Dawno, dawno temu
Knieja raczej nie posiadała innych blizn, a przynajmniej Zalotna Krasopani żadnej nie widziała. Ciekawe, w jakim sensie bywało jej gorzej… ale pytanie o to pewnie byłoby niemiłe.
— Przekażę, przekażę — zaśmiała się, dosyć lekko i krótko, bardziej z grzeczności niż faktycznego rozbawienia. W rzeczywistości nie zamierzała przecież szukać żadnego samotnika… no może oprócz Polnej Łapy, a co dopiero z nim walczyć! Starała się raczej nie nabywać żadnych ran, Zalotna Krasopani nie lubiła, gdy wizyty u medyka stawały się koniecznością – tym bardziej że z Cisowym Tchnieniem nie było jej po drodze. Co prawda nie łączyła ich żadna negatywna więź, ale coś w wyglądzie, zachowaniu niebieskiej szylkretki sprawiało, że wojowniczka miała do niej pewne uprzedzenia.
Na chwilę zapadła cisza.
Nie była to jednak ciężka i niezręczna cisza – raczej taka spokojna, jakby sam las dzielił z nimi teraz oddechy. Gdzieś w oddali wiatr szarpnął za korony drzew, trawy zaszumiały, tak, jakby chciały coś wyszeptać do kotek, a nisko lecący owad zabzyczał coś, przelatując między nimi. Zalotna Krasopani zsunęła wzrok z Kniei, osadzając go na swoich łapach, zamyśliła się na moment. Imię, które przekazała jej jasna kotka z Klanu Burzy, nic jej nie przypominało. Imię “Ważkowy Lot” nie pojawiało się w żadnym wspomnieniu, żadnej opowieści zasłyszanej przy patrolach czy w obozie. Być może to dlatego, że wcale nie była ona z Klanu Burzy? Dlaczego miałaby znać koty, które stamtąd pochodzą!
— Był z Klanu Burzy, tak? — spytała po jakimś czasie, aby się upewnić. Sama nie miała pojęcia, do czego ta wiedza byłaby jej potrzebna, ale czuła potrzebę utrzymania rozmowy z jasną szylkretką. Pewnie i tak zaraz się będzie zbierać, ale skoro jeszcze czas jej nie naglił, to mogłaby porozmawiać. W obozie znała już większość kotów, chciała poznawać inne koty, chciała poszerzać swoje horyzonty! Cóż, mogła jeszcze przecież liczyć na zgromadzenia.
— Ta, coś w tym stylu — odparła Knieja, drapiąc się za uchem za pomocą tylnej nogi. Zalotna Krasopani pokiwała powoli głową, uciekając wzrokiem gdzieś w dal. Przez jakiś czas siedziała trochę zgarbiona, udając zamyślenie tą sprawą. W rzeczywistości wcale o tym nie myślała, a w jej umyśle szalały raczej ulotne myśli, które pojawiały się i znikały. “Czy mogę coś jeszcze wyciągnąć z tej rozmowy? Chyba już nie. Tematy się wyczerpały, ale może kiedyś los znowu skrzyżuje nasze ścieżki, a wtedy będę bardziej przygotowana na rozmowę… i będę bardziej uważała na wszelkie dziury na granicy” pomyślała, a na jej lico wkradł się delikatny uśmiech.
— Dobrze, rozumiem — mruknęła lekko. — To ja już się chyba będę zbierać, zanim ktoś w obozie zacznie się martwić — zaśmiała się i spojrzała na Knieję, po czym zamrugała kilka razy. Przez moment obie kotki wpatrywały się w siebie, aż dopóki burzaczka nie postanowiła mruknąć:
— Nie wpadnij w kolejną dziurę w drodze powrotnej — odezwała się za nią. Zalotna Krasopani zachichotała tylko cicho pod nosem, wracając już powolnym krokiem w głąb terenów, należących do Klanu Wilka.
<Kniejo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz