— Ofelio ja... — dziś po raz kolejny próbował nawiązać z nią jakiś kontakt, ale kocica obeszła go łukiem, jakby wcale nie istniał.
Dlaczego to się działo? Co zrobił, że na to zasłużył?
Jego smętność nie została zauważona przez nikogo. A nawet jeśli to była ignorowana. Jadeit z satysfakcją na pysku widywała go samego, gdy sama dogadywała się doskonale z Ofelią. Czy naprawdę musiał zwracać się o radę do ojca? Nie widział wyjścia.
Skierował kroki ku pokoju Barona. Zimne dreszcze przebiegły mu po grzbiecie, ale przełknął ślinę i wkroczył do środka. Bury wyglądał właśnie przez okno, a jego ogon majtał na boki w wyrazie zdenerwowania. Wspaniale... Czyli wszedł nie w porę. Był zły. Gdy tylko starszy go dostrzegł, od razu zeskoczył na ziemię i podszedł do niego szybkim krokiem.
— Mam dla ciebie zadanie synu — Tych słów to ewidentnie się nie spodziewał.
— Co się stało?
— Cooinowie wrócili.
Co. Te słowa brzęczały mu przez chwilę w głowie niczym ponury żart. Jak to wrócili? Nie było ich przez kilka księżyców i tak nagle jak gdyby nigdy nic się pojawili? To było podejrzane. Aż za bardzo.
— Skąd wiesz? — zapytał. Może miał błędne informacje? Przecież doskonale pamiętał jak Baron mówił, że ich posiadłość jest opustoszała, że zniknęli na zawsze. Widział wtedy ojca tak radosnego, że zaczął się martwić o jego zdrowie.
— Ten ich synalek się pojawił. Sam. Twierdzi, że teraz on jest głową rodu. Wyprawia spotkanie dla przyjaciół. Udasz się tam i wybadasz sprawę. Chcę wiedzieć co się stało z jego rodzicami.
— Huh? — zamurowało go, a z pyska uciekł pisk.
On? Miał iść na przeszpiegi do Omnisa Van Cooina? I to sam?
Widząc jego przerażone spojrzenie, ojciec prychnął.
— Co ty baba? Zacznij się zachowywać jak na mego następcę przystało i nie trzęś tak kuprem! Dostałeś zaproszenie.
— A... A jak to pułapka? — przełknął ślinę czując, że to wielce prawdopodobne.
— Być może nią jest... Ale ty jesteś Von Norvich! — Trącił go łapą w ramię. — Pokonasz drania nieważne czego będzie próbował.
— T-tak... — odparł niepewnie, drżąc. No to się wpakował. Po tylu księżycach nieobecności Omnis mógł się zmienić. Jeśli naprawdę został głową rodu, to tym bardziej mógł go nie rozpoznać. Co jeśli już miał na sumieniu kilka morderstw? W końcu jego rodzina była szalona! A co jeśli naprawdę zechcę zakończyć tą wojnę pomiędzy ich rodami i go zabije? Wtedy jego ród wyginie, a Van Cooin będzie trzymał się nieźle.
Pełen złych przeczuć, udał się do swojego legowiska. Musiał się przygotować. To całe spotkanie miało odbyć się za dwa dni... i to w posiadłości jego wroga. Nigdy tam nie był, lecz wyobraźnia działała nie tak jakby pragnął. Jaka będzie prawda? Przekona się o tym już niedługo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz