy coś się dzieje na dwiorze i czy powinniśmy się tym przejmować – mruknął, po czym szeroko ziewnął.
Wciąż był senny, ale nie mógł od tak się położyć, bo miał za zadanie uspokojenie spanikowanego członka rodziny.
- Pioza tym, nie miasz się czym przejmować. Jiestem tu i zawsze cię oblonię. A jeśli ja siobie nie diam lady, to jest tu mama – spojrzał spokojnie na kotkę, choć w jego oczach czaiła się niepewność. Nie rozumiał jej, ale wciąż było mu przykro z powodu jej wiecznie zasmuconej twarzy.
- Na pewno? – wydukał, zwijając się w kłębek i przylegając do brata.
- Tak. Jesteśmy tu bezpieczni i będziemy dalej. Obiecuję ci to, Sloczku. – wymruczał cicho.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
28 lutego 2021
Od Bluszczyka CD Sroczka
<Sroczku?>
Od Burzowej Nocy Cd Kawczego Lotu
Gdzie ten głupek? Nie, że go lubię, jednak gdzie on? Chce z nim pogadać. Wygłupiać się. Tęsknie trochę, tylko inaczej, niż za Siostrą. Nie. Nic do niego nie czuję, po prostu nie chce dlatego debila źle. Sam sobie nie poradzi przecież, z jego szczęściem to już pewnie ma napiętku z rodzeństwem. Zatrzymuję się na chwilę i obracam głowę w stronę granicy. Nie widzę już jej, jednak nie pojawił się dziś. Polowałam dość długo przy niej, powinien wyjść. Spotkałam patrol Wilczaków do tego, i musiałam się jakiejś wojowniczce, że królik wpadł na ich tereny i czekałam, aż wróci. Głupio to musiało brzmieć. Kocham życie.
– Idziesz? Słyszałem, że musisz posprzątać dziś, zabawne.- mówi poważnie Wiewiórczy Pazur. Mogę mu coś zrobić? Naprawdę, to by było cudowne. Jednak życie jako samotnik pewnie jest słabe.
– Idę, i nie słuchaj tyle, bo uszy ci zwiędną.- odpowiadam po chwili i obracam głowę w kierunku swojej trasy.
***
Teraz to on jest idiotą, że nie chce się spotykać z takim cudownym kotem jak ja? Kawczy Lot musi mieć coś z łbem. Wyślę go do medyków. Może nie moich, ale jego, mają tam kogoś. Mówił coś, że mają tam medyka, no to będzie miał wycieczkę. Stop. O czym ja myślę? Przecież to mój wróg, chyba. Tylko ja za często o nim myślę, jak to by było żyć w jednym klanie. Lepiej bym miała, przyjaciel w klanie, nikt by mi nie zarzucał, że śmierdzę Wilczakami. Tłumaczyć się znowu nie chce, bo już raz dostałam reprymendę. Panu rudemu głupkowi coś się nie podobało.
– Jeżeli go dziś nie będzie to mu nakopię następnym razem.- mówię cicho i idę w stronę granicy. Rozglądam się po kilku uderzeniach serce. Jest! No to bójki nie będzie.
— O, Kawczy Locie. Dawno cię tu nie było, co? — patrzę na czarnego kocura.
— J-jakoś zeszło. — mruknął. — Moja uczennica zawala trening…
— O ja też mam ucznia. — odpowiadam mu dumnie. — Hm…
On próbuje mnie wkręcić? To nie powód! Ja się martwię, a on nic. Może jego brat ma dzieci?!
— Coś się stało? Twój brat już powiększył ród, że jesteś taki zestresowany?- mruczę miło.
— Wczoraj jedna wojowniczka próbowała mi wmówić, że jestem… — przerwał zawstydzony. Jaki? Chory? Wredny? Chamski? Niewychowany? Jaki do cholery?
– Jaki? Może myśli, że masz coś z głową?- mruczę śmiejąc się cicho. Sam chciał.
– Chyba ty. - odpowiada kocur bez uszu.
– A możliwe, wiesz ostatnio o tobie myślę dużo. Wszedłeś mi do łba wiesz! I martwiłam się debilu! Podobno podobnie wygląda miłość … jednak to nie ona, prawda Kawka? Nie myśl sobie, że ciebie kocham! Bo to nie prawda, chyba.- odwracam wzrok zmieszana. Czemu ja to mu mówię? Durny charakter, okropieństwo. Co jak mi nie uwierzy? Uzna, że go kocham, nie daj klanie Gwiazdy.
<Kawczy Locie? Burze nie umie gadać o emocjach.>
Wyniki eventu walentykowego!
oto one!
*dam dam dam*
dla Dayox!
dla Hachi!
dla Iskiera!
dla Pingawki!
dla Orzeszki!
Dla Sups!
dla Shiry!
dla Kurczak!
dla Oli F!
iii
arty od Wierzby:
Od Zimorodkowego Blasku cd Tańczącej Pieśni
– A masz chociaż jakieś super wizje od Klanu Gwiazd? – miauknął, jakby zrezygnowany, ale wciąż z nutką nadziei.
– Oh, owszem, mam. W ostatniej mówili, że jeśli będziesz niedobry dla swojej mentorki to ześlą na ciebie okropną ślepotę.
Co takiego? O nie! Musiał więc być bardzo miły dla swojej mentorki! Nie chciał w końcu nic nie widzieć! Przecież jak wtedy mógłby podziwiać świat? Te drzewa, kochany pyszczek Kwaśnego Języka, pogoń za sarną? Pewnie nie dostałby takiej ślepoty jaką ma kotka. Ona widziała! Był tego pewien! Gdyby nie to, to by wpadała na drzewa i nie umiała polować! A nauczyła go tego wszystkiego! Była magicznym kotem! Możliwe, że boginią! A jakby zaczął składać jej dary? Jego pyszczek rozjaśnił uśmiech. Tak! To był dobry pomysł!
- Będę grzeczny i cię czcił o wielka! Nawet już nie przekręcę twojego cudownego imienia! - zapewnił.
- No ja myślę - miauknęła kocica.
Resztę dnia spędzili na miłej pogawędce. Starał się być najmilszy jak tylko mógł! Chyba mu wyszło!
***
Każdego dnia przynosił do Tańczącej Pieśni dary. Skoro została boginią, to trzeba było o nią zadbać. Łaził przez to za nią krok w krok, obdarzając ją swoimi usługami. A to przyniesie posiłek, to poda mech z wodą. Nawet zaproponował wymasowanie grzbietu, ale ta fuknęła i odeszła. Dał jej spokój do wieczora, gdzie znów starał się zadbać o jej piękno. Niestety tą rutynę przerwało nieszczęście. Pożar! Wybuchł tak niespodziewanie. Pamiętał go na terenach klanu burzy, a teraz? Teraz po tak długim okresie dotarł do nich! Nikt na dodatek nie wiedział co go rozpoczęło! To było takie straszne! Zgubił gdzieś w tym chaosie Kwaśnego! Na szczęście wypatrzył Tańczącą Pieśń. Od razu do niej dopadł. Owinął ogon wokół jej karku i zaprowadził w bezpieczne miejsce. Prócz zwęglonego ogona i tyłka; bo oczywiście ogień był tak szybki, a on starał się pomóc mentorce najlepiej jak umiał, wydostać się z płomieni, przypalił mu te części ciała, które były najwolniejsze. Kiedy udało im się dotrzeć do reszty, Berberysowa Gwiazda - mama, została brzydkim stworem z wieloma ranami; co go zasmuciło, zarządziła udać się do lasu. Tam... Było cudownie! Tyle drzew! Normalnie czuł się wspaniale. Może ta przeprowadzka dobrze im zrobi? Będzie mógł tulić drzewa, nie wychodząc z obozu! Normalnie jak wilczaki! Ałuuuu! Będzie wył do księżyca! Tak! Tak spełni się jego marzenie o posiadaniu kociąt!
Ale najpierw trzeba było zbudować obóz. Pomagał ile mógł, nie zaniedbując bogini. Starał się, aby kotka czuła się jak najlepiej.
Akurat dzisiaj złapał srokę. Od razu zaniósł ją do nowego legowiska wojowników, gdzie kocica wylizywała rany.
- Czszcz! - zawołał, kładąc przed nią piszczkę. - To dla ciebie! Jak się czujesz? Może pomóc z oparzeniami? Przynieść coś?
<Taniec?>
Od Jesionowego Wichru (Jesionowej Gwiazdy) cd Orzechowej Łapy
*przed śmiercią Aronii i wojną*
Był w lesie polując na jakąś smaczną zwierzynę. Musiał wziąć się do pracy. Bycie zastępcą było ciężkie, dużo miał na głowie, ale o dziwo znalazł czas, aby jeszcze dopomóc w polowaniu. Nie było to dla niego coś, co powodowałoby u niego chęć padnięcia nieprzytomnie pod drzewem. Czekoladowy miał zawszę dużo energii, którą starał się wykorzystywać do cna. Upolował już dwie wiewiórki i miał zamiar ruszyć nad wodę, aby połowić ryby, kiedy ktoś na niego wpadł.
- Auu...
- Och, przepraszam wujku. Co powiesz na spacer? - przeprosiła Orzechowa Łapa. W oczach miała te same iskierki, jak gdy wujek opowiadał jej historię jak była kocięciem.
Co ona tu robiła? Była na treningu? Czemu proponowała mu spacer?
- Gdzie twój mentor? - zamiast tego zapytał.
Zdziwienie w oczach kotki było wystarczającą odpowiedzią. Westchnął. Najwyraźniej Orzechowa Łapa nie rozumiała, że na tereny klanowe może wychodzić tylko pod nadzorem wojownika. Usiadł pod drzewem i zgarnął ją do siebie bliżej.
- Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś uczennicą. Jeżeli wychodzisz na spacer, musi towarzyszyć ci jakiś wojownik. To, że to nasze tereny nie oznacza, że jest tu bezpiecznie. Może cię coś zaatakować. Zdarzało się to dość często. Raz jakiś klifiak wtargnął i rzucił się na uczniów. Gdyby nie było wojowników, to pewnie by nie przeżyli. Zdarzają się też Dwunożni. Oni porywają koty. Dodatkowo borsuki i psy. Obiecaj mi, że już nie będziesz tak ryzykować. Brzoskwiniowa Bryza z chęcią by ci potowarzyszyła, gdybyś ją o to poprosiła - uświadomił małą.
Cieszył się, że to on na nią wpadł! To by dopiero było!
- Ale jak już tu jesteś to możemy się udać nad rzekę. Pokazać ci jak się łapie ryby?
To akurat była cenna umiejętność. Chociaż podejrzewał, że jego ukochana na niego nafuka, kiedy dowie się, że zabrał jej, jej ulubioną część szkolenia. Ale zostawi jej pływanie. Tutaj chyba by nie miała litości. Widział jak kochała wodę i lubiła się dzielić tą miłością z innymi. Dlatego tak ją pokochał.
Spojrzał jeszcze raz na uczennice. Oby zrozumiała swój błąd. Myśl, że straciłby członka rodziny była dość straszna. Zwłaszcza taką młodą koteczkę, która miała jeszcze wiele życia przed sobą.
<Orzeszko?>
Nowa Członkini Klanu Gwiazdy!
ŚWIETLIKOWE SKRZYDŁO
Powód odejścia: decyzja administracjiPrzyczyna śmierci: starość
odeszła do Klanu Gwiazdy
Od Drżącej Ścieżki cd Jałowcowego Świtu
- Wiesz… Chciałem się dowiedzieć… Jak to możliwe, że ciebie… WAS jest dwóch?
Wykrzywił pysk. No co to za bezczelność? Pytać tak jakby to było coś dziwnego? Dla nich to nie było. Na początku może owszem, ale przyzwyczaili się do takiego stanu. Teraz za bardzo nie myśleli nad tym, co spowodowało ich odłączenie. Oczywiście Ścieżka wiedział, ponieważ to on był tym mądrym. Drżący był zbyt zagubiony w tym wielkim świecie, aby na coś takiego wpaść. Musiał więc przejąć inicjatywę i wytłumaczyć to wojownikowi.
- Cóż to bardzo trudne pytanie. Musiałbym zwierzyć ci się z całego życia i naszych problemów, kiedy byliśmy jeszcze jednością. - zaczął.
Nigdy nie opowiadał o tym jak do tego doszło. Nawet Jeżowa Ścieżka tego nie wiedział! Przez pracoholizm wujka, bardzo rzadko u niego bywał. Oczywiście miał przez to do niego żal, że nie znalazł rozwiązania na jego pierwotne problemy, ale jednocześnie odczuwał gorycz i rozdrażnienie, kiedy go widział. Drżący za to jak naiwniak wierzył nadal w tego medyka od siedmiu boleści i czcił go jak sam Klan Gwiazdy. Koszmar.
Jałowcowy Świt nadal czekał, aż rozpocznie opowieść. Nie miał pojęcia czy był to dobry pomysł. Chociaż jeżeli klanowicze zrozumieją, że nie jest już tym słabym kociakiem, to może nawet lepiej? Głęboko w sobie tęsknił za jakimiś relacjami, ale jak na złość nikt nie podzielał jego pragnień. Dlatego był sam, a jedyne wsparcie miał w sobie samym.
- Tylko nie mów tego Mokrej Gwieździe. Starzec i tak mnie wnerwia, bo nie wybiera mnie na zgromadzenia, jakbym był niebezpieczny. - fuknął.
Oczywiście to sprawiało, że coraz bardziej czuł jak więź łącząca go z Klanem Burzy słabnie z każdym dniem. Był takim odludkiem, który istniał, ale gdyby zniknął, to pewnie nikt nawet tego by nie zauważył.
- No dobrze. Nie powiem - powiedział kocur.
- Jako kocię miałem problemy z tymi lękami, co nie? Moja druga połowa nadal to ma. Bardzo się bał cienia i innych odgłosów. Później doszła matka. Ta jędza znęcała się nad nami psychicznie. Byliśmy ulegli i lataliśmy na każde skinienie jej pazura. Słuchaliśmy obelg i tego jacy jesteśmy beznadziejni.
- M-m-m-mama mnie nienawidziła - dodał Drżący do jego wypowiedzi. - Zmusiła, abym był ojcem, a ja nie chciałem.
- Ale to było później - Machnął ogonem uciszając kociaka. - Wcześniej jeszcze porównywała nas do brata. Że on taki najlepszy! Dodatkowo nie mieliśmy bliskich osób prócz ojca i wujka. Żadnych przyjaciół, nic. Po śmierci Oślego Ucha załamaliśmy się.
- T-t-tat-a ja- ja to moja wina... Gdybym nie chciał z nim wyjść na polowanie... żyłby! - wtrącił Drżący.
- Obwinialiśmy się o to, nawet jeśli ojciec umierając zapewnił, że to nie nasza wina. Został wujek. Ale wujek jak wujek, ważniejsza dla niego była praca i uczennice. Czuliśmy się samotni.
- J-ja zacząłem mówić d-do siebie. Bo miałem do-ość. - wyjąkał.
- To było niewinne... Takie tam rozmowy ze sobą.
- A... A później... Mama... Zmusiła d-d-o tego...
- Tak... Wtedy ja pękłem i się oswobodziłem. Bardzo mi się to nie podobało. Byłem wściekły. Raz byliśmy z nią na patrolu. Powiedziałem jej co nieco, a ona mnie zaatakowała.
- Z-z-z-robiła Ścieżce te szramy na o-o-ku. - Wskazał łapą na pysk.
- No i teraz sobie żyjemy.
- J-ja znalazłem Ścieżkę! Tak jak mówiła ta kotka samotniczka! Ona kazała mi znaleźć ścieżkę. I ja go znalazłem. Teraz jest przy mnie i czuję się lepiej - posłodziła mu jego druga osobowość.
No... To było akurat miłe i połechtało jego ego. A miał je bardzo duże.
- No i tak kończy się ta historia. Jakieś pytania?
<Jałowiec?>
Od Zimorodkowego Blasku cd Zgubionej Duszy
- Ej, Zimorodku.. – zaczęła – Bo skąd w sumie się wie, że się kogoś kocha? I jak natrafić na takiego kogoś? To… taki ktoś inaczej wygląda w oczach? Wyróżnia się jakoś z tłumu? I… trzeba w sumie w ogóle mieć kogoś takiego w życiu?
Nie miał zielonego pojęcia jak odpowiedzieć na pytanie kotki. Nie rozumiał czym za bardzo jest ta miłość. Może chodzi jej o taką przyjaźń aż po grób? Coś takiego jak on czuł do Kwaśnego Języka?
- Eee... - miauknął próbując coś wymyślić. - Wiesz... Ja nie wiem. Chodzi ci o takiego kochanie, że lubisz kogoś tak bardzo, bardzo?
- Tak... Coś w tym stylu.
- No to... Ja bardzo lubię Kwaśny Język. Jest taki uroczy i w ogóle. Poznaliśmy się bliżej na zgromadzeniu. Od razu złapaliśmy super kontakt. Lizaliśmy się nawet po pysku! Więc... może trzeba szukać kogoś, kto cię rozumie? Kto ma płaski pysk? Albo ma takie same pomysły co ty? Nie wiem. Ciebie też bardzo lubię! Ale się jeszcze nie lizaliśmy po pysku. O! A może od polizania to zależy? Jak chcesz możemy spróbować! - miauknął zadowolony ze swojego pomysłu.
Zgubiona Dusza wbiła w niego zaskoczony wzrok. Chyba była nieśmiała. Może czas było ją tego nauczyć? Dla niego było to fajne! Może i jej się spodoba?
- No weź. To przecież tylko polizanie. Jak ci się ktoś inny spodoba, to będziesz już to umieć.
Kotka chwilę milczała, zastanawiając się nad propozycją kocura.
- No dobrze... Tylko co dokładnie mam robić?
- Nie bój nic! Ja ci pokaże! - zapewnił po czym stanął przed nią. - Dobra to tak... Najpierw bajera. Hej przystojniaku, wiesz jesteś taki gorący! Chodź ochłodzę cię! Oczywiście jak do kocura, jak do kotki to zmieniasz na formę kotkową. Wiesz. Podryw najważniejszy. Mówisz o pięknie i tak dalej. A później podchodzisz, o tak - Zbliżył się do niej. - Patrzysz głęboko w oczy. - Wbił w nią spojrzenie. - A następnie liżesz, o tak - Polizał ją po pyszczku. - Widzisz? To nie takie trudne. Dobra. To teraz ty. - Zadecydował i odsunął się, czekając na jej ruch.
<Zgubiona Duszo?>
Zgromadzenie!
Dnia 28 lutego o godzinie 18:30 odbędzie się zgromadzenie! Liderów i opiekunów klanów prosimy o uzupełnienie listy.
KLAN BURZY
Chabrowa Bryza
Rzeczny Nurt
Jeżowa Ścieżka
Mniszkowy Kwiat
Orlikowy Szept
Jałowcowy Świt
Krowi Ogon
Kozi Skok
Rzeczny Nurt
Niebiański Kwiat
Jelenie Kopytko
Słonecznikowa Łapa
Płacząca Łapa
KLAN KLIFU
Berberysowa Gwiazda
Lwia Grzywa
Firletkowy Płatek
Bursztynowa Łapa
Tańcząca Pieśń
Cyprysowa Szyszka
Blekotkowe Futro
Mysi Krok
Okoniowa Płetwa
Zimorodkowy Blask
Zgubiona Dusza
Melonowy Pysk
Kwaśny Język
Wroni Wrzask
Słoneczna Łapa
KLAN NOCY
Jesionowa Gwiazda
Zbożowy Kłos
Mglisty Sen
Smutna Cisza
Drobna Łapa
Borsuczy Warkot
Królicze Serce
Zwinkowy Ogon
Borówkowy Nos
Nadchodząca Dzik
Jabłkowa Bryza
Zbożowe Pole
Niezapominajkowa Łapa
Orzechowa Łapa
Kurkowa Łapa
Chrobotkowa Łapa
KLAN WILKA
Wróblowa Gwiazda
Borsuczy Krok
Potrójny Krok
Deszczowa Łapa
Żabi Skok
Leszczynowa Bryza
Kolczasta Skóra
Modrzewiowa Kora
Pierzasta Mordka
Kawczy Lot
Gepardzia Cętka
Skrząca Nadzieja
Dymne Niebo
Bystra Woda
Pokrzywowa Łapa
Cisowa Łapa
OWOCOWY LAS
CHAT:
Na discordzie
27 lutego 2021
Od Jastrzębia cd Skały
- Ty za to jesteś drętwy - stwierdziła - Och, chociaż, to żadna różnica. Zawsze taki jesteś - wymamrotała w szale złości. Resztki jej szarych komórek trzymały ją przy zdrowych zmysłach.
- Czyżbyś była o coś zła? - spytał niewinnym głosikiem, co tylko bardziej rozjuszyło Skałę.
- Nie, czemu bym miała? - odparła, parodiując go i wypowiadając te słowa najdelikatniejszym tonem głosu, na jaki była w stanie się wysilić.
- Bo zachowujesz się jak osa - stwierdził.
Było naprawdę ciekawie oglądać rozjuszoną Skałę. Jej bieganie miało w sobie coś... takiego uspokajającego. Gdyby nie to, że siostra wleciała na niego, to pewnie już by spał. No i to jak starała się go ignorować! Cudowne! Jego siostrzyczka z każdym uderzeniem swojego serduszka, bardzo go ciekawiła. Niby taka cwana, a tutaj dała się tak pięknie podejść! Na dodatek wie, że zrobił to specjalnie. Czy tak łatwo było go przejrzeć? Może za bardzo się nie starał? Naprawdę jednak trudno powstrzymać pyszczek od uśmiechu, kiedy ma się tak przednią zabawę!
- A ty jak nudziarz! Nic tylko gapisz się na mnie! - fuknęła.
- A nie mogę? Podziwiam twą piękną sierść i silne łapy.
Tego to chyba się nie spodziewała, bo ją zatkało. Skała była bardzo otwarta. Umiał wyczytać z niej wszystko. To jak się czuję i pewnie też co sobie myśli. Nie potrafiła zamknąć się, nie dopuszczając obserwatora do swojego wnętrza. On nie miał takiego problemu. Jego mama również nie ukazywała uczuć, co stawiał sobie za wzór. Prawdziwą siłę.
- Jesteś głupi! - w końcu wypaliła.
No tak... Skończyły jej się wyzwiska. Nie wiedziała jak na to odpowiedzieć, więc rzuciła pierwsze lepsze słowo. On głupi? Był mądry i to wiedział. Nie chciał jednak zaczynać z nią bezsensownej kłótni. Wzruszył tylko ramionami.
Widział jak Skale kończy się cierpliwość. Pewnie chciała, aby nieco z nią powalczył, pokazał gdzie jego siła. Nie czuł jednak takiej potrzeby. Gdyby uległ ta by się cieszyła, a tak? Denerwował ją tylko bardziej i bardziej, obserwując zmiany zachodzące w jej ciele. No i przy tym, był tym dobrym dzieckiem, nie co to Skała, która dręczyła biednego brata.
- Skało! Proszę nie wszczynaj awantury - O! Odezwał się tata.
Poszedł do niego, siadając sobie przy jego boku, robiąc smutne oczka.
- Ona mnie wyzywa i dręczy. - To oczywiście chwyciło za serce kocura, który wstał i podszedł do córki.
Słuchanie jej wrzasków, że on kłamie i zmyśla było cudowne. Tylko... Tatuś jej nie wierzył. W końcu ani razu nie obraził siostry, za to ona go kilkakrotnie. I kto tu był mądry, siostrzyczko? Nie miała swej idolki Płonącej Waśni, nie miała wolności, którą tak ceniła. Dwa księżyce spędzi tutaj, przy nim, tak jak powinno być. On nie lubił się dzielić siostrą... Powoli jego zazdrość wychodziła na światło dzienne. Starał się jednak, aby tego nie zauważyła. Mogło to być w końcu kiedyś jego słabością.
***
Gdy nastał wieczór, po długim bieganiu Skała zasnęła. Obserwował jak spała, tuląc się do mchu, bo pani obrażona, nie miała zamiaru spać razem z nimi. Jej czarne futro zlewało się z otoczeniem. Brzuch unosił się i opadał w rytm oddechu. Była taka niewinna i urocza, kiedy nie darła pyska. Powoli, aby nikogo nie zbudzić, wstał i udał się w kąt żłobka. Tam miał coś, co udało mu się ukryć przed ciekawskimi kociakami, kiedy jeszcze mieli towarzystwo. Wyciągnął z kryjówki kamień. Był mały, idealny do przeniesienia w pysku. Zanim jednak to zrobił, naskrobał na nim szramę. Zadowolony z efektu, udał się do siostry i położył na jej futerku prezent. Następnie odszedł i zasnął, wtulony w sierść ojca.
<Skało?>
Od Potrójnego Kroku cd Północnego Mrozu
Odpoczywał po nauce Deszczowej Łapy. Ah ten gamoń! Dzisiaj nie miał na niego sił. Wygonił go na zewnątrz, aby pojęczał matce, czy swoim kolegą. Nie chciał go widzieć na oczy! Naglę usłyszał czyjeś zwodzenie. A to co? Kto tu do niego przychodzi, próbując wypłakać się w jego ramię? Kółko wzajemnego pocieszania, to najlepiej do Fasolowej Łodygi, a nie do niego!
- P-Potrójny K-Kroku? - zapytała płaczliwym tonem pokonanego, bezbronnego kocięcia. - J-Jesteś tam?
Znał ten głos. To była Północny Mróz? Ta silna wojowniczka, teraz mu się tu kleiła? A tej co?
- Jestem. Właź. - Usiadł przygarbiony i obserwował jak wojowniczka wkracza do jego jaskini.
Była ranna. To od razu dostrzegł jak i wyczuł. Ciekawe kto ją tak załatwił, że ta wręcz wyglądała jak kupka nieszczęść, która miała za chwilę mu tu się posypać.
Wskazał ogonem na mech, po czym poszedł po pajęczyny. Akurat je miał pod łapą. Przy okazji zgarnął trochę trybuli, po czym stanął przed kotką. Niektóre z ran były głębokie, pewnie zostanie po nich kilka blizn. Szybko wziął się do pracy.
- Będzie boleć, więc masz - posunął jej nasionko maku. Jedno nie powinno jej powalić. Zależało mu tylko na znieczuleniu.
Ta oczywiście zjadła bez problemu medykament, a on zaczął oczyszczać rany mchem nasączonym wodą. Krew z pewnym oporem zmywała się z sierści, ukazując rany. Niektóre nadal krwawiły. No i ten brud w nich! Trzeba było działać, póki nie wda się zakażenie. Na początku zaczął od szyi. To było w końcu bardzo narażone miejsce. Oczyścił je, po czym przeżuł trybule na papkę i naniósł na ranę. Owinął następnie ją pajęczyną i zajął się tak samo grzbietem.
- Nie będziesz już taka piękna - stwierdził, kiedy zalepił jej futro. - Te dwie są strasznie głębokie. Będziesz mieć po nich blizny. - uświadomił ją.
Następnie oczyścił i zalepił papką z trybuli jak i pajęczyną, pomniejsze ugryzienia i zadrapania. Co ona? Biła się z borsukiem? Oczywiście miał na myśli zwierzę, a nie siostrę pana lidera.
- Lepiej tu zostań i odpocznij. Gdy słońce będzie nisko, będę musiał zmienić opatrunek. Nadal krwawisz. Nie możesz mi tu paść. - miauknął do niej.
<Północny Mrozie?>
Od Potrójnego Kroku cd Leszczynowej Bryzy
— D-dzień dobry, Potrójny Kroku — miauknął od progu, lawirując między porozrzucanymi ziołami.
Legowisko sprawiało wrażenie, jakby przeszło tędy tornado czy inna cholera. Rudzielec stanął w miejscu, obserwując płaczącego Deszczową Łapę, który wyglądał tak, jakby ktoś zaraz miał go zamordować. Wściekły wyraz pyska Trójki też mu nie zdołał umknąć. Siostrzeniec wyglądał tak, jakby miał za chwilę wybuchnąć albo popełnić morderstwo.
— Pomóc coś? — mruknął cicho, zwracając na siebie uwagę wściekłego medyka. Deszczyk płacząc niczym bóbr, wziął się za zbieranie porozrzucanych medykamentów.
- Tak! Zwróć mu mądrość! Ten idiota nie dość, że uwierzył w to, że jest myszą, co musiałem wybić mu z głowy, to teraz jeszcze zapomniał jak wygląda koperek! To najprostsza roślina! Ma charakterystyczny zapach, a on co? Co powiedział? Że to trybula! Przecież to nawet nie jest do siebie podobne! - warczał zły, machając wściekle ogonem. - Sprzątaj, sprzątaj bekso jedna. - rzucił do kocurka, który zajmował się swoją pracą.
- Nie za ostro go traktujesz? - zadał to pytanie medykowi.
Czy nie był za ostry? Nie... Na początku miał cierpliwość, ale ona zaczęła się powoli kurczyć. Miał dość tego bachora. Nie widział nigdy takiego debila. Zresztą... Co Leszczynowa Bryza o tym wiedział? Dopiero niedawno cudem się odnalazł! Po wielu księżycach wszyscy uznali go za martwego, a ten co? Robi niespodziankę! Jeszcze wyglądał na zdrowego i opchanego tłuszczem. Widać, że nieźle się bawił, gdziekolwiek był.
- Nie. Słuchaj gdybyś ty go uczył, to byś zrozumiał, że do niego nic nie dociera, gdy mówi się łagodnie z cierpliwością. Przez pierwsze księżyce tak robiłem, ale to mysi móżdżek. Gdy na niego pokrzyczę to przynajmniej bierze się do pracy i na następny dzień mi recytuję cały kodeks z pamięci - No... To był akurat atut. Przynajmniej znał ważne zasady. A niech spróbuję kiedyś je złamać, to mu wyrwie jaja i wsadzi mu do pyska.
- Dobra... Chcesz się przydać? To chodź ze mną po zioła. A ty masz do czasu mojego powrotu tu posprzątać! - warknął na ucznia. - Nie pójdziesz się bawić ze swoim przyjacielem jeśli tu będzie syf! - dodał jeszcze, wychodząc na światło dzienne.
Yh... Za jasno. Skrzywił pysk i rzucił wzrokiem na rudzielca.
- To gdzie się podziewałeś, gdy cię nie było? Ominęło cię sporo. Fasolowa Łodyga ma dzieci i niedługo ją usmaży Klan Gwiazdy. Cudownie nie? - dało się usłyszeć nutkę rozpaczy w jego głosie. Odchrząknął. - Dobra idziemy - wrócił do swojego gburowatego tonu i ruszył do wyjścia z obozu, nie przejmując się tym, że nawet wojownik mu nie odpowiedział czy się zgadzał. W końcu sam zaoferował pomoc, więc teraz niech nie ucieka z podkulonym ogonem.
<Leszczynowa Bryzo?>
Od Borsuczego Kroku
*akcja zaczyna się w momencie uratowania Jastrząb i jeszcze wtedy Płomykówki przed borsukiem przez Wróbla i Borsuk i ich dołączenia do klanu, późniejsze fragmenty mają miejsce przed zostaniem przez Wróbla liderem, ostatni jest uzupełnieniem do opka Wróbla do Deszczowej Łapy*
Pamiętała tamten błysk w tęczówkach, których kolor przywodził jej na myśl pióra niedawno upolowanego dzwońca, kiedy ich wzrok spotkał się po raz pierwszy. Okolone odrobiną żółci źrenice rozszerzyły się nieznacznie i natychmiast skurczyły w bezwarunkowym odruchu. Odruchu stanięcia pyskiem w pysk z drapieżnikiem. Samotniczka wiedziała. Od momentu, gdy spojrzenie Borsuczego Kroku przeszyło ją na wylot, jeżąc prawie niedostrzegalnie sierść na karku. Brązowe ślepia zarejestrował ten ruch. Mimo że nawet nie drgnęła jej powieka, wojowniczka dawno nie była tak poruszona. Wiedziała, że Jastrząb wie. A skoro wiedziała... Rozpoznaje się to, co się zna, prawda?
Nie poruszając ani jednym mięśniem, Borsuczy Krok uśmiechnęła się.
Samotniczka powinna wtedy uciec. Skoro widziała, powinna zabrać swoją towarzyszkę i uciec jak najdalej. Nie zrobiła tego. Przez niezwykle długie uderzenie serca wpatrywała się w brązowe ślepia i wbrew własnemu rozumowi, skinęła głową.
- Dziękujemy. - Uśmiechnęła się do burego. Borsuk widziała, ile trudu wkłada w to, żeby na nią nie spojrzeć. W jakiś dziwny sposób pochlebiało jej to. - Jak się nazywacie?
Musiała przyznać, że samotniczka jej zaimponowała. Nie zdradzało jej niemal nic, nic, co mógłby zauważyć Wróbel. Ale ona widziała widziała więcej. Niemal niedostrzegalnie podniesione futro. Bezruch, który miał być odpowiedzią na wszystkie nerwowe gesty, których nie chciała wykonać. Trochę zbyt szybko podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Dlaczego więc została?
- Ja jestem Wróblowe Serce, to moja siostra Borsuczy Krok - jej brat, zawsze uśmiechnięty i cudownie ślepy na wszystko, co się wokół niego działo. Czasami mu tego zazdrościła. Bardzo rzadko. - A wy?
- Jastrząb i Płomykówka - Głos samotniczki brzmiał trochę zbyt pewnie.
Wiedziała. I ona też wiedziała.
Po raz pierwszy od momentu, gdy odkryła, że wszyscy w jej klanie to idioci, Borsuk poczuła się zadowolona.
***
Jak dwa ogary, krążyły wokół siebie. Obwąchiwały się z daleka. Szukały słabości. Wietrzyły, próbując podejść bliżej i nie odsłonić własnych wrażliwych punktów. Tańczyły.
Oczywiście nie dosłownie. ich bronią nie były kły ani pazury, choć obie były bardzo sprawne w posługiwaniu się nimi. Po raz pierwszy trafiły na kogoś, kto był w stanie podjąć grę na ich poziomie. Poziomie wieloksiężycowych strategii i niedostrzegalnych manipulacji zza pleców innych kotów.
Były identyczne i tak bardzo się od siebie różniły.
Czas mijał i Borsuk obserwowała, jak Jastrząb się zmienia. Jak przestaje chodzić tylko o paranoiczny lęk o życie, zaborczą miłość do siostry, jak pojawia się między nimi ten ostateczny mur w postaci moralności i świeżo poznanego przez samotniczkę Kodeksu.
Mury zawsze ciekawiły Borsuk. Nigdy nie było wiadomo, czy powstają po to, żeby odgrodzić się od czegoś na zewnątrz i tego nie wpuścić, czy wręcz przeciwnie.
Ona sama wzniosła tylko jeden mur.
***
Borsuk była przyzwyczajona do irytacji. Ze swoimi zdolnościami nie miała innego wyjścia. Przyjęła je jako element upewniający ją, że wciąż żyje. Zawsze też potrafiła dać jej upust w bezpieczny sposób. Była cierpliwa. Nawet, jeśli kosztowało ją to mnóstwo wysiłku, do którego normalnie nie byłaby skłonna. Takiego jak teraz. Teraz jej irytacja nie była już po prostu cierniem w boku. Stawała się drzazgą w najwrażliwszym miejscu. Prowadziła do myśli, nad którymi nie miała całkowitej kontroli. A Borsuk bardzo nie lubiła nie mieć całkowitej kontroli nad swoim umysłem. W całym swoim świadomym życiu straciła ją tylko raz i nie miała zamiaru tego powtarzać. Nie mogła pozwolić sobie na takie ryzyko.
Źródłem irytacji była nieznośnie krucha i głupia istota, która nie zasługiwała, żeby wzbudzać w niej takie uczucia. Borsuk nienawidziła jej za to jeszcze bardziej.
Z trudem powstrzymywała się od wyobrażania sobie jej przerażonego spojrzenia wtedy, gdy przygwożdżona do ziemi zrozumie, że to jej koniec. Delektować się poczuciem ostatecznej władzy i ostatecznej klęski. Poczuć jak jej kark pęka pod naporem masywnych kłów. Ale wciąż się powstrzymywała. Nie była aż tak szalona. Myśli bardzo łatwo mogły przerodzić się w czyny.
Borsuk rozumiała źródło swojej irytacji. Kiedy po raz pierwszy znalazła kogoś, kto był warty jej uwagi, została pozbawiona tej osoby bez własnej zgody. Na rzecz kogoś niewiele inteligentniejszego od kamienia. Doszła do wniosku, że to denerwowało ją najbardziej. Fakt, że Jastrząb przedkładała towarzystwo Słonecznej Myśli ponad jej było ostateczną zniewagą, której nie mogła puścić płazem. Przecież wiedziała. Dostrzegła to wtedy. A mimo wszystko nie zrobiła w stronę Borsuk ani jednego kroku. To Borsuk mogła jeszcze zrozumieć. Doskonale zdawała sobie sprawę, co kocica dostrzegła w jej oczach. Doskonale się znała, taka była cena kontroli, którą nad sobą miała. Ale Jastrząb robiła coś więcej - ignorowała ją. Jakby bura nie istniała. A tego nie potrafiła znieść. Nie tylko ona zresztą tak się zachowywała. Jej głupi brat bardzo chętnie zaprzyjaźnił się ze Słoneczną Łapą. Widziała błysk rozbawienia w jego oczach, gdy dostrzegł, jak bardzo irytuje swoją siostrę gdy spędza czas z byłą samotniczką. Tym chętniej to robił, mimo krzywych spojrzeń równie niezadowolonej z tego Jastrząb. W tym się zgadzały.
Borsuk miała ochotę pokazać mu, dlaczego nie powinien jej prowokować. Dlaczego tak ważne jest, by miała całkowitą jasność umysłu. Zupełną kontrolę. To była bardzo kusząca myśl. Miała w sobie smak szaleństwa.
Musiała coś zrobić.
***
Borsuk była zadowolona. Nie szczęśliwa, bo nie potrafiła odczuwać większości emocji, mimo że doskonale je rozumiała, ale efekty ją satysfakcjonowały. Osiągnęła swój cel.
Nie dała nikomu poznać tego po sobie. Z pogardą, do której przyzwyczaiła klanowiczy, słuchała opowieści o tym, jak na patrolu spadająca gałąź niemal zmiażdżyła świeżo mianowaną Słoneczną Myśl. “Prawdziwe szczęście”. “Mysi krok dalej i już by nie żyła”.
Borsuk nigdy nie była zwolenniczką wiary w przypadki. Nigdy też niczego nie pozostawiała przypadkowi. Nie zmieniła swoich poglądów także teraz.
Jastrząb przyszła do niej tego samego dnia. Zaczepiła ją podczas posiłku, wcześniej upewniwszy się, że w pobliżu są inne koty. Borsuk uśmiechnęła się, widząc jej ostrożność. Godna podziwu lecz zbyteczna. Gdyby chodziło o nią w ten sposób, Jastrząb już byłaby martwa i nie miało by znaczenia ile kotów byłoby obok.
Odbyły bardzo owocną rozmowę. Po jej zakończeniu zdobyła pewność, że Jastrząb jej nienawidziła. To był bardzo obiecujący początek. Gwarantował dokładnie to, na czym jej zależało.
Rozrywkę. I brak ryzyka, że kiedykolwiek więcej kocica odważy się ją zignorować.
Tak, Borsuk była bardzo zadowolona z efektów. Tym bardziej, że zrozumiała kim Słoneczna Myśl była dla Jastrząb i znów mogła rozmawiać z rudą bez ryzyka, że któraś z nich nie wyjdzie z tego żywa. No dobrze, nie oszukujmy się, że dawna samotniczka nie wyjdzie z tego żywa.
Gdyby na to spojrzeć, było to nawet zabawne - Borsuczy Krok i Wróblowe Serce, Jastrzębi Podmuch i Słoneczna Myśl. Umysł i serce. Dwa razy.
Wojowniczki rozeszły się w pokoju. Jastrząb była zbyt mądra, żeby życzyć Borsuk śmierci na głos.
***
O istnieniu (czy raczej nieistnieniu) Szczurzej Łapy pamiętały prawdopodobnie tylko dwie osoby - Wróblowa Gwiazda i Jastrzębi Podmuch. Borsuk musiała przyznać, że był to ciekawy duet. Jej brat ze wszystkich sił chciał ukryć prawdę o jego śmierci, wojowniczka wręcz przeciwnie. Prawdę mówiąc Borsuk byłaby kocicą rozczarowana, gdyby tak nie było. Skąd się dowiedziała? Zastępczyni nie była naiwna, wiedziała o krążących po obozie plotkach. Zaskoczyło ją tylko to, że dotarły do uszu Jastrząb tak późno. Widocznie wojowniczka nie plotkowała zbyt wiele.
Musiała przyznać, że zorientowała się, że jest śledzona dopiero po trzech wschodach słońca. Widocznie widok sikającej Borsuk nie był tym, czego niebieska się spodziewała, bo na moment straciła czujność. Próbowała jeszcze udawać, że tylko przechodziła obok, ale zdradziły ją oczy. Taka była cena posiadania jakichkolwiek zahamowań. Zastępczyni nie miała tego problemu. Nie zdradziła, że wie. Szukanie śladów obecności kocicy w swoim pobliżu stanowiły świetną zabawę, tak odświeżającą po wszechogarniającej klanowej nudzie. Nie chciała pozbawiać się tej przyjemności.
Zrobiła to dopiero, gdy Jastrząb pozwoliła sobie na oburzającą niedbałość. Borsuk była ciekawa, co się stało. Nie chciała kończyć ich małej gry, nie po to włożyła tyle wysiłku w utrzymanie uwagi wojowniczki. A jeśli bura wkładała w coś wysiłek, nigdy nie pozwalała, żeby poszedł na marne.
Znalezienie kwitnącej jabłoni trochę jej zajęło, ale o dziwo, jedna rosła na leśnej polanie. Polując, dwa razy rezygnowała ze zdobyczy, uznając ją za nie nadającą się do wykorzystania.
Skoro miały grać, wszystko musiało odbyć się perfekcyjnie.
Krew plamiąca delikatne białe płatki.
Gra rozpoczęta. Stawką było jej życie.
Od Potrójnego Kroku cd Deszczowej Łapy
- Potrójny Kroku? Mam pytanie, czy ja jestem myszko-kotem? Bo Bursztynowa Łapa tak mówił. Wiem że to chyba nieprawda, jednak nie wiem jak czują się myszy. Więc skąd mam wiedzieć?- przechylił głowę w bok patrząc na cętkowanego.
Zaraz coś go strzeli. No naprawdę?! Tłumaczył temu debilowi już na spotkaniu medyków, że nie jest żadną myszą! Ten dureń uwierzył w zapewnienia ucznia klanu klifu, że jest jakimś gryzoniem! A teraz ponownie go o to pytał?! Miał jakiś uraz głowy? Może powinien go zbadać? Tak! To była myśl. Jeszcze przypadkiem pomyli zioła i kogoś zabije zamiast ocalić. Że też trafił mu się taki mysi móżdżek.
- Nie jesteś żadną myszą, a tym bardziej myszo-kotem! - Chyba czas było zrobić sekcję zwłok, aby nauczyć Deszczową Łapę co niecoś o rozróżnieniu gatunków.
- Czekaj tu - warknął pod nosem i udał się do stosu ze zwierzyną. Wyciągnął z niej mysz, po czym wrócił, kładąc to świństwo pod łapami kocurka.
- To. Jest. Mysz - zaczął powoli, aby nic mu nie umknęło. - Teraz patrz. Porównaj ogon swój do niego. - Kocurek zrobił jak kazał. - Widzisz? Twój jest owłosiony i duży, a myszy jest łysy, cienki i mały. Oznacza to, że nie jesteś myszą! Kolejny dowód. - Otworzył jej pyszczek. - Ona ma długie przednie zęby, a ty nie masz takich. Jej uszy są bardzo małe i owalne, twoje są spiczaste. No i jest mała. MAŁA. BARDZO MAŁA. Nie ma dużych myszy, zapamiętaj to! - Miał nadzieję, że już zrozumiał. - To teraz wnętrze. - Rozciął jej brzuch i wskazał na jelita - To Fasolowa Krzywica, zapamiętaj dobrze tą nazwę. W niej jest pokarm. Myszy jedzą gówna. Koty jedzą mięso. TY. NIE. JESTEŚ. MYSZĄ. - dodał ponownie, aby nie pytał. - Myszy są obrzydliwe. Nie myją się i śmierdzą... - No to było podobne do Deszczowej Łapy. - Ale to nie znaczy, że jesteś myszą, bo NIE. JESTEŚ. MYSZĄ. - Tak. Zrobi mu pranie mózgu, a co. Zdenerwował go to ma. - Dalej. Tu jest serce. - Wyciągnął narząd i pokazał temu idiocie. - Serce robi bum, bum, bum. Tam jest krew. Krew to to czerwone, które wypływa, gdy się skaleczysz. Zaprezentować? Mam cię skaleczyć?!
Deszczowa Łapa pokręcił przerażony głową.
- To wiedz, że NIE JESTEŚ MYSZĄ! Krew to esencja życia. Jak jej zabraknie to umrzesz. Rany zakleja się pajęczyną. Powtórz.
- Rany zakleja się pajęczyną - powtórzył.
- A ty nie jesteś czym?
Uczeń się zawahał.
- Myszą?
- Powtórz to jeszcze raz. Całym zdaniem. Nie jestem myszą, już!
- Nie jestem myszą.
- A kim jesteś?
- Nie wiem już! - zaczął ryczeć. Cudownie. Wepchnął mu gryzonia do pyska, aby się zamknął. Och! Jak on go irytował!
- Jesteś kotem! Zjedz to i udowodnij, że nie jesteś myszą!
<Deszczowa Łapo?>
Od Jesionowego Wichru (Jesionowej Gwiazdy) cd Jabłkowej Łapy
Jabłkowa Łapa zaginął! Ta wieść wstrząsnęła całym klanem, najbardziej przyjaciółmi kocurka. Aroniowa Gwiazda zadecydował o patrolach poszukiwawczych. Jesionowy Wicher był pełen niepokoju, zwłaszcza że znaleziono ciało jego matki. Wszyscy przez to byli bardziej zaniepokojeni, bo wychodziło na to, że po ich terenie włóczył się pies.
Pierwszy dzień nie przyniósł żadnych wieści. Wojownicy starali się wpaść na trop ucznia, jednakże on jakby wyparował z powierzchni ziemi! Deszcz również nie pomagał. Przez to, że ostatniej nocy padało, wiele tropów zostało zatartych.
Drugi dzień również nie przyniósł efektów. Zaczęto miauczeć, że pewnie zginął. Aronia jednak jak przystało na lidera, chciał dowodów jego śmierci, dlatego poszukiwania trwały dalej.
Trzeciego dnia wyszedł wcześnie, aby zbadać ostatni rejon ich terytorium. Możliwe, że kocurek zaszył się na jakimś drzewie i nie mógł zejść. Myśl, że znajdzie jego ciało była zbyt straszna. Jednak klucząc pośród drzew coraz bardziej przekonywał się o tym, że możliwe, że to koniec i nigdy Jabłkowa Łapa się nie odnajdzie.
Nagle usłyszał szmer. Ktoś biegł. Słyszał jego szybki oddech. Uderzenie było niespodziewane. Padł na ziemię, turlając się ze swoim przeciwnikiem po ziemi. Kiedy się zatrzymali, obcy odskoczył, a wzrok Jesionowego Wichru spoczął na znajomej sierści. To nie żaden obcy... To...
- Jabłkowa Łapo! - zawołał kocur, a sierść pointa opadła. Jesionowy Wicher wpatrywał się w ucznia z zaskoczeniem. - Nie było cię przez trzy dni, byliśmy pewni, że nie żyjesz!
Liliowy skulił się i zadrżał spazmatycznie. Jego niebieskie oczy natychmiast wypełniły się łzami.
- Ja… - wydusił, dygocąc. - P-przepraszam.
Widząc panikę i przerażenie w całym ciele kocurka, podszedł do niego i przytulił go do swojej sierści. Jakie okropieństwa musiał przeżyć! Gdzie był? Co jadł? Pewnie był głodny! Postanowił jednak nie dopytywać go o szczegóły. Musiał go zabrać do obozu i powiadomić Aroniową Gwiazdę, że ten się odnalazł.
- Wszyscy się o ciebie martwili. Już spokojnie. Jesteś bezpieczny. - miauknął do niego.
Popchnął go nosem, po czym udali się w drogę do domu.
Uczeń jeszcze nadal drżał i był spanikowany, ale szedł za nim krok w krok, rozglądając się po otoczeniu z niepokojem.
- Spokojnie. Obronię cię - zapewnił, aby dodać mu otuchy.
Jabłkowa Łapa tylko pokiwał głową.
Do obozu dotarli wraz z patrolem, który spotkali po drodze. Borsuczy Warkot oczywiście musiał wciąć swoje uwagi, że nareszcie nie będą musieli szukać wiatru w polu. Zignorował wojownika mając nadzieję, że i Jabłuszko go zignoruję.
Kiedy dotarli do obozu, radość i ulga nie miała granic. Wieczorem Jesionowy Wicher przyszedł do legowiska uczniów z dorodną rybą. Położył ją przed Jabłkową Łapą, siadając obok.
- W porządku? - zapytał. - Opowiesz co tam się stało?
<Jabłkowa Łapo?>
Nowi Członkowie Klanu Gwiazd!
KARASIOWA ŁUSKA
Powód odejścia: decyzja administracjiPrzyczyna śmierci: wojna.
odeszła do Klanu Gwiazd
WRZOSOWA POLANA
OSZRONIONE FUTRO
SASANKOWY PŁATEK
Powód odejścia: decyzja administracji
Przyczyna śmierci: wojna.
Przyczyna śmierci: wojna.
odeszła do Klanu Gwiazd
OSZRONIONE FUTRO
Powód odejścia: decyzja administracji
Przyczyna śmierci: wojna.
Przyczyna śmierci: wojna.
odszedł do Klanu Gwiazd
SASANKOWY PŁATEK
Jesienne dolegliwości!
Nadeszła Pora Opadających Liści, a wraz z nią kolejne urazy i choroby!
Dolegliwości odczuwają wymienione niżej koty z:
Klanu Burzy:
Jeżowa Ścieżka - wybity bark
Rzeczny Nurt - kłopoty z oddychaniem
Cętkowany Kwiat - kolec w łapie
Szeleszcząca Łapa - zranienie łapy/ogona
Jelenie Kopytko - biały kaszel
Płacząca Łapa - kłopoty z oddychaniem
Klanu Klifu:
Miętowy Strumień - szkło w łapie
Szczawiowy Liść - zwichnięcie ogona
Słonkowa Łapa - skręcenie tylnej łapy
Słoneczna Łapa - wybicie barku
Drozd - biegunka
Fałszywy - biegunka
Klanu Nocy:
Drobna Łapa - biały kaszel
Nadchodząca Dzik - skręcenie tylnej łapy
Pszczela Pręga - niestrawność
Jabłkowa Łapa - infekcja oka
Iglasta Łapa - kleszcz
Klanu Wilka:
Deszczowa Łapa - odwodnienie
Skrząca Nadzieja - przegrzanie
Dymne Niebo - wybicie barku
Owocowego Lasu:
Konopia - ból stawu
Ostróżka - ból stawu
Piorun - infekcja oka
Choroby kotów, które nie poszły ze swoimi dolegliwościami do medyka i nie zostały wyleczone, przechodzą w II lub III stadium. Dotyczy to kotów z :
Klan Burzy:
///
Klan Klifu:
Miodowa Chmura - kłopoty z oddychaniem > duszności
Okoniowa Płetwa - szkło w łapie > infekcja
Skrzące Marzenie - gorączka > osłabienie i odwodnienie
Klan Nocy:
///
Klan Wilka:
///
Owocowy Las:
////
Koty z dolegliwościami powinny udać się do medyka jesienią.
W przypadku grywalnej postaci należy napisać opowiadanie skierowane do medyka w klanie (jeśli jest on grywalny) lub opisać samemu wizytę u niego. Objawy nie muszą wystąpić od razu po rozpoczęciu zimy - mogą w połowie a nawet i pod koniec.
Jeśli kot zlekceważy dolegliwości (tzn nie zostaną wyleczone w danej porze roku), mogą się one zaostrzyć i/lub przemienić w gorsze i niebezpieczniejsze choroby.
WAŻNE! Osoby, które same wstawiają swoje opowiadania proszę o dodawanie pod opowiadaniami z leczeniem etykietkę "choroby".
UWAGA! Proszę, żeby pod opowiadaniami z leczeniem (szczególnie NPC!!!), były w liście wymienione imionami koty, które otrzymały kurację!
Od Potrójnego Kroku cd Żabiego Skoku
- Ja.... no.... życie jest po prostu beznadziejne. Często rani i doprowadza do rozpaczy. Raz jest lepiej, żeby w pewnym momencie wszystko się popsuło. Smutek.... już tak do niego przywykłam. Nie ma lekarska, które jest w stanie zwyciężyć ból. - miauknęła kotka. Przyjrzała się uważnie kocurowi. - Widzę po tobie, że również zaznałeś cierpienia. Podobno to czyni silnym.... ale ciężko w to uwierzyć.
Czy czuł się silny? Wątpił. Słabość ogarniała jego ciało na samo wspomnienie tej rozpaczy, jaka nim zawładnęła. To było straszne uczucie. Zdrada to najgorsza możliwa rzecz. I to jeszcze kogoś z rodziny! To dopiero!
- Tak - Skrzywił pysk. - Dlatego wniosek jest prosty. Nie przywiązuj się za bardzo do nikogo - Zresztą po co jej to mówił? Ona chyba go stosowała, bo jedynie co o niej wiedział to, że Żabi Skok była wiecznie smutna. Może trzeba było ją zbadać? On zdołał się nieco wyleczyć ze swojej przypadłości. Może i ona potrzebuję pomocy? Teraz skoro przyszła mógł się tym zająć. Tylko czy będzie chętna poddać się terapii?
- Żabi Skoku, powiedz mi... Ile to już trwa? - zadał pytanie.
Wojowniczka zdziwiona spojrzała na niego pytająco. Chyba nie rozumiała o czym on mówił. Szybko naprostował, że miał na myśli jej smutek i poczucie beznadziei. Ta nagle się skurczyła, jakby wstydząc się lub obawiając reakcji kocura. Milczała zatopiona we własnych myślach.
Potrójny Krok westchnął. Ruszył do składziku, łapiąc w pysk kocimiętkę. Podał ją wojowniczce.
- Może pomoże. - miauknął.
On jej nigdy nie zażywał, tylko faszerował się makiem. Jednak i on był czasami za bardzo depresyjny, ponieważ chciało się po nim spać. Efekt był więc... Nieodpowiedni do zamierzonego. Kocimiętka za to poprawia humor. Może to ona jest lekarstwem na poczucie beznadziejności świata? Możliwe, że dzięki temu kotce się polepszy. Tylko żeby nie przychodziła do niego zjadać jej co po chwilę! Ta roślina była uzależniająca, dlatego trzymał ją w specjalnej dziurze, zamkniętej kamieniem.
- No dalej. Spróbuj.
<Żabko?>
Od Jesionowego Wichru (Jesionowej Gwiazdy) cd Aroniowej Gwiazdy
— Chcesz się gdzieś wybrać? Może do Zamkniętego Świata? Pamiętasz jeszcze nasz pierwszy wypad tam? — mruknął czarno-biały, kręcąc łbem na tamto wspomnienie.
Tylko tyle po nim pozostało. To ostatnie pytanie, które zadał mu tamtego dnia. Odpowiedział mu, że nie, że życie mu miłe. Wytłumaczył, że żyjący tam Dwunożny jest niebezpieczny, że już raz porwał Jaskrowy Pył i cudem ten przeżył. Opowiedział o wyprawie tam z Mglistym Snem. Też skończyć to się mogło bardzo źle. A Aroniowa Gwiazda miał ostatnie życie. Nie mógł pozwolić, aby ten dziadek z farmy go zabił. Zaproponował mu więc coś innego, co nie narazi go za bardzo na śmierć. Wspólne łowienie ryb, brzmiało ciekawie. Martwił się jednak rybą kociojadem. Powinien zagonić wojowników do znalezienia jej i zabicia. Nie chcieli, aby ponownie, gdy najdzie ją głód, zabiła jakiegoś nieuważnego kociaka czy małego ucznia. Takiego Kaczorka na przykład, który swoją wielkością był... mały.
Staruszek pobrzęczał pod nosem, że za bardzo się o niego martwił, ale przystał na taką propozycję. Pomógł mu dojść nad rzekę, gdzie spędzili miło czas. Nawet powspominali jak to kiedyś, ciężką zimą uciekali z farmy, a Jesionowy Wicher znalazł się w wodzie. Wtedy też poznał tradycję wrzucania uczniów do wody. Najadł się strachu, ale zdobył cenną wiedzę.
- Byłeś takim małym rzepem na ogonie. Ciągle za mną łaziłeś. - miauczał.
- No... Prawda. Ale hej! To twoja wina. Dla mnie byłeś bohaterem, który pokonał Lisią Gwiazdę i ocalił klan! - Wibrysy zadrżały mu z rozbawienia.
Tak... Był naprawdę rozkosznym kociakiem.
- Pamiętam jak zasuwałeś po obozie jakby cię pszczoły goniły.
A no tak... Jego ADHD. Pamiętał do dzisiaj jak szalał. Nauczył się jednak prostego tricku, który zagwarantował jego rodzinie spokój. Odkąd został uczniem nie czuł potrzeby korzystać z niego, ponieważ wysiłek jaki wkładał w trening, a później polowanie i patrole, idealnie się sprawdzał. Chodziło po prostu o to, aby zmęczyć ciało. Miał nadzieję, że jak będzie tak stary jak Aroniowa Gwiazda, to nie będzie leżał brzuchem na mchu. Co by wtedy było? Czy jego ADHD by powróciło?
Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, wrócili do obozu.
Teraz on.
Jesionowa Gwiazda siedział w tym samym miejscu, gdzie jego wujek.
Czuł ogromną pustkę. Zawsze bał się tego momentu, kiedy go straci. Nastał, a on? Czuł spokój. Widział go w końcu w Klanie Gwiazdy. Żył i nawet biegał! Martwił się tylko, aby Pstrągowa Gwiazda go nie usmażyła piorunem. Ciekawe dlaczego była na niego taka zła? Czyżby zrobił coś złego, a ona o tym się dowiedziała?
To pozostanie dla niego tajemnicą.
Spojrzał na zachodzące słońce.
- Klanie Gwiazdy, jeżeli mnie słyszycie, spróbujcie uspokoić Pstrągową Gwiazdę i dajcie Aroniowej Gwieździe odpocząć. Zasłużył po tylu księżycach ciężkiej pracy. - Miał nadzieję, że wiatr zaniesie jego słowa, aż do niebios.
Obiecał sobie, że będzie się za niego modlił, póki nie dostanie od niego znaku, że wszystko z nim w porządku.
Od Orzechowej Łapy CD Jabłkowej Łapy
- Nigdy nie wiesz, kiedy kogoś stracisz... - oznajmił point, a Orzeszka zamyślona pokiwała lekko głową. Odkąd przyjaciel stracił matkę, coraz bardziej się o nią troszczył, a ona o niego. Wiedziała, że nie było mu łatwo. Dlatego postanowiła go posłuchać.
- Dobrze, postaram się. - odpowiedziała, bo otrzymanie kontaktu z rodziną było dla niej dość skomplikowane. Położyli się przed legowiskiem uczniów. Patrzyli na zachodzące słońce, odpoczywając po treningach. Mentorzy chcieli ich jak najbardziej przygotować.
- Poczekaj chwilkę! - zwróciła się do niego i podeszła do stosu ze zwierzyną. Po chwili namysłu wzięła do pyska dwa dorodne wróble. Podbiegła do Jabłkowej Łapy i położyła mu jednego przed przed łapami. Klapnęła obok niego, zabierając się do jedzenia. Piszczki były jeszcze ciepłe, a krew kapała im z pysków, brudząc futra. Gdy skończyła, wtulona w bok liliowego zasnęła.
***
Obudził ją większy niż zazwyczaj ruch w obozie. Spała na posłaniu przyjaciela, a przed nosem miała myszkę. Z zewnątrz dobiegał szum zdenerwowania i rozkazy wydawane przez Jesionowego Wichra, teraz już Jesionową Gwiazdę. Cieszyło ją, że jej wujek został liderem, choć trochę żałowała że poprzedniego prawie nie znała. Nigdy z nim raczej nie rozmawiała. Wstała, lekko zaniepokojona dzisiejszą wojną. Wyszła z legowiska, patrząc na odchodzącą resztę. Upewniła się, że nikt jej nie widzi i wymknęła się za nimi. Też chciała walczyć! Przecież Igła, Kruk i Sowa też byli w tym samym wieku, a walczą! Wujek jest zbyt troskliwy. Poruszała cię cicho, za krzakami. Po bardzo długim spacerze dotarli na miejsce. Wojownicy z Klanu Klifu już na nich czekali. Berberysowa Gwiazda zaczęła wrzeszczeć, a potem jej zastępca próbował załatwić sprawę pokojowo. Nim zdążyła się zorientować, bitwa już się zaczęła. Z zafascynowanie patrzyła na walkę pomiędzy kotami. Nieświadoma niebezpieczeństwa, wyszła na polanę i rzuciła się w wir pazurów i kłów. Drapała na oślep, gdzieś tam gryzła. Gdy zobaczyła upadającą w oddali w Wrzosową Polanę, nie zważając na innych wojowników podbiegła do niej.
- K-kochanie, co t-ty tu robisz? - wysypała rodzicielka, kaszląc krwią.
- To teraz nieważne, ważne jest twoje życie! - wyjąkała calico.
- O-obawiam się, że t-to już jest koniec. A-ale pamiętaj, zawsze podążaj za g-głosem serca. I-i jestem pewna, że o-on też cię kocha... - odpowiedziała starsza, po czym bez dechu padła na ziemię. Orzechowa Łapa trąciła ją nosem, a gdy ta nie poruszyła się, załkała.
- Mama? Mama! - zawołała podnosząc głowę ku górze. Potem wszystko działo się szybko. Rozglądała się, wszędzie widziała krew i ciała poległych. Teraz wojna przestała wydawać jej się taką straszna. Zapamiętała kto zabił szylkretową i ruszyła w stronę obozu, posyłając ostatnie spojrzenie w stronę matki. Puściła się biegiem, a łzy kapały jej z policzków, tok jak krew z wielu zadrapań. Jej mama, kochana mamusia! Już nigdy na nią nie nakrzyczy, nie ukarze, ale nie pocieszy? Choć czasem była w stosunku do niej dość bezczelna, to i tak w głębi serca uważała za najlepszą matkę i wojowniczkę. To właśnie ona opiekowała się nią i chroniła przed niebezpieczeństwami. A teraz odeszła, mówiąc dziwne słowa. Czy chodziło jej o... Jabłkową Łapę? Nie, jej mama nie mogła o tym wiedzieć. A może jednak? Weszła do obozu. Podszedł do niej brat Kurka. Już chciał coś powiedzieć, ale calico walnęła go ogonem po pysku i odeszła. Przekroczyła “próg” legowiska uczniów.
***
Obudziło ją delikatne szturchnięcie w ramię. Zdezorientowana patrzyła na pochylającego się nad nią przyjaciela. Po dłuższej chwili przypomniała sobie ostatnie wydarzenie, a ból przeszył jej pysk.
- Co się stało? - zapytał zatroskany, najwyraźniej zauważając ślady łez. Choć zapewne wiedział co się stało.
- Moja mama... ona... ona nie żyje... - wyjąkała i schowała pysk między łapy.
<Jabłuszko?>
Od Cisowej Łapy
Cisowa Łapa nie tęskniła już za Wilczą Łapą ani nie odczuwała, tego piekącego bólu, gdzieś w klatce piersiowej, za każdym razem, gdy tylko usłyszała, jak ktoś wspomina o martwym już uczniu. Żałoba rozeszła się po kościach, a córce Fasolowej Łodygi pozostało tylko liczyć, że nie przyjdzie jej się jeszcze długo mierzyć z kolejną śmiercią. Miała nadzieję, że już nigdy nie będzie czuła tak olbrzymiego cierpienia, jak wtedy. Naprawdę miała nadzieję. Trzymała się w tej bezpiecznej strefie, tak jak tylko potrafiła, praktycznie zamykając swój umysł na inną możliwość.
