przed mianowaniem na woja
- Chciałem się spytać o to samo. Nie wychowywałaś się w klanie i jestem ciekaw, jak to jest być wojownikiem bez wcześniejszych powiązań z nim - odpowiedział Orlikowa Łapa, uśmiechając się jak najserdeczniej do najlepszej mamy na świecie i wiernej przyjaciółki przy okazji.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, zacznij ty - odpowiedziała Koniczynka, liżąc troskliwie i dokładnie głowę swojego najmłodszego syna.
- Idzie mi... - zamyślił się biały. Przymknął oczy, mrucząc cicho i czując ciepły język rodzicielki. Przypomniały mu się kocięce księżyce, spędzone w spokoju i aurze miłości. Tęsknił za tymi czasami, lecz nie chciał wrócić do żłobka, obecnie pustego i cichego jak nigdy. -... dobrze. Przynajmniej tak mówi Narcyzowy Pył. Szczędzi sobie komplementów na mój temat, ale wydaje się zadowolony z efektów swojej pracy.
- Ah, Narcyz. Nigdy się nie zmieni. Zadufany w sobie - skomentowała Koniczynka. Rzadko narzekała na cokolwiek lub kogokolwiek, ale, jak miała powód, potrafiła dać w kość, bądź pysk (kwestia upodobania ofiary). W Klanie Burzy rzadko kto darzył potomka dawnej zastępczyni wielką sympatią.
- Kto śmiał MNIE tak nazwać? - Jak na zjeżenie ogona, z krzaków wyszedł mentor Orlikowej Łapy. Niebieski kocur zabuczał wściekle, lecz na widok cynamonki i białego, uspokoił się. - Orliczek! I Koniczynka! Moje ciało poczuło radość i ulgę na wasz widok! Zobaczcie sami! Z tego profilu widać to najlepiej. - Dumny z siebie żółtooki wypiął pierś do przodu, stojąc tuż przed nimi. Uśmiechnął się, starając się pokazać wszytkie zęby.
Koniczynka i Orlikowa Łapa w tej samej chwili przewrócili oczami, widząc puszyste futro egoistycznego kocura.
- Twoja własna matka cię skarciła - miauknął zaczepnie biały, dzięki codziennemu przebywaniu z mentorem nauczył się odganiać go od siebie.
Jak na zawołanie Narcyzowy Pył spojrzał wściekłym wzrokiem na białego. Koniczynka wydawała się zaskoczona zachowaniem potomka, przy niej zachowywał spokój i wydawał się futrzastą kuleczką pełną miłości. Jednak nawet futrzaste kuleczki muszą kiedyś kogoś podrapać, czyż nie tak działa życie?
- Jak śmiesz powoływać się na moją kochaną mamusię?! Słyszę w uszach jej płacz i żałosne mruczenie. - Narcyzowy Pył okrążał dwójkę kotów, napinając mięśnie.
- Przecież ona nie żyje - odpowiedział zgodnie z prawdą uczeń.
- Zaraz ci pokażę, jak wielki czuje smutek i będziesz przepraszać ją do końca... do końca mojego życia! - Niebieski położył się na grzbiecie, a w jego oczach pojawiły się łezki. On umie wymuszać płacz? No, no... Niezła aktorzyna.
Biały podszedł do mentora i postawił łapę na jego brzuchu. - Orliczek! Tutaj trawi się zajączek, którego upolowałeś. Nie wypędzaj go ze mnie, bo już i tak nigdy nie będzie kicał radośnie po łączce.
- Przecież udajesz smutną Błękitną Cętkę, a nie Narcyzowy Pył. Od kiedy martwe kotki jedzą naszą zwierzynę, skoro terytorium Klanu Gwiazd oferuje lepsze jedzenie? - zapytał się Orlikowa Łapa, wywierając delikatny nacisk na żołądek mentora. Niebieski kocur skrzywił się, wywalając język na wierzch. Skulił uszy, wydając trudny do scharakteryzowania pysk.
- Czuję jego ogon w gardle. Naciśnij mocniej, a pożałujesz! - Mentor naskoczył na ucznia i wywiązała się między nimi bójka. Trwała krótko przez ingerencję Koniczynki.
- Spędzałam czas z synem! Jak śmiałeś się w to wtrącać?! - Wkurzona cynamonka drapnęła niebieskiego, a ten położył się na ziemi, piszcząc boleśnie.
- Naskarżę mamusi! Nie bij! Jestem młody! Ledwo mam czterdzieści księżyców! - rzekł Narcyzowy Pył. - Ej... Skoro nie masz męża, to może chciałbyś się rozerwać w krzakach? - Mrugnął uwodzicielsko do Koniczynki. - Waleczna kocico.
- Łapy precz od mojej mamy! - Orlikowa Łapa stanął między karmicielką a mentorem, pusząc ogon i bucząc wściekle. Gdy Narcyz lekko zbliżył się, biały kocurek zasyczał wściekle wysuwając pazury ostrzegawczo. - Pożal się swojej mamusi, że przegrałeś przez kotkę, a nie przez swoje umiejętności.
- Orlik! - miauknęła zszokowana Koniczynka.
- Orliczek! Nie zawstydzaj mamy! - dodał swoje cztery słowa niebieski z triumfem w głosie.
- Ja też słyszę bolesne miauknięcia twojej mamy. Aż mi samemu zrobiło się jej szkoda. Tyle wycierpiała wychowując cię, a ty odwdzięczasz się, atakując własnego ucznia - ciągnął Orlikowa Łapa.
Narcyzowy Pył wstał.
- Masz... M-masz rację... Też ją słyszę. Ah, jak żałuję tego czynu. - Niebieski kocur wydawał się autentycznie smutny. - Idę do niej. - Mentor odszedł, bez dodawania czegokowliek.
Syn i matka spojrzeli na siebie wzajemnie.
- On tak codziennie. Ignoruj to - powiedział Orlikowa Łapa.
- Nie znałam cię od tej strony - miauknęła nadal zszokowana Koniczynka. Biały wplątał mamie stokrotkę, chcąc chociaż trochę ją uspokoić.
- No cóż... Musiałem obrać jakąś strategię wobec Narcyza, inaczej już dawno skończyłbym jak on. Stałbym się drugim szaleńcem, zapatrzonym w siebie. Pełnym egoizmu i narcyzmu. A tak mogę nadal pozostać sobą. Nadal jestem tym samym Orlikiem, tylko większym i grubszym - powiedział Orlikowa Łapa.
Koniczynka polizała czule synka po nosie.
- Mój kochany Orliczek... Gdyby Ostrzeń cię zobaczył, na pewno zabrałby cię na polowanie, bez wiedzy kogokolwiek. - Otarła się o gęste futro najmłodszego potomka, zostawiając na nim swój zapach i ślad. - Na czym to skończyliśmy?
- Miałem ci pokazać moje nowe umiejętności! - Uradowany uczeń pobiegł w pobliskie zarośla, chcąc pochwalić się niezwykle dalekim i precyzyjnym skokiem.
po mianowaniu
Orlikowy Szept wstał po długim śnie w legowisku uczniów. Czuł każdy mięsień, jakby nadal przebywał pod osłoną chłodnej nocy. Przeciągnął się, ziewając. Miejsce snu Cętkowanej Łapy od co najmniej kilku godzin pozostawało puste. Poczuł się dziwnie. Przyszło mu teraz czekać na mianowanie sióstr, brata oraz przyszłej partnerki życiowej na wojownika. Był najmłodszy z całej zgrai młodego pokolenia Klanu Burzy, a został mianowany zadziwiająco szybko, przed Konwaliową Łapą, a ta uczyła się znacznie dłużej na medyka niż on ja wojownika. Nie czuł konieczności pójścia na trening. Mógł poruszać się po całym terytorium klanu bez opieki starszego kota. Zyskał możliwość podkradnięcia się do granic z innymi stadami.
Poczuł dziwną pustkę, potrzebował czasu, by przyzwyczaić się do nowego etapu życia. Nie czuł się tak obco, gdy został uczniem. Pewnie przez to, że opiekował się nim niebieski mentor, a teraz został sam. Skazany sam na siebie w tłumie wojowników.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wyszedł z legowiska i szukał znajomego pyska. Lider obserwował codzienne życie klanu, Mokra Blizna zapewne udał się na polowanie z Cętkowaną Łapą. Konwalia zapewne przesiadywała u Jeżowej Ścieżki, a medykom się bez powodu nie przeszkadza.
Zauważył z daleka Koniczynkę, która zaledwie wczoraj patrzyła na najmłodszego syna ze wzruszeniem w oczach.
Podbiegł do niej, chcąc porozmawiać.
- Mamo! Jestem już wojownikiem! Wytrwałem nocną służbę! Tata byłby dumny! - Otarł się o matkę, drżąc z radości. Nareszcie.
<Mamusiu?>
- Chciałem się spytać o to samo. Nie wychowywałaś się w klanie i jestem ciekaw, jak to jest być wojownikiem bez wcześniejszych powiązań z nim - odpowiedział Orlikowa Łapa, uśmiechając się jak najserdeczniej do najlepszej mamy na świecie i wiernej przyjaciółki przy okazji.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, zacznij ty - odpowiedziała Koniczynka, liżąc troskliwie i dokładnie głowę swojego najmłodszego syna.
- Idzie mi... - zamyślił się biały. Przymknął oczy, mrucząc cicho i czując ciepły język rodzicielki. Przypomniały mu się kocięce księżyce, spędzone w spokoju i aurze miłości. Tęsknił za tymi czasami, lecz nie chciał wrócić do żłobka, obecnie pustego i cichego jak nigdy. -... dobrze. Przynajmniej tak mówi Narcyzowy Pył. Szczędzi sobie komplementów na mój temat, ale wydaje się zadowolony z efektów swojej pracy.
- Ah, Narcyz. Nigdy się nie zmieni. Zadufany w sobie - skomentowała Koniczynka. Rzadko narzekała na cokolwiek lub kogokolwiek, ale, jak miała powód, potrafiła dać w kość, bądź pysk (kwestia upodobania ofiary). W Klanie Burzy rzadko kto darzył potomka dawnej zastępczyni wielką sympatią.
- Kto śmiał MNIE tak nazwać? - Jak na zjeżenie ogona, z krzaków wyszedł mentor Orlikowej Łapy. Niebieski kocur zabuczał wściekle, lecz na widok cynamonki i białego, uspokoił się. - Orliczek! I Koniczynka! Moje ciało poczuło radość i ulgę na wasz widok! Zobaczcie sami! Z tego profilu widać to najlepiej. - Dumny z siebie żółtooki wypiął pierś do przodu, stojąc tuż przed nimi. Uśmiechnął się, starając się pokazać wszytkie zęby.
Koniczynka i Orlikowa Łapa w tej samej chwili przewrócili oczami, widząc puszyste futro egoistycznego kocura.
- Twoja własna matka cię skarciła - miauknął zaczepnie biały, dzięki codziennemu przebywaniu z mentorem nauczył się odganiać go od siebie.
Jak na zawołanie Narcyzowy Pył spojrzał wściekłym wzrokiem na białego. Koniczynka wydawała się zaskoczona zachowaniem potomka, przy niej zachowywał spokój i wydawał się futrzastą kuleczką pełną miłości. Jednak nawet futrzaste kuleczki muszą kiedyś kogoś podrapać, czyż nie tak działa życie?
- Jak śmiesz powoływać się na moją kochaną mamusię?! Słyszę w uszach jej płacz i żałosne mruczenie. - Narcyzowy Pył okrążał dwójkę kotów, napinając mięśnie.
- Przecież ona nie żyje - odpowiedział zgodnie z prawdą uczeń.
- Zaraz ci pokażę, jak wielki czuje smutek i będziesz przepraszać ją do końca... do końca mojego życia! - Niebieski położył się na grzbiecie, a w jego oczach pojawiły się łezki. On umie wymuszać płacz? No, no... Niezła aktorzyna.
Biały podszedł do mentora i postawił łapę na jego brzuchu. - Orliczek! Tutaj trawi się zajączek, którego upolowałeś. Nie wypędzaj go ze mnie, bo już i tak nigdy nie będzie kicał radośnie po łączce.
- Przecież udajesz smutną Błękitną Cętkę, a nie Narcyzowy Pył. Od kiedy martwe kotki jedzą naszą zwierzynę, skoro terytorium Klanu Gwiazd oferuje lepsze jedzenie? - zapytał się Orlikowa Łapa, wywierając delikatny nacisk na żołądek mentora. Niebieski kocur skrzywił się, wywalając język na wierzch. Skulił uszy, wydając trudny do scharakteryzowania pysk.
- Czuję jego ogon w gardle. Naciśnij mocniej, a pożałujesz! - Mentor naskoczył na ucznia i wywiązała się między nimi bójka. Trwała krótko przez ingerencję Koniczynki.
- Spędzałam czas z synem! Jak śmiałeś się w to wtrącać?! - Wkurzona cynamonka drapnęła niebieskiego, a ten położył się na ziemi, piszcząc boleśnie.
- Naskarżę mamusi! Nie bij! Jestem młody! Ledwo mam czterdzieści księżyców! - rzekł Narcyzowy Pył. - Ej... Skoro nie masz męża, to może chciałbyś się rozerwać w krzakach? - Mrugnął uwodzicielsko do Koniczynki. - Waleczna kocico.
- Łapy precz od mojej mamy! - Orlikowa Łapa stanął między karmicielką a mentorem, pusząc ogon i bucząc wściekle. Gdy Narcyz lekko zbliżył się, biały kocurek zasyczał wściekle wysuwając pazury ostrzegawczo. - Pożal się swojej mamusi, że przegrałeś przez kotkę, a nie przez swoje umiejętności.
- Orlik! - miauknęła zszokowana Koniczynka.
- Orliczek! Nie zawstydzaj mamy! - dodał swoje cztery słowa niebieski z triumfem w głosie.
- Ja też słyszę bolesne miauknięcia twojej mamy. Aż mi samemu zrobiło się jej szkoda. Tyle wycierpiała wychowując cię, a ty odwdzięczasz się, atakując własnego ucznia - ciągnął Orlikowa Łapa.
Narcyzowy Pył wstał.
- Masz... M-masz rację... Też ją słyszę. Ah, jak żałuję tego czynu. - Niebieski kocur wydawał się autentycznie smutny. - Idę do niej. - Mentor odszedł, bez dodawania czegokowliek.
Syn i matka spojrzeli na siebie wzajemnie.
- On tak codziennie. Ignoruj to - powiedział Orlikowa Łapa.
- Nie znałam cię od tej strony - miauknęła nadal zszokowana Koniczynka. Biały wplątał mamie stokrotkę, chcąc chociaż trochę ją uspokoić.
- No cóż... Musiałem obrać jakąś strategię wobec Narcyza, inaczej już dawno skończyłbym jak on. Stałbym się drugim szaleńcem, zapatrzonym w siebie. Pełnym egoizmu i narcyzmu. A tak mogę nadal pozostać sobą. Nadal jestem tym samym Orlikiem, tylko większym i grubszym - powiedział Orlikowa Łapa.
Koniczynka polizała czule synka po nosie.
- Mój kochany Orliczek... Gdyby Ostrzeń cię zobaczył, na pewno zabrałby cię na polowanie, bez wiedzy kogokolwiek. - Otarła się o gęste futro najmłodszego potomka, zostawiając na nim swój zapach i ślad. - Na czym to skończyliśmy?
- Miałem ci pokazać moje nowe umiejętności! - Uradowany uczeń pobiegł w pobliskie zarośla, chcąc pochwalić się niezwykle dalekim i precyzyjnym skokiem.
po mianowaniu
Orlikowy Szept wstał po długim śnie w legowisku uczniów. Czuł każdy mięsień, jakby nadal przebywał pod osłoną chłodnej nocy. Przeciągnął się, ziewając. Miejsce snu Cętkowanej Łapy od co najmniej kilku godzin pozostawało puste. Poczuł się dziwnie. Przyszło mu teraz czekać na mianowanie sióstr, brata oraz przyszłej partnerki życiowej na wojownika. Był najmłodszy z całej zgrai młodego pokolenia Klanu Burzy, a został mianowany zadziwiająco szybko, przed Konwaliową Łapą, a ta uczyła się znacznie dłużej na medyka niż on ja wojownika. Nie czuł konieczności pójścia na trening. Mógł poruszać się po całym terytorium klanu bez opieki starszego kota. Zyskał możliwość podkradnięcia się do granic z innymi stadami.
Poczuł dziwną pustkę, potrzebował czasu, by przyzwyczaić się do nowego etapu życia. Nie czuł się tak obco, gdy został uczniem. Pewnie przez to, że opiekował się nim niebieski mentor, a teraz został sam. Skazany sam na siebie w tłumie wojowników.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wyszedł z legowiska i szukał znajomego pyska. Lider obserwował codzienne życie klanu, Mokra Blizna zapewne udał się na polowanie z Cętkowaną Łapą. Konwalia zapewne przesiadywała u Jeżowej Ścieżki, a medykom się bez powodu nie przeszkadza.
Zauważył z daleka Koniczynkę, która zaledwie wczoraj patrzyła na najmłodszego syna ze wzruszeniem w oczach.
Podbiegł do niej, chcąc porozmawiać.
- Mamo! Jestem już wojownikiem! Wytrwałem nocną służbę! Tata byłby dumny! - Otarł się o matkę, drżąc z radości. Nareszcie.
<Mamusiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz