— To ruszajmy. Musimy podejść trochę bliżej — mruknęła cicho. Nie mogli już więcej przedłużać. Łaciaty kocur tylko przytaknął na jej słowa, a potem oboje zaczęli maszerować po leśnej ściółce. Tu iglaste drzewa widniały na każdym kroku, a ich korony były gęsto splecione ze sobą, blokując przed kotami widok na gwiazdy. “Mam tylko nadzieję, że gwiezdni przodkowie teraz nad nami czuwają, a te igły, choć tak gęste, nie blokują im tej możliwości” pomyślała. W pewnym momencie drzewa zaczęły się już przerzedzać, a oczom uczniów ukazała się polana. Szli dalej, dopóki do ich uszu nie dotarły czyjeś głosy. Czy to Sosnowa Gwiazda i Jadowita Żmija posyłały już swoje modły do Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd? Ze zdeterminowaniem wymalowanym na pysku, Brukselka spojrzała się na Kosaćca. — Mogę wejść na drzewo — zaproponowała szeptem, nie chcąc, aby żadna z kotek usłyszały jej słowa. Brukselce wydawało się, że poobserwowanie wszystkiego z góry, mogło być dobrym pomysłem. Będąc na ziemi, nie są w stanie dostrzec niczego tak dokładnie, jak gdyby patrzyli na kotki z lotu ptaka. Uczennica postanowiła nie czekać na reakcję kocura, dlatego wysunęła pazury i zwinnie zaczęła piąć się w górę pnia, aby ostatecznie zasiąść na jednej z gałęzi. Siedziała tak przez jakiś czas, wzrokiem omiatając pobliskie tereny. W końcu jej uwagę przykuły ruchy gdzieś nieopodal. Tak, to byli oni. Cztery niewyraźne kształty rysowały się gdzieś na polanie. Brukselka nie odrywała od nich wzroku, czekała tylko na odpowiedni moment, aby zeskoczyć na dół i wraz w Kosaćcową Łapą ruszyć do walki – w końcu się stało. Jaskółcze Ziele zaczęła oddalać się od reszty. “To już za chwilę…” pomyślała liliowa, prędko zerkając w dół. Jej wzrok skrzyżował się ze wzrokiem łaciatego ucznia. Wszystko było już dla nich jasne, z ich pyska nie musiało uciec nawet jedno słowo. Uczeń przycupnął przy krzewie, a kotka w międzyczasie zeszła ponownie na stały ląd i skuliła się zaraz obok. Niestety, przy okazji obaj uczniowie narobili trochę hałasu. Szelesty oczywiście nie umknęły uwadze kotkom, których uszy zastrzygły – oprócz tego jednak nawet nie drgnęły, co było wbrew ich oczekiwaniom. Może to nawet lepiej? Ciekawe, czy zdają sobie sprawę z obecności dwójki uczniów, czy może stwierdziły, że te odgłosy należały do leśnej zwierzyny?
Z pyska Jadowitej Żmii uciekały ciche modlitwy, składane do Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd. Ona, jak i przywódczyni, siedziały nieco zgarbione nad ciałem Głupiej Łapy. Była martwa? Nie, nie mogła być! Przez chwilę Brukselkowa Łapa miała wrażenie, jakby jej serce stanęło, a oddech się zatrzymał. Te dwie parszywe kotki były przepełnione dumą! Dumą, że zabiły niewinnego kota! Jak można być tak okropnym stworzeniem! Uczennica ponownie wymieniła się spojrzeniami z Kosaćcem, a potem z nim u boku zaczęła skradać się w stronę Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii. Wszystko szło mniej więcej zgodnie z planem, o ile taki w ogóle posiadali. Właściwie wszystko robili trochę na czuja, bo plan Kosaćca szybko został okrzyknięty bezsensownym i głupim, co oznaczało, że nie końca można się nim było kierować. W każdym razie – na razie nie zaznali żadnej porażki, a to już było coś! No… w sensie do pewnego czasu niczego nie zepsuli. Po lesie echem rozległ się trzask łamanej gałązki. Uczennica spiorunowała łaciatego ucznia wzrokiem, a następnie spojrzała na jego łapy. Tak, to właśnie on nie uważał wystarczająco, gdzie stawia swoje odnóża!
