Postanowił zgadać do swojego brata, Jaskrowej Łapy. Wieczornik bardzo go kochał, i czuł, że to właśnie on powinien pójść z nim na poszukiwania. Zabiorą się po prostu z jedną z grup, które wychodzą niedługo. Co prawda było już dosyć późno, ale lepiej tak, niż wcale. Warto spróbować.
Jaskier podniósł się ociężale z posłania, kiedy srebrny powiedział, że już czas. Podeszli do zbierającej się do wyjścia grupy poszukiwawczej.
- Zabierzemy się z wami - miauknął, głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Na szczęście pozwolili iść dwójce uczniów. Wyszli prędko z obozu. Panował już półmrok, więc wzrok na wiele się teraz nie zda.
Wieczornik chwiejnie pokonał kłodę łączącą wyspę z resztą świata.
- Musimy się rozdzielić, wciąż jest nas za dużo - miauknął któryś z towarzyszy pochodu, ale rudzielec nie wisilił się na tyle, aby przypisać ten głos do konkretnego osobnika.
- Pójdę z Jaskrem - rzucił, a jego wzrok był utkwiony gdzieś daleko, zupełnie nieobecny.
Bez względu na pozory, mózg jego pracował na pełnych obrotach. Musieli się skupić, aby znaleźć jakikolwiek trop. Jakąś wskazówkę. Skierowali się w inną stronę niż reszta. Wiatr buczał głośno, zwiastując ulewę, która miała nadciągnąć już niedługo. Wieczornikowa Łapa z całych sił starał się zwietrzyć zapach ojca. Niestety sprawę utrudniał wszechobecny zapach nadchodzącego deszczu. Ta, szkoda że nie Deszczowej Gwiazdy.
Kocurek jeszcze raz zaciągnął powietrza w płuca. Krążyli z bratem po okolicy już długo, a niebo w tym czasue zdążyło zciemnić się już całkowicie. Na nos klasyka spadła pierwsza kropla wody.
- Tato?! - wrzasnął, starając się przekrzyczeć wiatr - Deszczowa Gwiazdo!
- Wieczorniku, nie ma go tu... - cętkowany podjął próbę uciszenia brata.
- A może jest! Może się gdzieś ukrywa, a to wszystko jest tylko nieudanym żartem! - po jego policzkach spływały łzy bezsilności.
Sam nie wierzył w to co mówi. Ich tata nie zrobiłby im czegoś takiego.
Nawet nie zauważył, kiedy rozpadało się na dobre, a ich futra przemokły doszczętnie.
- M...
Urwał, gdyż niespodziewanie potknął się o... Wystający z ziemi patyk. Wiecie który, prawda? :hehe_cma:
Bicolor wydał z siebie pisk frustracji.
- Kto wbija badyle w glebę na środku drogi?! - jego głos był niebezpiecznie piskliwy.
Kopnął patyk z całej siły, jakby starając się wyładować na nim wszystkie nagromadzone emocje. Usiadł w błocie, a wraz z wydychanym powietrzem uleciała z niego cała determinacja.
- Wiesz co? Chyba powoli tracę nadzieję, Jaskier - westchnął.
<Jaskrze?>
:hehe_cma:
OdpowiedzUsuń