Srebrna kocica pokochała za to treningi, wkładając w nie całe swoje serce. Starała się, a postępy wdzięcznie jej się za to rewanżowały, czyniąc z Cisowej Łapy, coraz lepszą uczennicą. Naprawdę się z tego cieszyła. Może, jednak jej życie wcale nie miało być takie złe? W końcu jedynie jeszcze sprawy z rodzicami pozostawały nierozwiązane.
A jednak.
Cisowa Łapa wciąż nie odnalazła swojej ścieżki, rozpaczliwie poszukując jej wśród gęstych zarośli. A gdzie ona była? Gdzież to się ukryła? Pod którą gałęzią, pod którą splątaną myślą? Gdzie był jej początek? Zatraciła się w tym, ślepo uznając znalezienie celu życia za rzecz konieczną. To mogło zgubić kotkę. To naprawdę mogło ją zgubić. Czemu więc sobie nie odpuściła, próbując dalej ułożyć swoje roztrzepane życie, uparcie wracające na dawne miejsce?
Od Nocnego Pióra Cd Ryjówki
- Ej, a ty dokąd?- syknęła w jej stronę. Co ona sobie myślała, nie będzie tutaj siedzieć bez informacji o tej kotce. Była ona zaiste ciekawa, taka agresywna strasznie. Obie gapiły się na siebie tym samym, podejrzanym spojrzeniem. Arogancko unosiły pysk. Podobała jej się ta… Właśnie, jak miała na imię? Musiała ją zapytać.
- Do dupy lisa.- odparła nieznajoma przewracając oczami. Phi. Głupek.
- Nie wiem jak tam, ale chciałam się ciebie o coś spytać. Weź. Co ci szkodzi.- wyzywająca podniosła łebek czekając aż brązowo-biała odwróci się w jej stronę. Ta jednak zrobiła to szybciej niż się spodziewała. Napięcie stanęła tuż przed nią.
- Czego?- warknęła. Trochę skuliła się, ale nie chciała by wyszła na cykora. Wyprostowała się powoli.
- Jak masz na imię. To mnie obchodzi. I tak pewnie nigdy się już nie spotkamy.
- Nie będę mówiła go byle jakim kłakom.
- Capi ci z pyska. No weź, powiedz.
- Odezwała się gównojadka. - odezwała się tamta zniecierpliwiona, po czym dodała. - Dla twojej informacji nazywam się Ryjówka.
- Fajnie. Ja Nocne Pióro.- Zauważyła, jak tamta sztywnieje na chwilę. Uśmiechnęła się zamiatając podłoże ogonem. Zatkało kakao. Czemu zdziwiło to ją. Chciała poczuć się doroślej, więc z Nocnej Łapy zmieniła się po prostu. Była dorosła. Żyła sama, szczęśliwie. No to ostatnie może nie. Ale tutaj nikt nie interesował się jej pochodzeniem, nawet ona sama. Co ją obchodziło to, kim byli jej rodzice. Nie miała ich, przepadli w wodę. Zniknęli. Nie kochali jej? Zostawili przecież samą. Nawet jeżeli nie chcieli mieć kociąt… To czemu nie miała szansy na normalne życie? Pełne przygód wraz z mamą i tatą? Brakowało jej jakichkolwiek relacji. Pewnie kotka nie rozumiała zbyt jej zapału do poznania siebie nawzajem.
- To jest imię KLANOWE?- Ryjówka zdziwiona rozwarła oczy. Coś było na rzeczy.
- Tak jakby. NALEŻAŁAM do klanu. Nie urodziłam się w nim, ale i tak mnie wygnano za brak postępów. Imię wojowniczki sama sobie nadałam.- zawiesiła głos z powodu napływu wspomnień. Nie, nie interesowało jej tak tamto życie. Spytała się jeszcze.
- Ty… Też jesteś z klanu?- burknęła, choć nie powinna. Sprawy prywatne nieraz irytowały innych. Nie lubiła jak ktoś ją wypytywał o rzeczy, które nie powinien.
- Nie. Od zawsze byłam samotniczką. I nią zostanę. Nie powinnaś się wronia strawo tym interesować. Pracujesz sobie na bliznę czy co?
- Nie masz psychy.
- Może mam droga Nocne Pióro. Za chwilę oszpecę ci ten obrzydliwy pysk.
- A spróbuj…
Od tamtej chwili wiedziała, że te słowa były czymś, co jak najbardziej powinna łamsić w sobie. Czasem odzywała się nieproszona bądź w złym momencie. Ten był najgorszym. Zachowała się głupio i nieodpowiedzialnie. Dokładnie. Bo nieznajoma (bądź teraz już znajoma) zdecydowanie podniosła łapę do ciosu. Widziała błysk złości w brązowych tęczówkach. Nie wahała się. Oto silną wolą kotka. Coś co rzadko można było widzieć… Ale w tych czasach wszystko było inne. Nawet koty płci pięknej. Nie były uzależnione od kocurów. Oni to się czasem rządzili. Stały się bardziej indywidualne.
Szylkretka jednym ciosem pazura poharatała jej oko. Prawe. Całe szczęście zamknęła je na czas, by przejechało przez powiekę a nie bezpośrednio gałkę oczną. Wtedy byłoby słabo, bardzo słabo… Czuła cieknącą krew. Ciepła, lepka maź spadała kroplami na podłoże. Warknęła ostrzegawczo. Piekło boleśnie. Nigdy nie czuła się tak źle, nawet gdy oberwała od Borsuczego Kroku. Do tej pory było widać ślady. Lecz to co zadała Ryjówka, wiedziała, że nie wyleczy nawet pielęgnacją. Mrugnęła kilka razy, by pozbyć się z rzęs czerwonych kropelek. Drobinek tego, co powoli sączyło się. Każda taka malutka część wszystkiego, co miało w końcu spaść, powodowała ból. Nieznośny ból.
- Po coś ty to zrobiła!- warknęła ostrzegawczo zaczynając natarczywie myć to co zostało na jej twarzy.
- Prosiłaś się. Oto masz. Jak chcesz w komplecie może iść też drugie.- z winą niewiniątka i drwiną w głosie syknęła kotka.
- Nie, dzięki, to wystarczy. Ja już idę.- po czym skierowała kroki w swoją stronę. Tylko z tyłu usłyszała ciche mruknięcie.
- No w końcu.
***
Od tamtego czasu minęło mnóstwo czasu. Myślała i myślała nad tą kotką. Mimo tamtej sytuacji, skąd miała już lekko zarośniętą bliznę, czuła, że mogłyby się poznać. Mimo wszystkiego. Co interesowały ją zdarzenia, życie to życie, zaskakujące. Ale miała plan. Na świetną zabawę. Uśmiechała się na samą myśl o tym. Tak. Będzie ciekawie. Bardzo ciekawie. Zabawią się, może podenerwują innych. Coś idealnego. Nie do końca, ale tak. Pamiętała gdzie spotkała kotkę. Wiedziała w jakich rejonach. Zapamiętała zapach. Czy myślała, że tak szybko się jej pozbędzie? Do tego… Tamta pod koniec spotkania nie jeżyła się. Z jej oczu nie tryskały wrogie iskry. Może jeszcze się zaprzyjaźnią. W końcu ktoś do poznania! Bzik czy nie bzik, wyruszyła kilka dni przed TYM. Idealnie by móc zawiadomić ją jak najszybciej o pomyśle oraz nie za wcześnie, by nie czekać wieków. Czas gonił, do dzieła!
Sprawnie poruszała się po bagnistych, mokrych terenach. Wrażliwość na błocko pod łapami już dawno nabrała, wystarczyło myśleć, że to woda. I tak potem można było przysiąść na bardziej stabilnym terenie by je umyć. Och te czasy. Wędrowanie po miękkiej ściółce leśnej. Ah. Nie powinna tego pamiętać a jednak. To coś. Trzymało się jej jak rzep. Nieznośnie i niepotrzebnie. Po co tam wciąż były, trzymały ją w napięciu. Bo co chwilę przypominał jej się Świt, przybrane rodzeństwo, Borsuczy Krok… Tak. Nawet ona. Miała w sobie coś, co wzywało ją do pamiętania o dawnym życiu. Ale… Ono nie było odpowiednie dla niej. Przecież… Była pewnie tylko pieszczochem? W dobrym przypadku samotniczką. Wróciła do życia, które miała mieć od początku, lecz czuła, że to nie dla niej. Czemu? To jej prawdziwa rzeczywistość.
Szczęściem było, że trafiła wprost na kotkę. Właśnie pewnie upolowała zdobycz, bo nie skradała się. Ona była z jej tyłu, a do tego wiatr wiał w stronę Nocy. Szczęście. Fart. Jakkolwiek nazwać, wykorzystała to. Delikatnie wysunęła się z krzaków. Zaszeleściły gałązki, kilka listków spadło na ziemię. Tamta ani drgnie. Nie słyszała? Może to przez szum wiatru. Nie ważne. Szła wciąż dalej, aż była bezpośrednio obok niej.
- Hej!- zawołała. Tamta gwałtownie jeżąc futro obróciła się, po czym zgładziła je, zdając sprawę, że nie ma zagrożenia. Aha, tak. Słabe ogniwo.- Dawno się nie widziałyśmy.
- Spadaj.
- Mam pomysł. Może byśmy się wyrwali na zgromadzenie? Wiesz, klanów. Popsocimy, pośmiejemy się. Porzucamy kamieniami. Ale z tyłu. Zgadzasz się… Czy nie chcesz? Weź…
<Ryjówko? hehe>
Subskrybuj:
Posty (Atom)