— Już wróciłaś, Jaskółcze Ziele? — padło pytanie Sosnowej Gwiazdy, która nawet nie raczyła podnieść na przybyszów wzroku, wciąż zlizując szkarłatną posokę z pazurów. Liliowa nie zamierzała odpowiadać na pytanie przywódczyni, w ogóle przez cały ten czas nie sądziła nawet, że będzie musiała jakkolwiek rozmawiać z dwoma kotkami! Wolałaby załatwić to szybko i bez zbędnego przedłużania. W końcu broń Klan Gwiazdy, być może któraś z kotek skutecznie namieszałaby im w głowach i przeszkodziła w planach! Uczennica westchnęła, co mieli zrobić w tej sytuacji? Gdyby Brukselka coś powiedziała, Sosnowa Gwiazda na pewno prędzej czy później skapnęłaby się, że to nie Jaskółcze Ziele stoi teraz za nią, a jakiś inny kot, którego w ogóle nie powinno tu być.
— Teraz coś wymyśl, pokrako — wyszeptała do ucha Kosaćca, marszcząc gniewnie brwi. Jeśli uda mu się jakoś z tego wykaraskać, to może szczerze mu pogratuluje – ale tylko może. Takie gratulacje pewnie zbyt bardzo podbiłyby mu ego.
— Improwizacja — szepnął w jej ucho. — Znasz takie słowo?
Jego arogancki uśmieszek sprawił, że w Brukselce aż się zagotowało. Gdyby nie fakt, że stali teraz na pograniczu życia i śmierci, to pewnie zdzieliłaby jego pyszczek bez zastanowienia. Teraz jednak musiała się pilnować, aby to przez nią ich plan nie legł w gruzach. Kosaćcowa Łapa zaczął czołgać się w stronę następnego krzewu, tworząc przy tym ogromny hałas. Gałązka łamała się za gałązką, podczas gdy ten nie zważając na nic innego, po prostu brnął dalej. W końcu Sosnowa Gwiazda wypuściła z pyska zirytowane jęknięcie.
— Jaskółcze Ziele, przestań się skradać jak niedorozwinięte kocię. To nie pierwszy raz, gdy widzisz trupa. Sama z resztą jednemu zgotowałaś taki los, nic w tym strasznego — syknęła, kończąc czyszczenie się z krwi. Jadowita Żmija także kończyła swe modły, powoli prostując się na równe łapy. Łaciaty uczeń wzdrygnął się na słowa przywódczyni, jednak wciąż nie zaprzestał swoich czynów. Kocica przetarła oczy, mając w sobie jeszcze mniejszy zasób cierpliwości niż parę uderzeń serca wcześniej.
— Lisie łajno, Jaskółcze Ziele, wyłaź wreszcie z tych krzaczorów, zanim sama pójdę i wyciągnę cię za kudły, mam dość tego szmerania — zagroziła ze złością w głosie, piorunując otoczenie wzrokiem. Druga z kotek zastrzygła uszami. Była znacznie cichsza, podchodząc i nachylając się nad głową liderki. Choć żaden z uczniów nie dał rady dosłyszeć, co dokładnie zastępczyni mówiła, wnioskując po reakcji czarnej i ruchu jej pyska – ich sprawa szybko zaczęła obracać się na niekorzyść. Sosnowa Gwiazda była rozzłoszczona – i to jak! Musieli teraz działać, szybko! “Przez tego dzięcioła straciliśmy element zaskoczenia! Teraz wiedzą, że ktoś tu jest!” pomyślała.
— Jak wrócimy żywi do obozu, to cię tak skopie, że się nie pozbierasz! — warknęła cicho w stronę Kosaćca i wysunęła pazury. Nie mogła teraz czekać na to, co powie łaciaty uczeń, nie mieli tyle czasu! Brukselkowa Łapa prędko rzuciła się do przodu, chcąc przygwoździć Sosnową Gwiazdę do ziemi. "Oby tylko Kosaciec ruszył się i zajął się tą drugą!" pomyślała. Tak się jednak stało, że Jadowita Żmija odepchnęła Sosnową Gwiazdę na bok, samej przypadając do ziemi i rzucając wściekłe spojrzenie Brukselce, która wylądowała lisią długość dalej.
— Nie powinno cię tu być — syknęła czarna zastępczyni z gniewem w głosie. Uczennica nie skupiała się na słowach Żmii, gdyż jej umysł był teraz zajęty czymś innym. Wzrok liliowej skanował otoczenie, szukając jakiejś możliwości, aby zaatakować.
— A wy nie powinniście zabijać niewinnych kotów na cześć jakichś chorych umarlaków! — warknęła w końcu, jej ogon przecinał powietrze niczym bicz.
TW: Krwawe opisy walki
Brukselkowa Łapa rzuciła się na Jadowitą Żmiję, celując pazurami w jej pysk. Jadowita Żmija nie zdążyła nawet zareagować na fakt, iż liliowa zdawała sobie sprawę z ich poczynań, gdyż ta bezpośrednio przeszła do kolejnego ataku. Choć starość jej dopisywała, Jadowitej Żmii ponownie o włos udało się umknąć pazurom młodszej. Księżyce, jakie poświęciła na trening i ilość doświadczenia, jakie posiadała, nadal nie równała się z młodą Brukselkową Łapą. Powaliła ją na ziemię, łapą celując w pysk, konkretnie oczy. Uczennica nawet nie skapnęła się, kiedy została przygwożdżona do ziemi przez starszą kocicę. Liliowa zaczęła wić się pod naciskiem jej łap, aż nagle przed oczami mignęła jej czarna łapa z lśniącymi w świetle gwiazd pazurami. Żmija celowała w pysk Brukselki, ale kotce udało się uniknąć ciosu. Sama natychmiast zamachnęła się łapą, na ślepo uderzając przy tym Żmiję. Zastępczyni wrzasnęła, a szkarłatna ciecz przysłoniła jej pole widzenia. Zaczęła machać łbem, próbując wytrząsnąć z mordy zalegające krople krwi. Na oślep podjęła próby oddania młodej uczennicy, rozwścieczonym ruchem zamachując się łapą w jej stronę. Choć Jadowita Żmija była nieco zdezorientowana przez atak Brukselki, udało jej się trafić łapą w pysk uczennicy. Kotka poczuła rozchodzący się po jej pysku ból – ciężko było stwierdzić, gdzie tak naprawdę rozpościerała się rana. Kotka nie chciała jednak pozostawać dłużna, łapami próbowała poharatać jej klatkę piersiową. Brukselkowej Łapie udało się zaledwie musnąć pazurami końcówki włosów na klatce piersiowej zastępczyni, gdy ta z pełną agresją nastąpiła na czułe miejsce jej łapy, boleśnie uniemożliwiając posunięcie się wyżej, ku witalnym organom. Zacharczała, nurkując kłami ku szyi młodej. Kotce udało się zrobić unik przed atakiem Jadowitej Żmii. Na szczęście! Brukselkowa Łapa szybko uderzyła w jej szyję, aby nie pozostawać dłużnym. Czarna podkuliła łapy, czując, jak po jej ciele rozchodzi się piekący ból. Powoli przegrywała i musiała szybko nabrać dystansu.
Tylnymi łapami wymierzyła kopniaka prosto w podbrzusze młodej, licząc na to, że ja z siebie strąci. Gdyby jej się udało, to na pewno... na pewno nie byłoby najlepiej. Liliowej udało się uniknąć ataku czarnej kotki, ba! Udało jej się nawet w odwecie tylnymi łapami z całej siły odepchnąć zastępczynię do tyłu. Brukselka podniosła się na cztery łapy, z gniewem w oczach wpatrując się w Żmiję. Po jej pysku spływała krew, ale była obecnie zbyt bardzo przepełniona adrenaliną, aby odczuwać jakikolwiek ból. Czarna kotka jeszcze stała na łapach, co nie wróżyło niczego dobrego. Liliowej wydawało się, że walka ze Żmiją w takim stanie będzie prosta jak śliwka z makiem, jednak... los najwyraźniej miał inne plany. Czarna kotka rzuciła się w stronę uczennicy, raniąc jej klatkę piersiową. Długie, gęste futro przysłoniło ranę, jednak nie dało się ukryć tego, że lepka ciecz zaczęła rozlewać się i wsiąkać we włosy dookoła. Źrenice Brukselki zwęziły się do szerokości drobnej igły. Zakręciło jej się w głowie. "Nie! Muszę... walczyć" pomyślała, marszcząc brwi. Zacisnęła zęby i niezgrabnie puściła się do przodu, starając się wycelować w szyję Jadowitej Żmii. Jednak jej atak okazał się marny, słaby, koszmarny wręcz! Jej łapa zamachnęła się tak, jakby była jakimś glutem, a nie czymś, co miałoby powalić drugiego kota. Brukselka była zażenowana swoją siłą, co Jadowita Żmija postanowiła wykorzystać. Czarna kotka zamachnęła się łapą, chcąc oślepić uczennicę na jedno oko. Brukselka zmrużyła oczy, szykując się na najgorsze. Do ataku jednak nie doszło. Starsza została pociągnięta do tyłu przez tajemniczą siłę. To była jej szansa. Liliowa uśmiechnęła się pod nosem, ponownie próbując zatopić swoje kły lub pazury w odsłoniętej szyi zastępczyni. Jadowita Żmija przewróciła się na drugi bok, taktycznie unikając ataku młodej. Brukselka znowu chybiła. Dlaczego szło jej aż TAK źle? Czy w końcu odbił się na niej fakt, że nigdy nie uważała na treningach z Syczkowym Szeptem i po porady chodziła jedynie do pierwszych lepszych wojowników Klanu Wilka? Czy to, że tak marnie teraz wypadała, było jej własną winą? Zawsze wydawało jej się, że w walce szło jej nawet dobrze. Nie najlepiej, ale... dobrze. Nie tak, jak teraz. Przez ten czas straciła już zapał do walki. Obejrzała się za siebie, dostrzegając Kosaćcową Łapę, który Sosnową Gwiazdą pomiatał jak głupią, drobną myszką. Uczennica kątem oka zauważyła, jak kły Jadowitej Żmii błyszczą w świetle księżyca. Nie wykonała żadnego ruchu. Poczuła tylko, jak szczęka staruszki zaciska się na jej łapie. Po ciele Brukselki rozszedł się ból, kotka, choć nie miała tego w planach, instynktownie uniosła łapę, próbując odepchnąć od siebie zastępczynie.
Wtedy Kosaćcowa Łapa ujrzał, jak na jego oczach rozgrywa się walka. Poczuł, jak coś go pcha do przodu. Nie wiedział, co to było, może Klan Gwiazdy go wspierał, a może to adrenalina, która pulsowała w jego żyłach ,działała cuda, jednak jedno było pewne – właśnie pędził w stronę dwójki. Łapy same pchały go do przodu. Jego pazury były wysunięte, gotowe do ataku. Mimo swojego zapału do walki, uczeń wojownika źle wymierzył dystans. Rzucił się w stronę zastępczyni, wyciągając łapy do przodu, gotów, aby przygnieść ją do ziemi, tylko aby ta prędko rozgryzła jego plan i sprawnie uniknęła ataku kocura. Brukselkowa Łapa nie zdążyła zrobić czegokolwiek Jadowitej Żmii. Spojrzała tylko na łaciatego ucznia z szokiem w oczach. “Na Klan Gwiazdy! Dlaczego jemu musi się tak dobrze układać!” przeklęła. Kosaciec był przecież... głupi i wkurzający, a jednak silny! Niech sobie tylko nie myśli, że z wygraną walką dostaje uprawnienia do czucia się kimś lepszym, kimś, kto jest ważniejszy od innych. Brukselka niechętnie rzuciła się na bark Jadowitej Żmii, chcąc zrobić... cokolwiek. Okazało się, że z powodzeniem podzieliła bark starszej na dwa, mięsne płaty, sprawiając, że kotka gwałtownie przechyliła się na jedną stronę, czemu towarzyszył zduszony krzyk. Ślepia kocura się rozszerzyły, gdy zobaczył, jak Brukselkowa Łapa atakuje starszą. Polała się krew, plamiąc ziemię i futra zebranych. Był to... mało smaczny widok. Gdy zastępczyni się przechyliła w jedną stronę, Kosaciec zobaczył otwarcie na atak. Była to jego szansa. Kosaćcowa Łapa zebrał w sobie resztki sił, które były prawie wyczerpane po walce z Sosnową Gwiazdą, rzucając się na kocicę. Przejechał swoimi ostrymi pazurami po jej grzbiecie, skutecznie rozcinając skórę czarnej. Obaj uczniowie usłyszeli jedynie jej krzyk. Teraz szło im nawet dobrze, a Jadowita Żmija z ich łap oberwała bardzo mocno.
Zastępczyni, cała zakrwawiona, syczała już z bólu. Brukselka domyślała się, że cios, jeśli trafiony, byłby teraz dla niej śmiertelny. Spojrzała ukradkiem na Kosaćcową Łapę, który stał ze zakrwawionymi łapami, wpatrując się w czarną kocicę. Brukselka po chwili niezgrabnie rzuciła się na Jadowitą Żmiję, z zamiarem zakończenia jej żywotu. Celowała w delikatną skórę na jej szyi. Mało brakowało do tego, aby Brukselkowa Łapa znowu chybiła. Gdy po raz pierwszy schyliła się, aby zacisnąć zęby na szyi Żmii, ta odepchnęła się resztkami sił. Liliowa jednak prędko i bez namysłu wycelowała znowu. Tym razem jej się udało. Jej pysk wypełnił się krwią, szkarłatna ciecz skapywała z brody liliowej uczennicy. Zastępczyni jeszcze przez chwilę szarpała się i wiła, jednak po jakimś czasie jej ciało w końcu zwiotczało. Jadowita Żmija upadła na ziemię, a jej przeszywający wzrok był utkwiony w Brukselkowej Łapie, która teraz ciężko oddychała. Czy to koniec? Uczennica miała wrażenie, że czas nagle zwolnił. Wszystko tak jakby stanęło na chwilę w miejscu, dopóki ni stąd, ni zowąd nad ciałem Jadowitej Żmii pojawiły się czyjeś łapy, jasne, świecące bladym światłem. Sięgały po coś, co było zakorzenione w ciele czarnej kotki. Nagle dziwny, czarny kształt zaczął owijać się wokół wcześniej wspomnianych łap. Był to zdecydowanie... niecodzienny widok. Łapy w pewnym momencie mocno szarpnęły do góry, wyrywając przy tym mrok z ciała zastępczyni. Czy ona... teraz ożyje? Skoro w jej ciele nie było już cienia, to nie zagrażała teraz gwiezdnym przodkom, prawda? Jeśli natomiast umarła – trafi do Klanu Gwiazdy, czy już na zawsze będzie błąkała się po Mrocznej Puszczy, choć pozbawiona już zła? Po leśnej polanie zaczęły fruwać strzępki tego czarnego… czegoś.
Nie był to jednak koniec. Głupia Łapa po jakimś czasie w końcu się obudziła, przy okazji brudząc wszystko dookoła swoimi wymiocinami. Musieli szybko pozbyć się wszelkich śladów i upozorować wszystko tak, aby rano kotom wydawało się, że to wcale nie trójka uczniów była sprawką tego wszystkiego, a te dziwne, błąkające się od ostatniego czasu po klanowych terenach stworzenie. Najstarsza uczennica i tak musiała uciekać na pewien okres poza teren Klanu Wilka, przez co Brukselkowa Łapa skusiła się na wyrwanie trochę futra z jej ciała i wsadzenia go do pyska martwych kotek, tak, aby wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak przy sprawie z Gronostajowym Tańcem. Gdy wszystko na miejscu było już załatwione, czwórka uczniów udała się w stronę rzeki, aby dokładnie obmyć się z krwi i śladów zapachowych. Tam rozdzielili się z Głupią Łapą, a następnie ruszyli w stronę obozu. Po drodze Brukselka znalazła kilka ładnych kwiatów, którymi zakryła świeżą ranę na swoim pysku – o tę na klatce piersiowej nie musiała się martwić, gdyż była ona całkowicie zasłonięta jej gęstym, puchatym futrem. Uczniowie do obozu wracali, skacząc z drzewa na drzewo, a gdy byli już blisko, usłyszeli spanikowany głos Jaskółczego Ziela, która prosiła Zalotną Krasopani o rozmowę gdzieś na uboczu. To dało im możliwość zakradnięcia się do obozu bez zostania przyłapanym. Teraz wszystkie dowody już dawno gdzieś przepadły. Uczniowie byli bezpieczni, a przynajmniej na razie.
[2717 słów]
[przyznano 54%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz